W swojej opowieści o okładkach gier dla konsol Atari Iga Gromska poruszyła ciekawe zagadnienie, związane ze wczesnym okresem elektronicznej rozrywki, przedstawiając nam postacie artystów, których prace poruszały bardziej nasza wyobraźnię od kanciastych tworów obserwowanych na ekranie telewizora.

Nie jest prawdą, że książki, płyty, gry, albo filmy kupujemy wyłącznie ze względu na ich treść. Często zwodzi nas zmysł wzroku, który skłania do dokonania wyboru wyłącznie na podstawie okładki lub oprawy. Niezależnie od tego, czy po otwarciu pudełka czeka nas rozczarowanie, czy też okrzyk zachwytu – sama obwoluta niekiedy bywa wystarczającą rekompensatą: ostatecznie kto z nas nie kontempluje kolekcjonerskich edycji gier, opakowanych w te śliczne, kolorowe kartony mieszające się z plastikiem. Owszem, są bezużyteczne i przez większość swojego trwania zbierają kurz, ale jakże piękne.

Końcówka lat 70. to bodajże pierwszy przypadek w historii zjawiska zwanego komputerami osobistymi (lub domowymi), który dowodził, że nawet jeśli maszyny do pisania połączone z elektroniką jeszcze nie są gadżetami, które mogłyby zdobić salony, to już ich opakowania, pełne barw i krzykliwych haseł (częstokroć zrozumiałych wyłącznie dla geeków) – napędzają sprzedaż. Apple II w 77 roku pakowany był w biały karton z czerwonym logo producenta. W tym samym okresie Commodore był zajęty produkcją PET-ów, których rola była czysto użytkowa, jednak to wciąż były produkty niedostępne dla domowych użytkowników. Kiedy Apple rozwijał swoje 8-bitowe skrzydła w siecówce Sears pojawiły się nagle kolorowe pudełka z tęczowym logo Atari – stosując dokładnie te same mechanizmy, które znamy z barwnych pudełek kartridży do Atari VCS – ówczesny gigant elektronicznej rozrywki postanowił podbić rynek domowych komputerów. 8-bitowce Atari może nie okazały się spektakularnym sukcesem, ale trend został wyznaczony – pudła od komputerów nabrały barw. Wprawdzie były wyjątki – bo TRS-y 80 wciąż były pakowane w szare pudła z monochromatycznymi nadrukami, ale już boxy od VIC-a-20, ZX80 i ZX81 skrzyły się do barw, zachęcając do otwarcia pudełek. Kolorowa pułapka została zastawiona, konsumenci w latach 80. w nią wpadli.

Sinclair doskonale rozumiał ten marketingowy mechanizm. Nie sposób odmówić ZX81 i ZX82 (ZX Spectrum) uroku – opakowane w czarne obudowy maszyny są eleganckie i zgrabne – zupełnie inne od topornych konstrukcji z lat 70. Do dziś projekty Ricka Dickinsona (odpowiadającego za obudowy ZX81, ZX Spectrum 16K/48K oraz Sinclaira QL) zachwycają swoim charakterem i stylem. Wprawdzie wewnątrz można dopatrzeć się użytkowych niedoróbek i oszczędności (chociażby brak przycisku reset i wyłącznika) – to same maszyny do dziś imponują wzornictwem. Równie ładnie prezentowały się pudełka ZX81 czy ZX Spectrum – mogły śmiało konkurować z barwnymi boxami 8-bitowych Atari, VIC-20, albo Commodore 64.

Jest jeszcze jedno nazwisko, które warto przypomnieć w kontekście ZX Spectrum i ZX81: John Harris i jego imponujące, monumentalne futurystyczne wizje, które zdobiły okładki podręczników do wczesnych modeli komputerów Sinclaira.

Sinclair wykorzystał łącznie trzy prace Harrisa. W Introduction i BASIC programming do ZX Spectrum zobaczyliśmy dwa fragment Floating City. Również podręcznik do Microdrive’ów opatrzono utrzymaną w podobnym stylu grafiką wieży z anteną satelitarną. Przodek ZX Spectrum – ZX81 również załapał się na podręcznik z obrazem Harrisa.

Beyond The Horizon – The Art of John Harris from Magenta Films on Vimeo.

W późniejszym okresie podręczniki do ZX Spectrum, zamiast sięgać po wzorce wymyślone przez futurystów przeskoczyły na tory utrzymanego w czerni profesjonalizmu. Podobnie było w przypadku manuali do QL-a oraz książeczek dołączonych przez Amstrada do modeli +2 i +3. Jedynym poważnym wyłomem z tego traktowania komputerów 8-bitowych jako profesjonalne narzędzia do pracy był… Sam Coupé z przelatującym na niebie komputerem, wystrzeliwującym ze swoich slotów pociski wyglądające zupełnie jak stacje dyskietek…