Często słyszę opinię, że w grach pokazano już tak wiele, że trudno wpaść na coś nowego i świeżego. A potem dostaję do recenzji niepozorną produkcję, która traktuje mnie solidnym plaskaczem w potylicę, pokazując, jak bardzo się myliłem.
Do The Last Show of Mr. Chardish podchodziłem z rezerwą. Ot, kolejny „symulator chodzenia”, który to gatunek budzi we mnie zwykle co najwyżej umiarkowany entuzjazm. Jasne, zdarzają się wyjątki, jednakże często mam wrażenie, że twórcy na siłę starają się wywołać emocje, których osobiście zupełnie nie odczuwam. Po nieco ponad dwóch godzinach grania (produkcja nie należy do najdłuższych) mogę z pełną śmiałością postawić The Last Show of Mr. Chardish obok takich klasyków, jak choćby What Remains of Edith Finch. Gra oparta jest bowiem na historii wracającej do zamkniętego, zrujnowanego teatru aktorki, przywołującej dawne wspomnienia z wspólnych przeżyć i występów z przyjacielem, Robertem Chardishem. To, co wyróżnia recenzowaną produkcję to fakt, że kolejne przedstawione zrealizowane zostały jako nawiązanie do… sztuk teatralnych!
Teatralne obycie twórców widać tu na każdym kroku. Choć chodzenie po podupadłym, starym budynku teatru zrealizowane zostało w perspektywie pierwszej osoby i przypomina klasyczny walking sim, o tyle co rusz odnajdujemy nawiązania do dawno odgrywanych sztuk, które rozpoczynają sekwencje widziane zza pleców gracza – zgrabne odniesienie do aktora, który wciela się w rolę. Kolejne retrospekcje są niesamowicie różnorodne, zarówno pod względem rozgrywki, jak i scenerii. Mamy tutaj klimaty industrialne, baśniowe czy nawiązujące do antyku. Każda z nich zrealizowana została z kolei tak, jakbyśmy rzeczywiście wcielali się w postać w przedstawieniu, z wszelkimi jego elementami: aktorami, scenografią, rekwizytami, niekiedy narratorem. Jednocześnie twórcom udało się znacząco zróżnicować rozgrywkę – jedna ze sztuk ma postać gry logicznej, inna to prosty slasher, w jeszcze innej naszym celem jest malowanie otaczającego świata. Zadbano również o takie detale, jak napisanie linii dialogowych w formie rymowanej (bardzo dobrze przetłumaczonej zresztą na język polski) czy dodanie linek mocujących do latających przeciwników. Poziom dbałości o szczegóły potęgujący wrażenie bycia częścią sztuki jest tu wręcz nieziemski!
Skoro The Last Show of Mr. Chardish należy do gatunku „symulatorów chodzenia”, powinien oferować solidną dawkę zróżnicowanych doznań. Również na tym polu gra nie zawodzi. Kolejne sztuki mają dobrze wyczuwalny nastrój, budowany dialogami, muzyką i scenografią, co nawet kogoś tak opornego względem prób wywoływania emocji przez gry jak moja skromna osoba nie pozostawiło obojętnym. Ot, choćby sztuka, w której jak ptak wzlatujemy coraz wyżej i dalej, a świat coraz bardziej się otwiera, rozjaśnia, a gracz wpada w swego rodzaju euforię wolności, uniesienia. Trudno opisać słowami doświadczenie, jakim jest The Last Show of Mr. Chardish, to po prostu warto przeżyć samemu, niczym dobry spektakl.
Zarzuty mam natomiast do technicznego wykonania gry. O ile stylizowana, często wręcz surrealistyczna oprawa kolejnych „sztuk” teatralnych nie budzi większych zastrzeżeń (aczkolwiek jestem sobie w stanie wyobrazić większą dbałość o pewne szczegóły), o tyle już sekwencje chodzone zdradzają niski budżet gry. Modelom brak detali, tekstury są raz ostre jak żyletka, a chwilę potem rozmazane, niedokładne. Nie zachwyca też praca kamery czy system detekcji kolizji. Jasne, nie są to elementy kluczowe dla gry-doświadczenia, jednak współczesne indyki zdążyły nas już przyzwyczaić do nieco wyższego poziomu wizualnego. Na szczęście The Last Show of Mr. Chardish nadrabia te niedostatki świetną, nastrojową muzyką, skutecznie budującą atmosferę kolejnych spektakli. Postarali się też aktorzy głosowi – wszelkie dialogi brzmią bardzo naturalnie, jeszcze mocniej wciągając gracza w przedstawioną historię. Zawiedziony jestem natomiast zakończeniem, na które mam wrażenie, że nie starczyło budżetu – na samym końcu gry oferowany jest nam mianowicie wybór, którego dokonanie… nic nie zmienia? Okazuje się bowiem, że od razu po decyzji wyświetlane są napisy końcowe, a efekt podjętego działania nie jest nam w żaden sposób zakomunikowany. Chyba, że ma to być nawiązaniem do stwierdzenia, że ważny jest nie cel, a droga do niego. Stawiałbym jednak na cięcia budżetowe.
Podsumowanie: The Last Show of Mr. Chardish to jedna z tych niewielu produkcji, które wzbudziły we mnie autentyczne emocje i nie dawały się oderwać od ekranu. Każdy spektakl jest inny, dzięki czemu rozgrywka nie nużyła, a poznawanie losów bohaterów zachęcało do dalszej gry. Zachwycony jestem również fantastycznym doborem środków wyrazu do tego, co twórcy chcieli przekazać – nie jest to przerost formy nad treścią, czy, jak nieraz bywa w grach niezależnych, zabieg podyktowany tylko niskim budżetem. Choć dzieło nie należy do długich i nie do końca spełniło moje oczekiwania w kwestiach czysto technicznych, jako bogate, dojrzałe, interaktywne doświadczenie mogę je z czystym sumieniem polecić. Może tylko przydałoby się dodać w zakończeniu kilka scen ilustrujących konsekwencje naszego ostatniego wyboru?
Gatunek: gra narracyjna
Producent: Punk Notion
System: PC (Steam), Xbox One
Język polski: tak (napisy)
Premiera: 5 listopada 2020
Ocena: Polecamy