Pumpkin Jack to modelowy przykład tego, jak powinny powstawać dobre gry indie. Stworzona przez jednego człowieka (ok., z pewną pomocą, o czym dowiadujemy się z creditsów) produkcja zdaje się doskonale wiedzieć, na jakie elementy postawić i jak je rozwinąć, jednocześnie odpuszczając w miejscach, które nie są kluczowe dla finalnej jakości.
Jak przystało na pełnokrwistego platformera, jednym z takich mniej istotnych elementów jest fabuła. Ta przedstawia się prosto: najwyższemu złemu znudził się pokój i dobrobyt na świecie, postanowił więc wysłać jednego ze swoich najlepszych ludzi, tytułowego Pumpkin Jacka, by siał grozę i zniszczenie. Problemem jest jednak Czarodziej, który stoi w obronie dobra i pokoju. Nasza misja? Znaleźć i zniszczyć Czarodzieja, czyniąc przy okazji piekło na Ziemi. Sami przyznacie, że finezji tu za wiele nie ma. Gra nadrabia jednak ten brak z nawiązką, co chwila racząc nas ironicznymi żartami, czarnym humorem, karykaturalnymi postaciami niezależnymi i masą nawiązań do popkultury. Nie są to żarty wywołujące gromki rechot, ale szczery uśmiech rzadko schodził mi z twarzy. Cała opowieść serwowana jest zaś za pomocą prostych dialogów, a każdy rozdział wieńczy elegancko animowana, przypominająca czytanie kolejnych kart opowieści cutscenka. I o ile w grze AAA byłoby to może nieco mało, o tyle w „indyku” tej skali jest zupełnie wystarczające i sprawdza się wyśmienicie.
Esencją Dyniowego Jacka są z kolei zrealizowane na bardzo wysokim poziomie elementy platformowe. Na całe szczęście twórcy nie pognali ślepo za trendami i zafundowali nam liniową, za to niesamowicie intensywną rozgrywkę. Poszczególne poziomy wymagają od nas sporej dozy zręczności i spostrzegawczości, gdyż rozbudowane są nie tylko poziomo, ale i w pionie. Niejednokrotnie z duszą na ramieniu wykonywałem daleki skok (tak, jest double jump!), dosłownie o włos mieszcząc się w marginesie błędu i trafiając w platformę. Mamy tu ponadto standard: wyskakujące spod ziemi kolce, mogące nas zmiażdżyć wahadła, poruszające się kładki, czy bezlitośnie siekące „młynki”. Niby nic nadzwyczajnego, ale plansze pomyślane są w taki sposób, że cały czas mamy co robić – i to po prostu działa! Całości dopełnia możliwość destrukcji niektórych elementów otoczenia (uwaga: jeśli przypadkiem rozbijemy lampę z oliwą, zapalą się pobliskie łatwopalne elementy, a ogień zacznie się rozprzestrzeniać, raniąc zarówno nas… jak i przeciwników!).
Walka w Pumpkin Jack została rozwiązana standardowo. Mamy więc kilkanaście typów przeciwników, z których każdy wymaga nieco innej taktyki. Choć spotykani samotnie nie stanowią dla nas większego zagrożenia, znacznie ciekawiej robi się, gdy natkniemy się na większą, zróżnicowaną grupę. Nagle bowiem musimy unikać marchewek rzucanych przez dyniogłowego bałwana, jednocześnie starając się zdjąć osłonę szarżującemu na nas rycerzowi, a przy tym wypadałoby się też zająć gniazdem szczurów, które niby giną „od strzała”, ale jak się ich uzbiera większa grupa, to potrafią dać solidnie w kość. I znowu: zamiast silenia się na niepotrzebną rewolucję, twórcy zgrabnie dopracowali fundamenty i połączyli je w ciekawą, angażującą całość.
Jest jednak coś, co Dyniowego Jacka wyróżnia na tle konkurencji – to masa mini gier, które urozmaicają rozgrywkę, sprawiając, że mimo swojej intensywności nie czujemy się zmęczeni. Czego tu nie ma! Pogoń za latającym powozem-widmo, unikając jego niby-laserowych strzałów? Jest! Wyścigi ze strażnikami w stylu przywodzącym na myśl Mario Kart? Obecny! Gra pamięciowa, w której musimy łączyć ze sobą pary nagrobków po nazwiskach osób, które zostały tam pochowane? Jak najbardziej (dodajmy, że mamy tam takie persony, jak Hermiona Smith czy Will Granger)! Jest nawet ucieczka pod skrzydłami kruka, mechaniką przypominająca… Flappy Bird, rozbudowane o możliwość rozwalania przeszkód i konieczność sterowania lewo-prawo. A to tylko część atrakcji, które zgotowali nam twórcy. Dzięki takiemu zróżnicowaniu, podczas ok. 6 godzin spędzonych z tytułem, ani razu nie czułem się znużony czy zmęczony – działo się wiele, a różnorodność oferowanych przez grę doznań była tak duża, że zawsze z chęcią sięgałem po jeszcze.
Wracając jednak do elementów standardowych, zrealizowanych po prostu poprawnie. Nie sposób nie wspomnieć o uzbrojeniu Jacka. Do wykorzystania mamy (zdobywane stopniowo wraz z postępami w grze) takie zabawki, jak łopata, kosa, miecz, strzelba czy włócznia. Powiem wprost: choć każdą z nich walczy się nieco inaczej, każda też ma własne ciosy specjalne, tak nie poczułem potrzeby ciągłego przełączania się między nimi i dopasowywania stylu walki do przeciwników. Ot, co miałem pod ręką, tym siałem śmierć i zniszczenie. Na kolana nie powalają też nagrody za znajdźki, które tutaj przybrały postać dodatkowych kostiumów głównego bohatera. Jasne, są pomysłowe (możemy np. wyglądać jak szkielet czy samuraj), ale jest ich zaledwie kilka i nie wnoszą wiele do gry – po prostu miły, przyjemny dodatek.
Na uwagę zasługuje natomiast oprawa audio i wideo. Graficznie twórcy doskonale wiedzieli, na ile mogą sobie pozwolić, dlatego sięgnęli po uproszczoną, mocno przerysowaną stylistykę, która może nie powala na kolana liczbą wielokątów, za to idealnie wpasowuje się w oparty na grotesce charakter gry. Dodajmy do tego bogatą paletę barw, ciekawe koncepty postaci i uroczą wręcz, od razu wpadającą w ucho muzykę, a otrzymamy produkcję bardzo klimatyczną, z własną, unikalną tożsamością. Pozostając jeszcze przy aspektach technicznych, nadmienię, że gra nie sprawiała mi większych problemów – dosłownie raz natrafiłem na buga, który wymusił na mnie szybki restart od poprzedniego checkpointu (te rozsiane są na tyle gęsto, że nie stanowiło to żadnego problemu). Może na upartego mógłbym się uczepić nie zawsze super precyzyjnego sterowania czy sporadycznych dziwnych podrygów kamery, jednak byłoby to czepialstwo na siłę, gdyż żaden z wymienionych mankamentów nie miał znaczącego wpływu na doznania płynące z rozgrywki.
Podsumowanie: Uruchamiając Pumpkin Jack po raz pierwszy obawiałem się, czy nie będzie to gra nastawiona na szybkie i proste zarobienie paru groszy w związku z Halloween. Moje obawy okazały się jednak bezpodstawne – Dyniowy Jacek jest produkcją oferującą tony czystej frajdy, doskonale „samoświadomą”, pełną ciekawych, choć standardowych rozwiązań, zmyślnie połączonych w spójną całość. Nie sili się na nowatorstwo, nie stara rewolucjonizować gatunku czy startować do gier AAA – to pełnokrwisty indyk, czerpiący z tej swojej indyczości pełnymi garściami i wyciskający z niej tyle, ile się tylko da.
PS Wisienką na torcie jest ekran ładowania po śmierci. Są na nim skrzętnie zliczane nasze zgony i przedstawiane w zabawny, ironiczny sposób. Ot, choćby: „I tym sposobem Jack uratował świat po raz 32!”. Grrrr… 😀
Gatunek: Platformówka
Producent: Nicolas Meyssonnier
System: PC, PS4, XO, Switch
Język polski: nie
Premiera: 23 października 2020
Ocena: Koniecznie grać!