Już trzy dekady fani bijatyk obserwują zmagania Ryu, Kena i innych „ulicznych wojowników” z organizacją Shadaloo i pomagierami jej szefa – Bisona.
Wprawdzie miłośnicy tytułu pochodzący z kraju kwitnącej wiśni świętowali już miesiąc temu, bowiem to w lutym produkcja zawitała w salonach gier w Japonii, ale resztę świata fenomen drugiej części Street Fightera zaatakował w marcu 1991 roku. Wtedy to dostaliśmy okazję zetknięcia się z pierwszą iteracją omawianej bijatyki, która nosiła podtytuł „The World Warrior”.
Pisząc „dostaliśmy” wyraziłem być może zbyt duży entuzjazm dla ówczesnej sytuacji w Polsce, która z wiadomych powodów była zacofana względem zachodu. Czy i z jakim opóźnieniem Street Fighter II zawitał w rodzime strony trudno powiedzieć, ale ja zetknąłem się z nim dopiero w okolicy roku 1994, grając na automatach w lekko poprawioną, drugą iterację, czyli „Champion Edition”, gdzie m.in. dostaliśmy możliwość gry bossami.
To jaką Street Fighter II wywołał furorę ciężko wyrazić słowami. To przy tej grze miałem okazję po raz pierwszy i ostatni zobaczyć jak kolejka ludzi do automatu ciągnęła się aż przed salon gier – a sam automat też nie stał przy wejściu. Niektóre ze standardów wytyczonych przez ten tytuł obowiązują w gatunku bijatyk do dziś. Szereg zróżnicowanych postaci do wyboru (wtedy raptem osiem, w dzisiejszych tytułach są to tuziny), unikalne zakończenia gry dla każdej z nich, czy kombinacje, w których płynnie mieszamy ze sobą ciosy zwykłe ze specjalnymi – to wszystko spopularyzował Street Fighter II. Ciekawość budziły nawet charakterystyczne dla każdego wojownika teksty, które rzucał pokiereszowanemu przeciwnikowi po wygranej walce.
System walki także na długo zapadł w pamięć. Wprawdzie kombinacja ośmiu kierunków z sześcioma przyciskami odpowiedzialnymi za ciosy pojawiła się już w pierwszej części serii, ale obecna tam toporność pozostawiała dużo do życzenia w kwestii komfortu. Za przykład niech posłużą ciosy specjalne, których wykonywanie w pierwowzorze z 1987 roku było na tyle nieintuicyjne, że dużo osób do dziś myśli, iż pomyślny rzut kulą ognia był kwestią przypadku i szczęścia (tak naprawdę mamy na to wpływ i jeśli jesteście zainteresowani tematem to dajcie znać – sporządzę poradnik i wyjaśnię). W kontynuacji ten problem zniknął – sterowanie dalej wprawdzie wymagało dużej zręczności, ale było zdecydowanie bardziej intuicyjne.
Walory artystyczne nie pozostawały w tyle za rozgrywką. Tła przypisane do postaci i reprezentujące kraje, z których pochodziły zostały przygotowane z wysoką dbałością o szczegóły, a towarzyszące im melodie są nucone przez niejednego gracza do dziś. Wystarczy jedno spojrzenie na planszę Guile’a, a w głowie z pewnością pojawią się pierwsze nuty przygrywającego tam utworu, który sam w sobie stał się na tyle popularny, że przerodził się w meme.
Mimo że seria już dawno przywitała kolejne „duże” części z cyferkami „3”, „4” oraz „5” przy tytule, „dwójka” niezmiennie budzi sentyment i była z tego powodu przez lata poprawiana, a kolejne wersje otrzymywały coraz dłuższe tytuły, sugerujące że mamy do czynienia z naprawdę wyjątkowym produktem. Sami przyznacie, że np. „Super Street Fighter II X: Grand Master Challenge” nie brzmi pospolicie.
Najnowsza (i tym razem chyba serio ostatnia) iteracja pochodzi sprzed niecałych czterech lat i została wydana ekskluzywnie na konsolę Switch jako Ultra Street Fighter II: The Final Challengers.
A jak w te najstarsze wersje gra się dziś? Całkiem nieźle! Rdzeń rozgrywki został na tyle porządnie przygotowany, że nawet przy The World Warrior można miło spędzić popołudnie. Ja także pozwoliłem sobie w ramach uczczenia rocznicy po raz kolejny skopać tyłek Bisonowi, do czego i was zachęcam.
Jeżeli chcielibyście to zrobić, ale nie macie dostępu do gry, to polecam wam zakup „Street Fighter 30th Anniversary Collection”, które wyszło zarówno na PC na platformie Steam jak i na konsole. Znajdziemy tam dwanaście klasycznych tytułów znanych z automatów, które rozpiętością czasową sięgają od pierwszej części serii, aż do ostatniej wersji Street Fighter III, czyli „3rd Strike”.
Cztery spośród tych dwunastu tytułów umożliwiają też walkę przez Internet (lokalnie możemy zagrać z drugą osobą w każdy z nich). Niestety muszę tu uczciwie przyznać, że znalezienie internetowego przeciwnika na Steam jest bardzo trudne (nie wiem jak na konsolach) i najlepiej po prostu dogadać się tu z kimś znajomym na wspólne potyczki. Ja mam to szczęście, że w gronie moich znajomych jest kolega (Rafał – pozdrawiam!), który również gustuje w Street Fighterach, więc dosyć regularnie gramy sobie czy to w jedną część z kolekcji, czy drugą. Na zakończenie wklejam jeden nasz mecz rozegrany w Street Fighter II’: Hyper Fighting, czyli drugą (po Champion Edition) oficjalną poprawkę do The World Warrior. A jakie są wasze wspomnienia z tytułem? Dajcie znać czy to w komentarzach, czy na grupie Secret Level na Facebooku. A tutaj wspomniana walka: