Najprzyjemniejszy w graniu w nowe gry na stare komputery jest moment, gdy możesz zachwycić się: hej, ZX Spectrum ma już prawie 40 lat, a takiego pomysłu jeszcze na tej maszynce nie widziałem! The Lost Treasures of Tulum umożliwia przeżycie chwili takiej radości.
Juanin Joe Diaz otoczony jest mrokiem. W ręce trzyma pochodnię, która oświetla tylko kilka najbliższych metrów. Robi krok i z ulgą trafia stopą na twardy grunt, już nieco pewniej stawia następny – i ląduje w śmiertelnej pułapce! To nadmierna ciekawość zaprowadziła naszego bohatera do wnętrza świątyni azteckiej bogini Coatlicue. Teraz albo pozbiera wszystkie skarby i odnajdzie wyjście, kończąc tę przygodę jako bogaty człowiek, albo zostanie na zawsze w tych nieprzeniknionych ciemnościach. Dużo w tej kwestii zależy oczywiście od gracza.
Podstawowym elementem gry The Lost Treasures of Tulum jest mrok. Na początku każdego etapu gracz widzi wyłącznie malutki fragment komnaty, w której się znalazł, i ostrożnie eksploruje jej coraz dalsze zaułki. Krok za krokiem oświetla pomieszczenie blaskiem niesionej w ręce pochodni. Po drodze może odnaleźć drogocenne klejnoty (trzeba zebrać cztery, by przejść do kolejnej planszy), ale może też wylądować w pułapce lub trafić na złośliwe pradawne bóstwo, które pozbawi go resztek energii.
Zakamarki świątyni kryją również dodatkowe elementy, np. klucze pozwalające ukończyć etap bez konieczności zbierania wszystkich klejnotów czy bonusy uzupełniające zdrowie bohatera lub oświetlające całą komnatę. Bohater ma do dyspozycji także bicz, którym może chwilowo powstrzymać ścigające go maszkary. W sytuacji zagrożenia sojusznikiem bywa również sam mrok – pozwala ukryć się przed przeciwnikiem!
Gdyby oświetlić wnętrza świątyni, okazałoby się, że kryją one bardzo udaną platformówkę. Gracz skacze po skalnych półkach, wspina się po linach, zbiera przedmioty, unika goniących go potworów i innych pułapek, a na końcu dociera do wyjścia, które prowadzi do kolejnego etapu (tych autorzy przygotowali ponad 20, w tym kilka ukrytych).
To jednak spowijające bohatera ciemności czynią z gry doświadczenie szczególnie interesujące. Ostrożne badanie gruntu pod nogami, poszukiwania ukrytych w mroku przejść i klejnotów, zapamiętywanie układu korytarzy, chowanie się w cieniu przed pościgiem… – wszystkie te niewystępujące w innych platformówkach elementy skutecznie budują atmosferę zagrożenia i pozwalają poczuć się graczowi jak prawdziwy eksplorator. Znakomita jest również możliwość wyrzucenia pochodni przed siebie. Na krótką chwilę oświetla ona odleglejsze partie korytarza, a poza tym uwalnia rękę, którą bohater może teraz chwycić bicz. Wkrótce jednak bohatera, który pozbył się źródła światła, otoczy całkowity mrok…
Podsumowanie: Z recenzenckiego obowiązku należy też wspomnieć, że gra wygląda bardzo ładnie (oczywiście w tym momentach, gdy ekrany nie są ukryte w ciemnościach), w tle zaś przygrywają udanie budujące klimat przygody motywy muzyczne. The Lost Treasures of Tulum dostarczy rozrywki na kilka wieczorów i na pewno nie będzie to czas stracony. Uprzedźmy jednak od razu, że gra należy do tych raczej trudnych. W czasach pionierskich spectrumowych przygód byłoby jeszcze trudniej, dziś na szczęście można podejrzeć układ co bardziej skomplikowanych komnat w internetowych solucjach i często korzystać z opcji zapisu stanu rozgrywki na emulatorze. Oczywiście tylko w przypadku, gdy na takie zachowania pozwala graczowi jego wewnętrzny kodeks poszukiwacza komputerowych skarbów!
Gatunek: platformówka
Producent: Retroworks
Język polski: nie
System: ZX Spectrum 128K
Ocena: Polecamy