Czy zabawa w stylu Track & Field i Epyx Summer Games nadal wciąga tak, jak wciągała cztery dekady temu?

Gry sportowe w Polsce nazywane „olimpiadami” mają ponad 40 lat i czasy swoich największych sukcesów dawno za sobą (a o ich barwnej historii można poczytać na naszym blogu). World CHAMPIONS: Decathlon pozwala sprawdzić, czy w rozgrywce polegającej na machaniu joystickiem w lewo i prawo przy okazjonalnym wciskaniu przycisku FIRE nadal tkwi potencjał.

Ważna uwaga: w międzyczasie do muzeum odeszły także joysticki, dziś więc rywalizować będziemy prawdopodobnie za pomocą klawiatury lub gamepada (co weterani gatunku z pewnością uznają za mankament). Reszta zasad pozostaje niezmieniona: im szybciej używamy przycisków kierunkowych, tym szybciej biegnie nasz sportowiec, a klucz do sukcesu tkwi w klawiszu akcji – wciśnięty za wcześnie sprawi, że rzut lub skok będzie krótszy, za późno – spowoduje spalenie próby.

World CHAMPIONS: Decathlon pozwala rozegrać wszystkie konkurencje dziesięcioboju: bieg na 100 m, skok w dal, pchnięcie kulą, skok wzwyż, bieg na 400 m, bieg na 110 m przez płotki, rzut dyskiem, skok o tyczce, rzut oszczepem oraz bieg na 1500 m. Niestety, mimo pozornej różnorodności zasady rozgrywki są zawsze niemal identycznie.

W biegach zwycięży ten, kto szybciej będzie używał kombinacji lewo-prawo (przy płotkach dojdzie jeszcze podskok w momencie zbliżania się do przeszkody). W skokach i rzutach kluczowe okazuje się natomiast wciśnięcie przycisku akcji w najkorzystniejszej chwili. Warto zauważyć, że już gry z lat 80. jak Track & Field nieco komplikowały zabawę, pozwalając także regulować kąt rzutu i skoku – tu tego elementu niestety zabrakło. Przy skokach wzwyż i o tyczce można natomiast wybrać wysokość poprzeczki, z którą będziemy chcieli się zmierzyć. Szkoda tylko, że deklaracje taką czyni się, znając już rezultat próby poprzednika (jeśli więc wiemy, że rywal spalił, możemy obniżyć poprzeczkę do bezpiecznej wysokości przed skokiem naszego zawodnika).

Rozwój akcji obserwujemy w rozpikselowanej estetyce, co nawiązuje do ośmiobitowych czasów (można nawet włączyć efekt udający stary telewizor), choć trzeba zauważyć, że już wtedy grafika bywała ładniejsza i bardziej szczegółowa. Cieszy natomiast UFO przelatujące nad stadionem, które widać przy szczególnie dalekich rzutach. Równie prosta jest oprawa dźwiękowa, w której niestety brakuje żywiołowych reakcji widowni.

Oczywiście rywalizacja nabiera rumieńców, gdy toczy się w grupie – to robić można online, ale też jak za dawnych lat na jednym ekranie, nawet w cztery osoby jednocześnie. Niestety, jeśli wszyscy będą chcieli skorzystać z klawiatury, nieprzemyślany układ przypisanych graczom przycisków doskonale utrudni zabawę w biegu na 110 m przez płotki. Jeszcze jeden problem trybu multiplayer przy biegach to kamera podążająca za liderem, przez co zawodnicy, którzy wypadną poza ekran, muszą kontynuować wyścig na ślepo!

Brak też niestety w rywalizacji emocji związanych z zawodami – po wyborze konkurencji i określeniu liczby startujących graczy każdy z nich ma jedną próbę (skok/rzut), po czym następuje prezentacja wyników i wyjście do menu głównego. Nie ma szans na poprawienie swojego rezultatu w kolejnej próbie czy przebicie przeciwnika przez odważne podniesienie poprzeczki powyżej rekordu świata. Szkoda.

O niedopracowaniu tego elementu świadczy też ewidentny błąd autora: w trakcie grupowej rywalizacji zdarza się, że komputer, prezentując końcowy wynik konkurencji, traktuje jako spalone próby wykonane prawidłowo. Inne potknięcie to zaliczanie do punktacji dziesięcioboju ostatniego skoku / rzutu, a nie tego najlepszego (czyli jeśli zawodnik w pierwszej próbie rzuci oszczepem 100 m, w drugiej 105 m, a w trzeciej spali – i tak dostanie zero punktów za tę konkurencję). Takie rzeczy nie powinny mieć miejsca w finalnej, komercyjnie sprzedawanej wersji gry.

Miłym, choć oczywistym dziś urozmaiceniem zabawy jest natomiast kompletowanie osiągnięć i bicie rekordów. Szkoda tylko, że do ogólnoświatowej tabeli najlepszych rezultatów poszczególnych konkurencji nie są wliczane wyniki osiągane w dziesięcioboju. Jeśli w trakcie zawodów pobijemy rekord w biegu na 100 m, świat się o tym nie dowie, musielibyśmy ten wynik uzyskać w pojedynczej konkurencji. Przykre jest też, że podczas rywalizacji nie widać aktualnych rekordów świata (co oferuje nie tylko każda transmisja telewizyjna z zawodów, ale i komputerowe „olimpiady” z lat 80.) – dzięki temu gracz wiedziałby, jaki wynik powinien osiągnąć, by wpisać się na listę najlepszych.

Główny problem z grą to jednak nie techniczne niedoróbki (łatwe do poprawienia w kolejnych wersjach), ale brak innowacji. World CHAMPIONS: Decathlon poprzestaje na kopiowaniu dawnych rozwiązań, nie tylko nie wprowadzając żadnych nowych elementów, ale także nie korzystając z tych, które do gatunku trafiły 30 lat temu. Gra aż prosi się o jakieś (jakiekolwiek!) urozmaicenia: tryb kariery, treningi zwiększające możliwości zawodnika, zarządzanie energią lekkoatlety w trakcie kolejnych konkurencji, hymny, ceremonie medalowe czy przeciwników sterowanych przez komputer… Tego wszystkiego tu nie ma, więc zabawa szybko się nudzi. Uczucie znużenia osiąga apogeum przy długim, monotonnym biegu na 1500 m.

Autor, którego czytelnicy naszego bloga znają chociażby z sympatycznej, choć równie odtwórczej gry Jetpack, zapowiada kolejne części serii familijnych gier sportowych World CHAMPIONS. Trzeba wierzyć, że wykaże się przy nich większą starannością i pomysłowością.

Podsumowanie: dla weteranów joysticka wirtualny dziesięciobój będzie okazją do miłej wycieczki do lat młodości, choć przez błędy i monotonię spędzą oni przy tym tytule prawdopodobnie tylko jeden wieczór. Młodzież natomiast – co sprawdzono na dostępnym recenzentowi egzemplarzu – przejdzie obok gry obojętnie. Taka formuła „olimpiad” wyczerpała się trzy dekady temu, co World CHAMPIONS: Decathlon niestety potwierdza.

Gatunek: sportowa
Producent: NowakGames
Język polski: nie
System: PC (Steam)
Ocena: Można