Początkowo mi się ta gra nie podobała i odstawiłem ją na boczny tor, zwłaszcza że był inny hit na gogle, który zrecenzujemy w najnowszym numerze Pixela. Po ponad miesiącu wróciłem do Theseusa i w ciągu niecałych dwóch godzin dokończyłem przygodę, zaliczając kilka miejscówek stanowiących opium dla wyobraźni.

Jest to dziełu ambitnego zespołu z Mediolanu, który zupełnie niepostrzeżenie wypuszcza też mobilne przygody herosa nazywającego się… Biały Wilk. Szczerze mówiąc, to trochę nawet przypomina wiedźmina, zwłaszcza że para się podobną profesją. Ale nie o nim, lecz o bohaterze greckich mitów jest tytuł, który wziąłem na warsztat. Zaczyna się od chodzenia, żmudnego łażenia z komnaty do komnaty ze sposobem widzenia akcji niczym w Chronosie. Nie byłoby to złe, gdyby coś więcej się działo. Tymczasem chodzi o wejście na półkę skalną, zeskok, przechodzenie po murkach i skoki z jednego na drugi niczym w Prince od Persia. Cały wic zaczyna się, gdy Tezeusz dochodzi do pajęczo-komórczaków, zaczyna się robić wesoło. Podczas walk pojawia się możliwość uskoku Kratosa z God of War, w ogóle mocno zaczyna pachnieć produktem SIE. Nawiasem mówiąc, równolegle wypuszczono wersje na HTC Vive, PS VR i Oculusa, więc ów tytuł mogą skosztować właściwie wszyscy posiadacze akcesoriów do wirtualu.

Przemierzając labirynt, trafia się do kilku komnat rozległych po horyzont, z monumentalnymi tarasami, rzeźbami i tajemniczymi światłami. Czyli nie tylko korytarze, ale również przestronne sale. Najpiękniejsze sceny następują, gdy kamera usadawia się za plecami herosa i podąża za nim, wraz z muzyką sugerując, że zaraz nastąpi jakaś kulminacja. Wtedy można powiedzieć, że gra robi się „filmowa” jak mało co we współczesnej elektronicznej rozrywce. Po labiryncie Tezeusza prowadzi odpowiednik Ariadny, nie ma również możliwości, by nie zjawił się Minotaur.

Ten w sumie prosty action adventure, w którym bohater nie wypowiada ani jednej linijki dialogowej, a najbardziej skomplikowana czynność, jaką musi wykonać to zapalenie pochodni, zadziwiająco pod koniec mi się spodobał. To tylko kilka obrazów, żadnej fabuły ani fajerwerków. Ale ten zatęchły, sypiący się, niegdyś wspaniały labirynt robi pewne wrażenie. Gra kończy się linijką w stylu „Każdy poszukuje czegoś w życiu i znajdzie to w labiryncie”. No dobrze, oto jest poezja na miarę gier wideo, kupuję to. Nowy Chronos to z pewnością nie jest, tym niemniej warto dla Theseusa założyć gogle.