Co robicie w czwartek, 14. listopada? Jeśli nie macie jeszcze sprecyzowanych planów, to możemy was zaprosić na spotkanie autorskie z Michałem Radomirem Wiśniewskim, znanym też jako MRW z Pixela.
Spotkanie z Michałem odbędzie się 14.11.2019 r. o godzinie 18:30 w Księgarnia Czarnego, przy ul. Marszałkowskiej 43 w lokal nr 1 w Warszawie. Potrwa mniej więcej dwie godziny. Wstęp bezpłatny. W planie spotkania przede wszystkim rozmowa na temat najnowszej książki MRW zatytułowanej „Wszyscy jesteśmy cyborgami” (według autora z okładką układaną w 3D). Sama książka skupia się na tematyce Polski przechodzącej cyfrową rewolucję. Będzie więc o Internecie, światłowodach, MTV, zbiorowym umyśle odbiorców zgromadzonych przed telewizorami, pokoleniu Neo. Czyli jak zawsze o polityce, kulturze, mediach i miłości, konglomeracie ciał, umysłów i maszyn.
Przed spotkaniem (na którym pewnie będzie można zdobyć książkę „Wszyscy jesteśmy cyborgami” z autografem) udało nam się zadać kilka pytań…
Pixelpost: Czy współcześnie da się wyżyć z pisania książek i artykułów?
MRW: Oczywiście, wiele osób żyje z pisania – choć tu zawsze należy spytać „ale co to za życie?”. Jedni mają wielkie sukcesy i mercedesy, inni ledwo wiążą koniec z końcem i szukają zajęć pobocznych. Pisarze i pisarki – to zależy też od umowy – dostają procent z każdego sprzedanego egzemplarza, ale także za wypożyczenie biblioteczne (należy zapisać się na stronie) – stąd odezwa do obywateli – jeśli nie masz kasy, to nie kradnij książki z internetu, tylko wypożycz ją z biblioteki.
Pixelpost: Masz tremę przed spotkaniami z czytelnikami?
MRW: Kiedyś miałem. W młodości byłem, jak to się dziś mówi, introwertykiem – dlatego tak ważny okazał się dla mnie internet. Tam nie panowały żadne ograniczenia, nie było żadnej tremy ani wstydu, wręcz przeciwnie – puszczały wszelkie hamulce. Między innymi dlatego – o czym piszę w książce – że początkowo nie traktowaliśmy go jako przedłużenie prawdziwego życia, ale coś, co się dzieje w komputerze, niczym gra komputerowa. Usenet nie był miejscem, w którym spotyka się prawdziwych ludzi – traktowaliśmy go jaki rodzaj tekstowej przygodówki czy nawet Street Fightera, w którym zamiast hadukenów zasypuje się oponenta argumentami, ideami i wyzwiskami. Dziś już nie mam tremy w realu – przeszła po pierwszym spotkaniu autorskim i pierwszej wizycie w radiu. Obawiam się czegoś innego – że się poczuję zbyt pewnie i zrobi się zbyt wesoło.
Pixelpost: Jakieś zabawne wydarzenia związane z Twoimi książkami i spotkaniami z czytelnikami?
MRW: Niebezpieczeństwo pisania prozy wynika z tego, że często wrzuca się do niej przetworzone sytuacje życiowe albo prawdziwe postacie. Kiedyś nie myślałem o konsekwencjach takich działań, ale dziś ostrzegam wszystkich studentów i studentki (prowadzę warsztaty mistrzowskie na studiach pisarskich). W „Jetlagu” sportretowałem w złośliwy sposób osobę, która mnie nieco irytowała. Nie znałem jej osobiście, tylko z tekstów, które właśnie wzbudzały we mnie negatywne uczucia. No i tak się stało, że gdy zacząłem pisać powieści, jeździć po Polsce i festiwalach – poznałem tę osobę. Okazała się wyjątkowo sympatycznym człowiekiem – i po którymś spotkaniu, gdy już robiło się trochę wesoło, padło pytanie – „ej, ta okropna postać to ja?”. „Ależ skąd!” zapewniłem; mam nadzieję, że ten ktoś tego nie czyta i nie domyśli się prawdy.
Pixelpost: Czy dobierasz tematy książek i artykułów według jakiegoś planu, czy po prostu piszesz o tym, co cię aktualnie fascynuje?
MRW: To choroba zawodowa – nie potrafię już sobie pójść do kina i po prostu obejrzeć filmu dla przyjemności; nawet jeśli postanawiam, że nic nie będę o nim rozmyślał, to zanim wrócę z kina do domu mam już wymyślony szkic eseju na jego temat. Nie zawsze takim esejem udaje się zainteresować jakąś redakcję, ale kiedy jakiś temat wyjątkowo mnie dręczy, po prostu robię sobie notatki i czekam na dobrą okazję. Tak było na przykład z moim „słynnym esejem o Blade Runnerze”, który nosiłem w sobie przez rok, aż wreszcie dane mu było ujrzeć światło dzienne na łamach Polityki . Zwykle pojawia się więc coś, co nie daje mi spokoju, co jest zwłaszcza męczące przy pisaniu prozy – pisząc „God Hates Poland” myślami byłem już przy „Hello World” i nie mogłem się doczekać, kiedy się za nią zabiorę. Oczywiście gdy już zacząłem ją pisać, myślałem już o czymś zupełnie innym.
Pixelpost: Dziękujemy za rozmowę.