Nie wiem, który to już dokładnie raz złapałem się w tą samą (ale nie taką samą) pułapkę. Zostając młodocianym trenerem Pokémonów.

Kolejna próba polubienia przesiadujących w trawie (albo Poké Ballach), krzyżówek fauny, flory, mechaniki i dzikich fantazji projektantów na początku zapowiadała się szorstko. Mam nieco więcej, niż zalecane 7+ lat, więc prześlizgiwałem się przez zarys fabularny opowieści o wyspie zwanej Paldea, jak znudzony nastolatek przez podręcznik fizyki. W sumie na starcie częstują nas dawką słodyczy i uprzejmości, przemieszaną z nagłymi wydarzeniami rodem z thrillerów Hitchcocka. Jako nowy uczeń szykujemy się na pierwszą lekcję w szkole trenerów.

W tym jakże uroczym, soczyście barwnym świecie to dyrektor szkoły (podzwaniając przyczepionymi do spodni Poké Ballami) odwiedza nasz dom przed lekcjami, a przedstawienie naszego bohatera przed całą klasą zupełnie nowych kolegów nie kończy się docinkami (jak to w mniej lub bardziej zorganizowanych stadach samców i samic bywa). Nawet pierwsza decyzja naszego bohatera, który musi podjąć decyzję o obronie zaskakująco ubranego osobnika – podpowiada, że wiele tu będzie takich oryginałów, a świat obserwowany z punktu widzenia dziecka lub nastolatka rzeczywiście oglądamy przez różowe okulary.

Dorosłemu graczowi Pokémon Scarlet zaserwuje sporą dawkę lukru, przetykaną nieprawdopodobnymi ciągami wydarzeń. Jeśli nie jesteśmy w stanie zaakceptować świata Paldei takim jakim jest, zapewne ta warstwa lukru (połączona z lekcją tolerancji i taktyki) może okazać się niestrawna. Równie wiele tu powtórzeń z doskonale znanych trenerom Pokémon zagrywek – to przede wszystkim znane już typy stworzonek, czy turowy, taktyczny model walki, z zestawem, atutów, podatności, cech specjalnych i akcji. Jakby na to nie spojrzeć to po prostu solidny RPG, w którym postawiono na zabawę w kolekcjonowanie stworzonek, ich rozwój, taktyczne walki i odsłanianą krok po kroku fabułę.

W świat Pokémon Scarlet łatwo na starcie wsiąknąć, w przeciwieństwie do innych RPG-ów, przynajmniej początek rozgrywki nie jest najeżony znaczącymi przeciwnościami. No chyba, że wytkniemy od razu nos poza pierwszą strefę wyspy. Na dobry początek dostajemy niezłego wierzchowca (skrzyżowanie smoka z motocyklem, no ale w świecie Pokémonów niewiele zaskakuje), trzy pierwsze propozycje stworków do wyboru i… w drogę. Drużynę zbierzemy w trakcie podróży, bo okoliczne trawniki, rzeki, skałki i groty pełne są stworzeń do pojmania w Poké Balle.

Podstawowe zasady rozgrywki są identyczne, jak we wcześniejszych grach Pokémon Company – wciąż mamy do dyspozycji pulę sześciu Pokémonów zamkniętych w Poké Ballach, reszta zbiorów przechowywana jest w skrzyneczkach. Każdy z naszych bojowych stworków ma maksymalnie cztery typy ataków pod łapką, a całość podlega ścisłym limitom podczas walki. Reszta toczy się jak w klasycznych, turowych pojedynkach w JRPG-ach – atak, kontra, umiejętne wykorzystanie podatności i rozpoznanie wrażliwych punktów wroga. Nie będę się zagłębiał w wieloetapowe pojedynki na Pokémoy – bo to esencja rozgrywki, której wielbicielom serii gier nie trzeba przedstawiać, a nowi gracze szybko odkryją ich atrakcyjność (i czasochłonność).

Świat Pokémon Scarlet wygląda jak dobrze zrealizowane anime dla nastolatków – pełne rozbłysków, przerysowanych postaci i tylko niekiedy widoczne, rozmyte tekstury podpowiadają, że to jedynie gra na Switcha. Współgra to z soudtrackiem, który brzmi jak wyjęty z animowanej, japońskiej produkcji. Świat gry ma też swoja specyfikę – większość NPC-ów ubrano w mundurki szkolne i kapelusze, co nadaje całej grze rustykalny charakter. Za już stacje usprawniania Pokémonów wyglądają jak współczesne bary szybkiej obsługi, przypominając skrzyżowanie baru z fasttfoodem ze stacją benzynową. Gdyby nie zupełnie inny setting – styl oprawy graficznej pewnie można by pomylić z The Breath of the Wild i przygodami Linka.

Wyruszamy w podróż przez otwarty świat, przez rozległą, zróżnicowaną geograficznie Paldeę – nie ma mowy o nudzie. O ile początkowo ograniczymy pewnie naszą podróż do zwiedzania akademii i przyrośniętej do niej miasteczka, to wychylając nos poza gościnne mury szkoły i okolicy, odkryjemy, że twórcy gry zaplanowali wokół sporo atrakcji. Większość z nich to fabularyzowana historyjka Team Star, z którymi przyjdzie nam toczyć barwne, wieloetapowe pojedynki. Schematyczne, ale stanowiące niezłe wyzwanie. Wspomniane pojedynku zaczynają się od pokonania z góry zadanej liczby Pokémonów w ograniczonym czasie, następnie – walki z bossem, podzielonej na kilka faz – to jeden z najciekawszych elementów Pokémon Scarlet, obok specyficznej dla Paldei mechaniki kryształowych form Pokémonów – wzmocnienia, które nie tylko wpływa na odporność stworków, ale jest też pretekstem do rozsiania po wyspie kryształków prowadzących do kooperacyjnych pojedynków.

Da się tez grać offline, wtedy graczy zastępują wylosowanie, sterowani przez SI gry, trenerzy. Przy okazji pojedynki w kryształowych formach ubrano w imponujące animacje i wygląd zmienionych Pokémonów – razem daje to niezły efekt audiowizualny – ekran skrzy się od barw i kolorów, zupełnie tak, jakbyśmy za każdym razem przystępowali do walki z bardzo ważnym bossem (a to tylko zwykły stworek w kryształku). Inną z atrakcji są okazjonalne spotkania z większymi i unikalnymi typami Pokémonów, które robią trochę zamieszania na wyspie. Jednak nie zamierzam zdradzać fabularnych i wizualnych ciekawostek tego świata.

Podsumowanie: Pokémon Scarlet na początku zachwyci dziecaki (te duże i te małe), później odrobinę znudzi tych, oczekujących złożonej fabuły i poważnych wyznań, kilka godzin później ponownie wzbudzi zachwyt wielkością świata, jego różnorodnością i ilością Pokémonów do zebrania, wytrenowania. Nade wszystko wciągnie nas w te kolorowe, animowane pojedynki turowe, które po prostu są absolutnie doskonale dopracowanie i wciąż zapewniają satysfakcję, gdy po wielu dziesiątkach wymienionych ciosów w końcu udaje nam się pokonać przeciwnika. W tym świecie animowanej przemocy, która kręci się wokół wszędobylskich Pokémonów łatwo się zatracić. I choć Pokémon Company od lat serwuje nam dokładnie to samo, poprawiając jedynie niedostatki, obudowując całość coraz ładniejszą grafiką i animacjami, dodając kolejne krzyżówki stworzeń (bez ewolucyjnego uzasadnienia), to szkielet tej konstrukcji jest solidny, a zabawa – przednia. Nawet dla niezbyt dojrzałych (ale ogarniętych) dorosłych. Bo żeby zwyciężać w potyczkach na Pokémony często będzie trzeba się naprawdę solidnie wysilić. To zdecydowanie nie jest gra dla ludzi, którzy wiecznie nie mają na nic czasu. A dla dzieciaków – doskonały pretekst, by nauczyć się angielskiego.

Gatunek: monster catching, JRPG z turowym modelem walki

Producent: Game Freak / Pokémon Company

System: Nintendo Switch

Język polski: nie

Premiera: 18.11.2022 r.

Ocena: Polecamy