Kiedy ktoś pierwszy raz powiedział mi o Plants Vs Zombies to wybuchłem perlistym śmiechem. Potem zagrałem partię. Następną. I jeszcze jedną…
Pierwszą grę z tej serii do dziś darzę wielką miłością. Jest jednocześnie grywalna, zabawna i po prostu urocza. Niestety następna część to tytuł na mobilki i jako taki mnie ominął. Może jestem stary zgredem, ale telefon służy mi do dodzwonienia, odbierania połączeń od innych i czasem wysyłania SMS-ów (dobra do sieci też wchodzę). Znajomi jednak i tę część chwalili. Osobną kwestią była seria Plants vs. Zombies: Garden Warfare. Jestem jak najbardziej za parodiowaniem realistycznych, ponurych, militarnych gier FPS, ale te tytuły jakoś od mnie nie trafiły. Podobało mi się natomiast klasy postaci i ich umiejętności – uważam, że bomba chili do dziś jest jednym z fajniejszych ataków obszarowych w tego typu grach.
Kiedy pojawiły się plotki, że EA zastrzega nazwę Plants vs. Zombies: Battle For Neighborville to byłem wręcz przekonany, że czeka nas coś w rodzaju kontynuacji serii Garden Warfare. Patrząc po trailerze – nie myliłem się.
Widzę jednak od razu kilka różnic. Po pierwsze – wszystko wygląda dużo bardziej kreskówkowo i trochę kojarzy mi się z serią Splatoon od Nintendo. Mam też wrażenie, że o ile Garden Warfare miał parodiować Modern Warfare to tutaj celem parodii jest Fortnite. Choć może tylko mi się zdaje. Doceniam też oczko puszczone do Goat Simulator! No i ta muzyka – może nie jest moje ulubione granie, ale jedno muszę przyznać – temat jest chwytliwy!
PS. Jeśli trailer się nie wyświetla to znaczy, że EA postanowiło jednak przykręcić śrubę…