Serial „The Orville” stworzony przez Setha MacFerlane’a to w moim odczuciu wspaniały hołd złożony „Star Trekowi”.
To także – moim zdaniem (a również według całej rzeszy fanów) – doskonały powrót do korzeni serii zapoczątkowanej przez Gene’a Roddenberry’ego. Nic dziwnego, że miłośnicy TOS i TNG czują się jak w domu, oglądając przygody kapitana Eda Mercera oraz jego barwnej załogi. Wszędobylskie wybuchy, iście jarmarczny festiwal laserów i ten cały klimat, który musi przemawiać do dzisiejszego widza o niewysublimowanych gustach, musiały w „Orville’u” ustąpić czemuś bliższemu wizji Roddenberry’ego. A mianowicie samej eksploracji, chęci poznawania wszystkiego co nowe oraz – mniej lub bardziej – zawoalowanemu komentarzowi bieżących spraw. Nawet samą estetykę serial MacFerlane’a odwołuje się do klasycznych serii sci-fi. Jest kolorowo, czysto, wręcz sterylnie, a projekty okrętów kosmicznych są niesłychanie ładne. Widać, że serię tworzy prawdziwy fan takich klimatów, odnoszący się z szacunkiem do materiału, na którym się wzoruje. A że poza swym spojrzeniem na oldschoolową fantastykę naukową, Seth serwuje nam także sporo charakterystycznego dla siebie poczucia humoru? To bardzo dobrze! Nie wiem jak to wytłumaczyć, ale gdy tylko dowiedziałem się że MacFerlane pracuje nad „Orvillem”, to jakoś podskórnie widziałem jaką formę przybierze ten serial. Patrząc po nad wyraz pozytywnych reakcjach fanów i moich bliskich znajomych, nie byłem odosobniony. A że krytycy nie potrafili tego uchwycić? Cóż, jak widać – fan wie lepiej co dla niego dobre.
Niezmiernie cieszy mnie to, że FOX zapowiedział właśnie drugi sezon „Orville’a”, bo serial zyskuje na popularności we wszystkich platformach multimedialnych należących do amerykańskiego giganta. Co więcej, dziełko MacFerlane’a zawitało także do Polski, od 2 listopada można je obejrzeć na polskim Foxie. Do czego namawiam, ponieważ to kawał kapitalnego sci-fi. Nowocześnie wyprodukowanego, świetnie zagranego, lekko – ale przemyślanie – kiczowatego, przepełnionego nostalgią za minionymi czasami. Widać, że ludzie tęsknią właśnie za taką niewinną, kosmiczną wędrówką. Dziękuję, Seth.