Przewodniki zachwalały Trasmoz jako niesamowitą atrakcję turystyczną. „Odwiedź nawiedzone miasto – krzyczał nagłówek w folderze reklamowym biura podróży. – Zapamiętasz tę wizytę do końca życia!”. Posłuchałem, a teraz ciemną nocą chowam się w zakamarkach tej ponurej mieściny przed nieumarłymi i kościotrupami. Dobrze chociaż, że mam solidny joystick i aż cztery życia do dyspozycji.

 

Pokonać klątwę!

The Curse of Trasmoz to hiszpańska gra na ZX Spectrum elegancko wydana w ubiegłym roku jako komercyjny produkt na kasecie magnetofonowej, teraz zaś udostępniona wszystkim chętnym za darmo w postaci pliku do ściągnięcia z internetu. Fabuła – luźno oparta na prawdziwej historii tytułowego miasteczka – nie jest przesadnie odkrywcza. Mamy zatem straszliwą klątwę, złego maga, biednych mieszkańców i śmiałka z mieczem, który postanawia położyć kres niegodziwości. W tej ostatniej roli występuje oczywiście gracz.

Gra składa się z 23 poziomów – plansz. By przejść dalej, na każdej planszy trzeba zebrać określoną liczbę przedmiotów i jednocześnie nie dać się złapać wędrującym po ekranie przeciwnikom. Ci są raczej standardowi – nieumarli, szkielety, wiedźmy, nietoperze – ale potrafią napsuć krwi i skutecznie pozbawić życia bohatera. Skaczemy więc po platformach, bezlitośnie sieczemy mieczem wrogów, zbieramy, co jest do zebrania, i nerwowo patrzymy na licznik sekund, bowiem na pokonanie planszy mamy ograniczony limit czasu.

Gra wymaga nie tylko zręczności, ale też główkowania, zwłaszcza że na planszach zastosowano ciekawy zabieg (znany od czasów Pac-Mana, ale wykorzystywany stosunkowo rzadko). Mianowicie opuszczając ekran z lewej strony, bohater pojawia się po stronie prawej, spadając z platformy na samym dole – wypada z góry itd. Do różnych miejsc można zatem dostać się z różnych stron i należy z tej możliwości korzystać.

 

Godzina walki ze złem

Zmagania z klątwą toczą się w miłej dla oka oprawie, udanie – choć niezbyt innowacyjnie – budującej klimat grozy. Warto dodać, że wystrój dalszych plansz nieco się zmienia, graczom nie grozi zatem uczucie znużenia. Bardzo dobre wrażenie sprawia również muzyka, tę jednak usłyszą wyłącznie posiadacze komputerów ZX Spectrum ze 128 kB pamięci RAM (do samej gry wystarczy jednak standardowe 48 kB).

The Curse of Trasmoz nie jest przesadnie trudnym wyzwaniem. Nawet recenzent, który najlepsze lata pod względem refleksu i spostrzegawczości ma już niestety dawno za sobą, poradził sobie z grą w przeciągu godziny z kilkoma minutami (przy czym – co ze wstydem przyznaje – korzystał z dobrodziejstw zapisu stanu gry na emulatorze i podglądał rozwiązania niektórych zagadek na YouTube, co w dawnych czasach nie byłoby przecież możliwe).

Podsumowanie: Nie była to jednak godzina stracona. Oczywiście gra nie jest żadnym przełomem w historii elektronicznej rozrywki, a i na ZX Spectrum widzieliśmy już setki podobnych tytułów (nic w tym zresztą dziwnego – autorzy korzystali z pomocy Arcade Game Designera, w którym powstaje dziś wiele produkcji na ten komputer). Można by też narzekać na pewną monotonię w końcowej fazie rozgrywki czy punktować występujące w paru miejscach problemy z detekcją kolizji, ale prawie cztery dekady grania na ZX Spectrum uodporniły nas na tak drobne mankamenty. Zresztą zawsze to miło po raz kolejny pokonać zło i przyczynić się do triumfu dobra.

Gatunek: zręcznościowa

Producent: VolcanoBytes

Język polski: nie

System: ZX Spectrum

Ocena: Można