Gry opierające się na mechanice tower defense nieomal zawsze wyglądają tak samo: stawiamy zapory, walczymy z falą wrogów, zbieramy zasoby, naprawiamy co się da, stawiamy kolejną porcję wieżyczek obronnych. Ot taka Dune II z samymi wieżyczkami. Oczywiście na kanwie tej prostej idei można zbudować konkretne gry strategiczne. Bądź też zminimalizować obciążenie umysłowe gracza do kilku jednostek i kilku pasów obronnych.
Jak możemy przeczytać w opisie na YouTube 1BIT Castle to drugi projekt Pawła „Kantala” Turaczyka, za który na Steamie nie musimy płacić ani złotówki. Cała zabawa, tradycyjnie dla gier tower defense, sprowadza się do obrony zamku. Dysponujemy czterema typami jednostek o zróżnicowanej sile ataku, zasobach paska życia, szybkości i zasięgu – dwie z nich atakują wyłącznie z bliskiej odległości, dwie specjalizują się w atakach dystansowych. W skrócie: dysponujemy czworgiem bohaterów (których możemy pomnażać za zdobywaną w grze walutę) i walczymy z pięcioma typami potworów.
Cel całej zabawy to obrona zamku, w którym zgromadzone są skarby. Każdy pokonany przeciwnik pozostawia po sobie serduszko, które symbolizuje lokalną walutę – krew. Za nią kupujemy wojowników i magów (każda z jednostek ma inną ceną) oraz dostawiamy kolejne rządki zasieków obronnych. Kolejne fale nacierających potworów zmuszają nas do szybkiego podejmowania decyzji. Równie szybko musimy zbierać z planszy serduszka pokonanych wrogów, bo inaczej znikną…
Ciekawym pomysłem w mechanice gry jest konieczność kupowania rzędów pól, zasiedlanych później jednostkami obronnymi – bez nich, po pewnym czasie nie będziemy mieli jak prowadzić obrony. Szkoda, że 1BIT Castle nie uwzględniono zróżnicowanej puli krwi za pokonanie jednostek o różnej sile (podobnie jak jest to wyrażone w punktacji) oraz jakichkolwiek wzmocnień np. w przypadku gromadzenia w obszarze kilku pól identycznych jednostek.
To co ciekawe w 1BIT Castle to błyskawiczna rozgrywka, podsumowana osiągnięciem punktowym, wymagająca dobrego oka do serduszek i błyskawicznego podejmowania decyzji. Brakuje jednak większej różnorodności, która przykuwała by uwagę gracza na dłużej – długotrwała walka na jednej planszy to jednak nie jest to o czym obrońcy zamków od zawsze marzyli. Przydałoby się także nieco łagodniejsze traktowanie gracza na starcie, bo już pierwsze fale przeciwników są w stanie rozłożyć naszą obronę na łopatki.
Całość w klasycznej do bólu oprawie graficznej, wrzucanej do wspólnego worka z nazwą pixelart i przy wtórze popisujących dźwięków, udających chiptune’y. Muzykę wyciszyłem po pięciu minutach, do grafiki jakoś się przyzwyczaiłem. I pamiętajcie, żeby zbierać serduszka!