Kiedy usłyszałem, że RiME ma mieć premierę na Nintendo Switch, przestałem śledzić wszystkie informacje na temat gry, żeby nie popsuć sobie zabawy.
Jedyną informacją, jaką sprawdziłem po premierze, która miała miejsca 26 maja na PC, PS4 i X1, była średnia ocen. Oscylowała wokół 8/10. W Pixelu RiME została wybrane jako premiera miesiąca. Byłem z tego bardzo zadowolony i nie mogłem doczekać się wydania gry na najnowszą konsolę Nintendo.
Okazało się, że moja radość była nieuzasadniona. Rzeczywistość bardzo szybko pokazała, że developerzy mieli zbyt mało czasu na dobre przeportowanie tej świetnej gry. Już od uruchomienia widać, że coś jest nie tak. Mnie na początku gry przywitały lewitujące kraby i dziki oraz skały, w które dało się wejść i od razu było się z nich wypychanym. Z grafiką też jest coś nie tak. Gra wygląda jakby był na nią narzucony jakiś mleczny filtr, przez który przez większość czasu bolały mnie oczy. Nawet sam bohater nie wygląda dobrze – wygląda jakby był postrzępiony, co widać na załączonej grafice. A na sam koniec największy grzech tej produkcji – gra traci płynność i zacina się nawet podczas przerywników filmowych. Nie mogę jednak zarzucić nic sterowaniu – jest ono bardzo responsywne. Jedyne, co mnie zdziwiło to to, że przy ogromie zagadek logicznych, żadna z nich nie została dostosowana do ekranu dotykowego konsoli.
Gra sama w sobie jest bardzo dobra, ale przez wszystkie wymienione wyżej problemy frajda jest o wiele mniejsza niż powinna. RiME stał się idealnym przykładem problemów z portowaniem gier na Switch’a. Cztery miesiące pracy to za mało, aby osiągnąć dobre efekty. Radzę poczekać na update, który naprawi błędy spotykane na każdym kroku lub zagrać w ten tytuł na innej platformie.
Fenomenalna przygoda, jednak już na PC rzecz miała problemy z płynnością. Widać za mało „obcięto” grafikę na Switcha, żeby działało to płynnie.