Wciąż 100-procentowa miodność!

Po pierwsze, zawsze żywiłem przekonanie, iż do końca życia będę skazany jedynie na wspomnienia o kulturze popularnej lat 80. Tymczasem bracia Duffer potrafili ten sentyment zaprezentować tak, że kupią to nie tylko oldboye. Młodzież też znakomicie się bawi przy serialu, bo to świetna historia z polotem, akcją, sporą dawką humoru i grozy oraz tym, co najlepsze w opowieściach o przyjaźni dzieciaków (King się tu kłania bardzo mocno!).

Po drugie, King właśnie („Ciało”, „Mgła”, „To”, „Łowca snów”, „Stukostrachy”, „Dzieci kukurydzy” i tak dalej). Choć nie tylko, bo przecież w równym stopniu Spielberg, Dante, Donner et consortes. Innymi słowy wszyscy ci, którzy zapraszali nas do małych amerykańskich miasteczek, gdzie mogliśmy przeżywać wielkie, niesamowite przygody.

Po trzecie, Easter Eggs. Kamera wideo z „Back to the Future”. Plakaty filmów i zespołów (są „Szczęki”, jest Metallica i tak dalej). Stroje z „Ghostbusters”. Gra „Dragon’s Lair”. Model Sokoła Millennium. „Terminator” w telewizji. Ale i te mniej widoczne rzeczy. Jest farma Merrilla (pozdro dla kumatych – ciekawe, kto kojarzy to nazwisko). Scena z demogorgonami to przecież totalny hołd dla jednej z kluczowych scen „Aliens”. Ba, nawet dźwięk alarmu zbliżeniowego jest ten sam, a w obu scenach przed monitorami siedzi… ten sam aktor!!! Jedenastka ucząca się swych mocy jest jak Skywalker na progu ciemnej strony Mocy. Mały demogorgon buszujący w kuble na śmieci z miejsca przypomina o „Gremlinach”. No i smaczek nad smaczki. Sean Astin czytający mapę to przecież nic innego jak odwołanie do… Seana Astina czytającego mapę! Yup! Młodziutki Sean grał przecież głównego bohatera w „Goonies”, bez którego to filmu nie byłoby dziś „Stranger Things”.

IMDB pokazuje, że będą jeszcze przynajmniej dwa sezony. CZEKAM.