Gram sobie wreszcie w Wiedźmina 3 (lepiej późno niż wcale). AAA, nie ma wątpliwości, crème de la crème, ale nie byłbym sobą, gdyby nie śmieszyły mnie różne durnostki.

Na przykład podchodzę do krzaka, żeby zebrać z niego jakiś składnik alchemiczny, a ten krzak nazywa się… jemioła. Żeby druidzi wiedzieli, że jemioła rośnie na ziemi, to by się nie musieli biedacy wspinać na drzewa, i to jeszcze targając ze sobą złote sierpy. Nie wiem tylko, czy twórcy gry zrobili tak, bo w życiu na oczy jemioły nie widzieli, czy może była to świadoma decyzja, bo w silniku leśnego parkouru nie przewidziano. Tak czy tak – bawi.