Trudno wyobrazić sobie większego bohatera Ameryki od Kapitana Ameryki. Jedynego superbohatera, godnego by dzierżyć Młot Thora, człowieka, który poświęcił całe swoje życie walce o sprawiedliwość, z uporem niszcząc wszelkie macki odrastającej od czasu do czasu Hydry, tajnej postnazistowskiej organizacji.
No dobrze, czy można wyobrazić sobie szlachetnego Kapitana Amerykę w szatach Hydry? Albo na czele tej zbrodniczej organizacji? O tym właśnie opowiada Tajne imperium, którego scenariusz stworzył Nick Spencer.
Jeśli nie wiadomo co zrobić ze zmarłym superbohaterem, zazwyczaj szuka się furtki do jego ożywienia (podróże w czasie, kopia w SI, jakaś wykraczająca poza nasze zrozumienie magiczna sztuczka z Multiversum). Jeśli już przy ożywianiu jesteśmy, to dobrze czasem jest też sponiewierać szlachetne symbole, wywracając świat ich wartości do góry nogami. To co w DC reprezentują kopie złego Batmana w Tajnym imperium reprezentuje Kapitan Ameryka na czele Hydry. Jak tam trafił? Przez podszepty Red Skulla i zdolności Kobik – istoty zamkniętej w krysztale Tesseractu – wspomnienia Kapitana Ameryki zostają zmodyfikowane, wraz z nimi zmianą podlega cały świat. Teraz to Hydra rządzi Ziemią, a Kapitan Ameryka wspina się na szczyty władzy faszystowskiego tworu. I uznaje, że robi to wszystko w dobrej wierze. Eksperyment z odwracaniem ról odgrywanych przez najbardziej szlachetne z postaci uniwersum nie jest niczym nowym. Tak samo, jak ohydny bród totalitarnego ustroju, pokrywającego swoimi mackami cały świat.
Odpowiednio umazani faszystowską ideologią spodziewalibyśmy się u Kapitana Ameryki choćby odrobiny refleksji, nawet jeśli jego system wartości i wspomnienia zostały poddanie praniu mózgu. To jednak inni superbohaterowie stają się sumieniem nowego porządku… i tu mam ogromny problem z tym potężnym finałem opowieści, poskładanym łącznie z 14 albumów (Secret Empire #0-10, wydania Free Comic Book Day Secret Empire 2017, Captain America #25 i Secret Empire Omega). O ile główna oś fabuły jest jasna i zupełnie zrozumiała, to wpychanie do fabuły ponad 50 superbohaterów, na dodatek kreślonych przez zmieniające się jak w kalejdoskopie grona grafików buduje w mojej głowie podwójny chaos – czasem trudno mi rozróżnić te same postacie w precyzyjnych szkicach Daniela Acuny i Leinila Francisa Yu od ich socrealistycznych wariantów Andrei Sorrentino. A samo bogactwo postaci buduje jeszcze jedną warstwę bałaganu.
Fabuła Tajnego imperium sprowadza się do walki Hydry dowodzonej przez Kapitana Amerykę z ruchem oporu rozbitym na miasta i egzystującym na rozpadającej się stacji kosmicznej krążącej wokół Ziemi (zamkniętej polem siłowym) oraz walce o pozyskanie fragmentów kostki, w której tkwi Kobik. To jasne, że Tesseract jest kluczem do rozwiązania problemu i prawdopodobnie jedynym artefaktem, który może posprzątać bałagan po Hydrze.
Z jednej strony Tajne imperium zderza ze sobą ideę uporządkowanego, totalitarnego społeczeństwa z chaotycznymi wyczynami samozwańczych bohaterów, obdarzonych specjalnymi mocami – co jest ciekawą figurą fabularną. Z drugiej to nieudolnie złożona opowieść, z powtarzającym się jak mantra motywem beznadziejnej walki, drogi usłanej trupami i wybrukowanej brakiem nadzieji. Aż nazbyt często powtarzanej, jakby dla zapełnienia miejsca.
Wiele dobrego można powiedzieć o formie graficznej tej opowieści – z ciekawie rozbijanymi kadrami, które zmuszają do podróżowania wzrokiem po detalach – ale tego trzeba już doświadczyć na własne oczy. Również finał opowieści bardzo dużo obiecuje, to jest otwiera furtkę na ciekawą opowieść o dalszych losach bohaterów.
W tym całym zamieszaniu sobą pozostaje chyba tylko jedna para postaci: Rocket i Groot – nieodmiennie sarkastycznie dobrze bawiący się nawet w skomplikowanych okolicznościach przyrody.
Smaczne dodatki wdrukowane między strony komiksu to alternatywne wersje okładek albumów oraz ilustrowanych przewodnik po superbohaterach Tajnego imperium.
Podsumowanie: Gdyby odchudzić katalog występujących w Tajnym imperium bohaterów o połowę, zrezygnować z niepotrzebnego podkreślania beznadziejnego położenia opozycji i nieco bardziej wyrównać styl prezentacji postaci oraz odrobinę bardziej skłonić się w stronę opowieści o zwykłych ludziach żyjących w świecie Hydry – ta opowieść mogłaby stać się intrygującym dziełem, mniej oczywistym od tego, co serwuje nam Nick Spencer. Jednak i tak jest warta przebrnięcia przez setki barwnych stron, by zmierzyć się z zakończeniem tej historii. Bo dalej może być naprawdę ciekawie.
Gatunek: superbohaterowie, SF
Scenariusz: Nick Spencer
Rysunki: Daniel Acuña, Steve McNiven, Rod Reis, Jesús Saiz, Andrea Sorrentino, Leinil Francis Yu, Joshua Cassara, Rachelle Rosenberg, Sean Izaakse, Java Tartaglia, Joe Bennet, David Marquez, Ron Lim, Paco Medina, Juan Vlasco, Jesus Abutrov, Joe Pimentel, Scott Hanna
Tusz: Jay Leisten, Gerry Alanguilan, Lenil Francis Yu, Joe Pimentel,
Kolory: Matthew Wilson, Sunny Gho, Java Tartaglia, Dono Sanchez-Almara
Tłumaczenie: Marek Starosta
Wydawca: Egmont / Klub Świata Komiksu
Liczba stron: 484
Format: album w twardej oprawie, 167×255 mm
Cena okładkowa: 99,99 zł
Ocena: Można
PS1 Iron Man SI próbujący zdmuchnąć świeczki z tortu to dzieło sztuki.
PS2 Zarówno Marvel, jak i DC wpędziły się w pułapkę światów równoległych i pomnażania super/anty-bohaterów. Jak na razie z marnym skutkiem. Oby scenarzystom przyświecały świeże i oczywiste pomysły, jak z Moon Knightem, który aż się prosił do wymyślnego wariatkowa.