Mortal Kombat swój sukces zawdzięcza głównie hektolitrom krwi, efektownym fatality, dynamicznej rozgrywce i wyrazistym postaciom. Historia serii nierozerwalnie wiąże się jednak z czymś jeszcze – sekretami. Zarówno tymi przygotowanymi przez programistów, jak i istniejącymi wyłącznie w wyobraźni fanów.
Automaty z Mortal Kombat zaatakowały świat w sierpniu 1992 roku. Pierwszą zagadką, z jaką musieli zmierzyć się gracze, było oczywiście odkrycie ciosów i przede wszystkim fatality. Co z tego, że widziało się, jak sterowany przez komputer Sub-Zero zamraża przeciwnika, a Kano wyrywa pokonanemu serce, skoro nie miało się pojęcia, jak to powtórzyć? Nie było jeszcze wszechwiedzącego i wszechobecnego internetu, więc gracze do wszystkiego musieli dochodzić sami. Odkrywanie kombinacji klawiszy okazało się jednak niczym w porównaniu z tym, co jeszcze przygotowali John Tobias, Ed Boon i reszta ekipy ówczesnego Midway.
ED PRZECIERA DROGĘ
Prawdziwe szaleństwo z mortalowymi sekretami rozpętało się, gdy do salonów zawitała wersja automatów oznaczona numerem 3.0. Od tego momentu przed niektórymi pojedynkami na arenę wskakiwał tajemniczy zielony ninja, który przedstawiał się jako Reptile. Pomysł z jego wprowadzeniem do MK Ed Boon zaczerpnął ze Street Fightera. A konkretnie – patent na plotkę o istnieniu sekretnego wojownika Sheng Longa. – Myślałem, że świetnie byłoby umieścić w grze postać, która pojawiałaby się co jakiś czas. Na tyle często, że ludzie zaczęliby o niej mówić, ale też wystarczająco rzadko, że trudno byłoby potwierdzić jej istnienie – wspominał współtwórca MK. Programiści nie mieli dość wolnej pamięci, by od podstaw przygotować nowego wojownika, więc połączyli Scorpiona z Sub-Zero. Aby podtrzymać aurę tajemniczości, pracownicy Midway dostali zakaz mówienia o Reptile’u.
Manewr powiódł się w stu procentach i zielony ninja stał się obsesją fanów MK. – Po jakimś czasie wszyscy już spodziewali się tego, że w grach znajdą się sekrety, ale przy pierwszej odsłonie było coś magicznego w tym, że ludzie mówili o Reptile’u, a nie byli do końca pewni, czy on w ogóle istnieje – wyjawił Boon. Trudno się temu dziwić, gdyż zielony wojownik pokazywał się naprawdę sporadycznie, a żeby z nim walczyć, należało sprostać niezwykle wysokim wymaganiom, mianowicie – pokonać komputerowego rywala na planszy The Pit, nie stosując bloku, nie tracąc energii i wykonując fatality. Jakby tego było mało, na tle księżyca musiały pojawić się cienie, co następowało co sześć pojedynków. Warto zaznaczyć, że Reptile nie był jedyną niespodzianką dla graczy. Istniał szereg kodów różniących się w zależności od portu tytułu. Na przykład posiadacze Game Boya jako jedyni mogli wcielić się w Goro, a pecetowcy po wejściu w opcje i wpisaniu hasła DIP dostawali się do cheat menu. I tu pojawiała się kolejna zagadka – występujące tam przełączniki nazywały się po prostu „Switch” z cyframi od 0 do 8. Gracze sami musieli dociec, za co odpowiadają poszczególne pozycje, i do dziś nie odkryto działania dwóch ostatnich.
Skoro okazało się, że gra zawiera tajemnice, fani doszukiwali się kolejnych. Ich zdaniem istniała druga ukryta postać – czerwony ninja Ermac. Wywnioskowano to z dwóch faktów. Pierwszym był błąd powodujący, że czasami strój Scorpiona stawał się czerwony. Drugi to statystyka „Ermacs” w menu serwisowym automatów. Informowała o liczbie błędów, ale widniała tuż pod statystykami dotyczącymi Reptile’a, więc gracze uznali, że odnosi się do jakiegoś ukrytego bohatera. Mimo oficjalnych zapewnień Midway fani wciąż trudzili się, by odszukać Ermaca. Ich wysiłki przerwała premiera sequela w roku 1993.
DWÓJKA MUSI BYĆ LEPSZA
Boon, Tobias i spółka poszli za ciosem i w MKII zawarli jeszcze więcej sekretów. Na graczy czekało aż trzech ukrytych wojowników. Jade i Smoke, którzy pojawiali się przed pewnymi walkami, zostawiając (niejasne) wskazówki, jak ich odnaleźć, i od czasu do czasu wyglądali zza drzewa na planszy Living Forest, oraz Noob Saibot. Imię tego ostatniego powstało z odwrócenia nazwisk autorów gry. W podobny sposób utworzono kod AICULEDSSUL pozwalający dostać się do cheat menu w pecetowej wersji – wykorzystując nazwiska producentów Jaya Lussa i Aleksa De Lucii. Pecetowcy znów otrzymali do dyspozycji DIP Switche, tyle że w przypadku MKII nie odkryto działania żadnego z nich. Jeszcze bardziej niż próby odgadnięcia ich przeznaczenia mogły namieszać graczom w głowach wiadomości, które wyświetlały się po przejściu gry. Nie dość, że wiele z nich pojawiało się w postaci anagramów, to po rozszyfrowaniu brzmiały np. „There Are No Animalities” czy „Ermac Does Not Exist”. Oczywiście zapewnienia, że czegoś nie ma, sprawiały, że szukano tego jeszcze energiczniej. Szczególnie, że MKII przyniosło nowe wykończenia – friendshipy i babality, co rodziło podejrzenia, że istnieją też animality, zamieniające graczy w zwierzęta. Okazało się to jednak plotką, ale rzeczywiście był jeszcze jeden finisher – fergality. Zawierała go tylko wersja na Segę Genesis, a polegał on na przemienieniu pokonanego w Fergusa McGoverna – szefa Probe Entertainment. W Mortal Kombat II zaczął także pojawiać się Dan Forden, a wraz z nim okrzyk: „Toasty!”, który z biegiem lat i kolejnymi odsłonami stał się jednym ze znaków rozpoznawczych serii.
Wyjątkowo wrednym zabiegiem twórców było umieszczenie w statystykach automatów pozycji „Kano Transformation”, która sprawiła, że miliony graczy na całym świecie starały się znaleźć kombinację klawiszy pozwalających Shang Tsungowi przybrać postać wojownika z „jedynki”. Nieco milsza niespodzianka czekała użytkowników po 250 walkach – ich oczom ukazywała się klasyczna niczym kolumna dorycka gra Pong.
Jakby tego było mało, fani znów postanowili dorzucić coś od siebie. Krążyły plotki o Skarlet – czerwonej wersji Kitany i Emerald – zielonym wcieleniu Mileeny. Doszukiwano się także możliwości odblokowania wojowników widocznych w tle na planszy The Pit II, których gracze nazwali Torch i Hornbuckle. Pierwszy pojawił się potem w serii jako Blaze, a drugi według Boona był po prostu przemalowanym Liu Kangiem. Nadane mu imię Hornbuckle fani zaczerpnęli z wiadomości zostawianych przez Jade. W wersji SNES-owej jedna z nich brzmiała „Hornbuckle Who?”, co w rzeczywistości nie odnosiło się do ukrytej postaci, tylko do Leanne Hornbuckle, widniejącej na liście płac wśród „osób, które prosiły, żeby im podziękować”. Port na SNES-a miał w ogóle ciekawe creditsy – byli tam też „ludzie, zmuszani do grania za pieniądze” oraz „ludzie, którym autorzy nie muszą dziękować”. Wśród tych ostatnich wymieniono np. Elvisa.
IM DALEJ W LAS…
Trzeci Mortal wyszedł w 1995 roku i przyniósł spore zmiany w systemie walki oraz kolejne tajemnice. Znów sięgnięto do klasyki, serwując po 100 starciach partyjkę w Galagę. Wśród ukrytych postaci znaleźli się Noob Saibot i zamieniony w cyborga Smoke. Ten ostatni został pierwszą w historii serii sekretną postacią, w którą mógł wcielić się gracz. Sposób jego odblokowania różnił się w zależności od portu. Tradycyjnie już zażartowano w menu automatów, tym razem umieszczając tam pozycję „Johnny Cage Transformations”. Nowością były kombat kodes, czyli kody wklepywane przez obu graczy podczas ładowania pojedynku. Pozwalały zmodyfikować walkę, np. wyłączając blokowanie lub zmniejszając bohaterów.
Ukazały się też rozbudowane wersje „trójki”, czyli Ultimate MK3 i MK Trilogy. Pierwsza z gier zawierała aż czterech ukrytych grywalnych wojowników: ludzką postać Smoke’a, klasycznego Sub-Zero, Mileenę i Ermaca, który z plotki stał się pełnoprawnym bohaterem sagi. Z kolei Trilogy zebrało wszystkich dotychczasowych herosów i dorzuciło kolejnego ukrytego fightera – Chameleona, a w edycji na Nintendo 64 jego żeńską wersję – Khameleon. Przy MKT pojawiły się pogłoski o jeszcze jednym wojowniku – Aquilluxborgu Hydroxybocie. Screeny z czarnym ninja o kaczym dziobie wydrukowano nawet w kilku pismach o grach, a koronnym dowodem na istnienie tego jegomościa miał być obecny w jednej z wersji MKT na PlayStation dźwięk „Aqua Wins”. Do dziś nie wiadomo, czy jest w tym chociaż ziarno prawdy, czy może tajemniczy bohater to tylko żart dziennikarzy, graczy lub samych programistów. Nie była to jedyna niewiadoma w MKT. Niektóre z zawartych w tej produkcji kombat kodes czekały na odkrycie wiele lat – np. dopiero około 2012 roku znaleziono kod sprawiający, że przed walką pojawia się nazwisko: Jake Gandolfo.
Stosunkowo niedawno podano też rozwiązania kilku zagadek z wcześniejszych odsłon smoczej serii. Na przykład w 2011 roku ustalono, jak w amigowej wersji MKII zrobić Shang Tsungiem fatality z zamianą w Kintaro. Oczywiście można się domyślać, że wiele osób wpadło na to już w połowie lat 90., ale wiedza ta nie miała jak opuścić ich pokoi. Dziś o wszystkich tego typu smaczkach w grach sieć donosi kilka godzin po premierze, więc tajemnice, jak ta dotycząca Reptile’a, nie mają szans się utrzymać.
Na szczęście nie zniechęciło to twórców do zamieszczania w swoich grach kolejnych sekretów, ukrytych postaci czy pełnych znajdziek krypt towarzyszących Mortalom od czasu Deadly Alliance. Może odkrywanie ich nie wzbudza już takich emocji jak kiedyś, ale wciąż wymaga nieco szczęścia, uporu i cierpliwości. Wie o tym każdy, kto np. czekał na pojawienie się skrzyni z Liu Kangiem w Deception, jak zahipnotyzowany gapił na cienie nad księżycem w Shaolin Monks lub grając w MK z 2011 roku, wpatrywał w drzewa na Living Forest, szukając za nimi Smoke’a. O to, że następną porcję tajemnic dostaniemy wraz Mortal Kombat X, możemy więc być spokojni. Jeśli jednak szukacie wyzwań rodem z lat 90., musicie wiedzieć, że Ed Boon kilka lat temu stwierdził, iż w Mortalach odkryto już wszystkie sekrety… oprócz Ermaca w pierwszym MK. Powodzenia, może on jednak gdzieś tam jest?
Artykuł ukazał się w Pixelu #4, sklep Pixela