Firma bierze spory procent, nie dając zbyt wiele w zamian.
Serwis Polygon skontaktował się z dwudziestoma twórcami małych gier niezależnych, by porozmawiać z nimi o warunkach współpracy z platformą Steam. Ogólny wydźwięk rozmowy jest mocno negatywny: Valve bardzo chętnie pobiera 30% prowizję od każdej sprzedaży, ale nie interesuje się zbytnio problemami i trudnościami, jakie często rzuca sprzedającym na platformie sama jej infrastruktura. W połączeniu z wprowadzoną niedawno polityką nieingerencji firma Gabe’a Newella zdaje się wręcz zniechęcać twórców mniejszych gier do wystawiania się na ich platformie.
Jedną z głównych skarg jest system ocen, który wymaga aż 70% pozytywnych recenzji, by oznaczyć średnią jako „Pozytywną”. O ile można spierać się, czy liczba ta nie powinna być niższa (tej samej metryki używa na przykład serwis Metacritic oznaczając gry na zielono dopiero od 70%), problemem w przypadku steamowych recenzji jest fakt, że bardzo często negatywne oceny są po prostu skargami na problemy techniczne. Twórcy chcieliby, by Valve dało im lepsze narzędzie do przyjmowania skarg, tak, by zamiast zawalać stronę sklepu i wymagać regularnej kontroli trafiały one jak najszybciej do zespołów odpowiedzialnych za łatanie błędów, ale firma nie wydaje się być tym zainteresowana, a do tego nie chce usuwać nawet złośliwie wystawionych negatywów, wystawianych przez trollujących użytkowników. Podczas gdy w przypadku dużych gier takie „żarciki” zazwyczaj toną w natłoku bardziej merytorycznych recenzji, w przypadku tytułów mających 20 czy 200 recenzji, każda taka negatywna ocena może mieć niemałe znaczenie.
Twórcy narzekają też na bardzo niejasną politykę dotyczącą cen w różnych walutach. Pracujący na 40 walutach Steam domyślnie przecenia poważnie gry na rynkach takich jak Rosja czy Chiny, ustalając ceny gier na poziomie 60 czy 80% tych amerykańskich. Problem polega na tym, że wszelkie korekty tych cen muszą być wprowadzane ręcznie, jeśli więc twórca nie zgadza się, by gra trafiała w ręce naszych wschodnich sąsiadów znacznie taniej, musi przeliczać (i korygować, bo przykładowo wartość rubla ulega częstym zmianom) cenę ręcznie. Robienie tego dla wszystkich walut może być żmudnym i nieprzyjemnym procesem.
Choć w artykule przewijają się pozytywne głosy, mówiące, że Valve nie wszystko robi źle, consensus wydaje się być dość jednoznaczny: w porównaniu ze wszystkimi innymi sklepami w branży gier Steam jest zdecydowanie najgorszym, jeśli chodzi o stosunek ceny do jakości wsparcia dla twórców. Sony i Microsoft udzielają ponoć znacznie lepszego wsparcia, a kontakt z przedstawicielami tych platform jest łatwiejszy. Valve ma w teorii nadrabiać tę różnicę olbrzymią bazą użytkowników, która powinna zaoferować dobrą widoczność każdemu tytułowi, jednak magia algorytmów przeliczających recenzje sprawia, że małe gry często nie są wcale widoczne, szczególnie zanim uda im się zebrać znaczącą liczbę recenzji. Na platformie Valve widoczni stają się bardziej widoczni, a mali toną, często nie mając szans się wybić. Choć istnieją alternatywy, takie jak GOG, który starannie dobiera wydawane w swoim sklepie gry czy itch.io, często używane jako poligon testowy dla małych wydawców, chcących zbudować społeczność jeszcze przed ukończeniem swojej produkcji, dla wielu Steam pozostaje jedynym godnym uwagi sklepem.