Jestem pewien, że do znudzenia wałkowane olimpiady, na których zawodowi sportowcy rzadko przypominają już standardowych osobników homo sapiens, wiele by zyskały, gdyby dopuścić do igrzysk maszyny. Ileż musiałby wycisnąć ze swoich mięśni człowiek, by zrównać się z mechaniczna precyzją serwomotorków, przekładni, dźwigienek i wszystkich tych połyskujących chromowaną stalą komponentów.
Jak na razie to maszyny są na przegranej pozycji, bo nie potrafią przenieść na swoich barkach równie pojemnych akumulatorów, by swobodnie poruszać się przez kilkadziesiąt minut. Ludzie, przeciwnie – poradzą sobie nawet parę dni bez dopływu energii.
Ok, może dzisiejszym protoplastom przyszłych Terminatorów daleko jeszcze do gracji Arnolda w roli maszyny, ale szybko nadrabiają. Boston Dynamics znów pokazało coś, co obrazuje postęp w mechanice poruszania się maszyn kroczących. Atlas wykonuje skoki do tyłu z równie dużą gracją jak Mario w Odyssey. Ja musiałbym jeszcze sporo poćwiczyć, żeby osiągnąć podobny poziom. No i nie mam metalowej czaszki, żeby znieść potencjalne niepowodzenia. Jedyna nadzieja w ostatnich sekundach filmu. Parę dowcipów programistów przynajmniej sprawia, że maszyna zabawnie się wykłada.
Przez chwilę wyobraziłem sobie na spacerze Atlasa ze Spotem Mini na smyczy. I chyba już zaczynam przyzwyczajać się do myśli, że wkrótce świat będzie pełen maszyn. I będzie można z nimi pogadać. Albo zagrać w piłkę. Albo obejrzeć mecz na 22 mechanicznych piłkarzy, sterowanych przez VR przez 22 ludzi oddalonych od siebie o tysiące kilometrów.