Właśnie wystartował nowy – 14 sezon – w Diablo 3. Dziełko Blizzarda można lubić lub nie, ale trudno zaprzeczyć temu, że jego twórcy wciąż starają się zainteresować i zatrzymać przy nim graczy. Tym bardziej, że przybywa produkcji reprezentujących nurt ARPG. Chyba największą konkurencją dla trzeciej części cyklu o Panu Grozy jest darmowe, nieustannie rozwijane Path of Exile. Ale nie można zapominać też o mrocznym Grim Dawn, kapitalnym Torchlight 2, przesiadującym w steamowym early access, obiecującym Wolcen: Lords of Mayhem, czy też niedawno ufundowanym na Kickstarterze Last Epoch.
Do tej gromadki dołączył właśnie Warhammer 40000: Inquisitor – Martyr osadzony w uniwersum stworzonym przez Games Workshop. Tytuł autorstwa NeocoreGames, czyli ludzi odpowiedzialnych za serię o łowcy z rodu Van Helsingów. Już od pierwszych chwil obcowania z nowym dzieckiem węgierskiego studia poczułem, jakbym już wcześniej widział coś podobnego. Martyr od samego początku wydał mi się modem, totalną konwersją, The Incredible Adventures of Van Helsing. I nie, nie zrozumcie mnie źle, bardzo cenię sobie cykl o pogromcy paskudztw wszelakich oraz jego towarzyszce Pani Katarinie (w szczególności jego dwie pierwsze części), ale tu doprawdy czuć rękę tej samej ekipy developerskiej. Nawet dialogi pomiędzy bohaterami wydawały mi się jakoś znajome. I bardzo się z tego powodu cieszę, ponieważ jeszcze łatwiej było mi wejść w buty tytułowego inkwizytora. Chociaż i tak nie miałbym z tym problemów, gdyż bardzo lubię ten setting.
Niezmiernie spodobało mi się bardziej taktyczne podejście do walki z hordami Chaosu oraz ich pomagierami. A i sami wrogowie nie lecą bezmyślnie pod lufę boltera lub ostrze miecza, w odróżnieniu od np. Diablo. Kiedy trzeba, strzelcy wycofywali się za osłony, gdy pochłaniający pociski niczym gąbki, elitarni Marines Chaosu szarżowali na mnie z całym dostępnym sobie arsenałem. Poza tym same starcia toczą się w odrobinę wolniejszym tempie, niż ma to miejsce w większości konkurencyjnych produkcji, a dodanie wspomnianych wyżej (zniszczalnych!) osłon, aż prosi się o jeszcze większe kombinowanie. Mnie i tak najbardziej przypadła do gustu gra zabójczynią nastawioną na walkę w zwarciu, choć będąca w podorędziu strzelba bojowa aż błagała o dołączenie do wspólnego masakrowania przeciwników.
Sam system umiejętności oraz rozwoju bohatera również prezentuje się bardzo ciekawie, wnosząc odrobinę świeżości do mechanik znanych z innych gier. Jest przy czym majstrować, już nawet sam dobór broni determinuje to, jakimi zdolnościami w trakcie walki operuje bohater.
Martyr to produkt niepozbawiony wad, tłumaczenie kuleje, czasami okazuje się, że na nasz język nie przełożono nawet całych wypowiedzi poszczególnych postaci lub opisów umiejętności. Zdarzają się sporadyczne babole, lagi, a optymalizacja – pomimo łatek – wciąż pozostawia wiele do życzenia. To wszystko nie ma aż tak negatywnego wpływu na rozgrywkę. Autorzy cały czas wypuszczają aktualizacje, organizują wydarzenia globalne, obiecując zarazem sporo nowej zawartości na przyszłość. Warhammer 40000: Inquisitor – Martyr mocno mnie wciągnął. I może za bardzo do głosu dochodzi tu mój wewnętrzny optymista, ale coś mi się zdaje, że spędzę przy tym tytule jeszcze wiele godzin.
Ocena na Steamie mieszana. A i cena nie za niska – ponad 160 PLNów. Naprawdę warto? Jeśli tak, to po zrobieniu Guardiana S14 w Diablo 3 może bym zerknął…
Imo warto, choć zastanowiłbym się nad kupnem w tej cenie. Gra mi podeszła, fajnie rozwiązali kwestię umiejętności, doboru szmelcu jaki zabierasz na misje, podziału klas, no i setting jest wyśmienity. Ciekawe co wymyślą z endgame, bo obiecują sporo contentu, więc może być nieźle. Z ceną to ich lekko poniosło, radziłbym zaczekać do jakiejś obniżki, bo 160 zeta to lekkie szaleństwo.