Co powiesz na grę, w której możesz przemierzać kosmos, zwiedzać inne planety, chodzić po ich powierzchni, a nawet latać nad nimi (dzięki plecakowi odrzutowemu), pstrykać zdjęcia i kręcić filmy? Tak, taka gra istnieje! Nosi tytuł No Man’s… a nie, czekaj…

W tym miejscu powinien się pojawić znany mem z wizerunkiem p. Tadeusza Sznuka i podpisem – „Otóż nie tym razem!”. Bo dziś będę opowiadać nie o No Man’s Sky, tylko grze, która powstała 20 lat wcześniej. Na dokładkę napisał ją JEDEN człowiek – Włoch, Alessandro Ghignola. Sama gra to Noctis. Sam tytuł jest intrygujący, bo oznacza po łacinie „nocny”. Faktycznie, w grze bywa bardzo ciemno – jak to w kosmosie, ale i na powierzchniach planet również…

W grze wcielamy się w samotnego podróżnika, wędrowca kosmicznego. Należy on do kotopodobnej rasy Kilr… a nie… Felysian. Przez kosmos podróżuje w jednoosobowym statku kosmicznym, nazwanym Stardrifter Mark IV, wyposażonym w kulisty lądownik, dzięki któremu możemy docierać na powierzchnie planet (choć nie wszystkich). Sam Stardrifter to nasz bezpieczny dom w czasie podróży w kosmosie. Naszym centrum sterowania jest zainstalowany wewnątrz potężny komputer, jego menu wyświetla się na przedniej szybie statku. Już na tym etapie czeka nas pierwsze zaskoczenie – żeby wybrać jakąś funkcję z menu trzeba na nią popatrzeć. Wynika to z tego, że nasz kombinezon, w którym stale jesteśmy, ma w hełmie wbudowany nadajnik podczerwieni, a komputer odbiera te sygnały. Przyznam, że to chyba najbardziej oryginalny sposób sterowania, z jakim spotkałem się w grach przed upowszechnieniem VR. Przypominam, to rok 1996!  Funkcji jest dużo, ale nie ma to być instrukcja, tylko recenzja, dlatego nie będę ich opisywał.

Cały nasz statek jest zbudowany z kwarcu. Kwarc jest w naturalny sposób przezroczysty, ale to mogłoby utrudniać poruszanie się po Stardrifterze, bo wszystko byłoby rozświetlane promieniami gwiazd i światłem odbitymi od powierzchni planet. Dlatego standardowo przez kwarc płynie prąd elektryczny, który powoduje utratę przezroczystości (nie wiem, jak jest w rzeczywistości, ja tylko cytuję słowa z instrukcji). Dzięki temu nasze oczy nie cierpią. Wspomnianą opcją da się wyłączyć, żeby móc patrzeć przez ściany. Co sprawia, że świat wokół wygląda… ciekawie. Jeżeli jednak komuś to nie pasuje – nic nie stoi na przeszkodzie, by wyjść na zewnątrz statku i podziwiać nieskończoność kosmosu. Szczególnie polecam robić to w czasie zbliżania się do gwiazd. Wtedy niemal czuje się, z jaką prędkością mkniemy przez kosmos.

W tym miejscu może pojawić się pytanie – to tak sobie możemy latać w nieskończoność? No niby tak, ale statek nie jest napędzany próżnią. Potrzebny mu jest lit, a jego zapas jest ograniczony. Co zrobić jak się skończy? Trzeba znaleźć odpowiedni system gwiezdny i ów lit zebrać. Jeżeli go zabraknie zanim dolecimy, to co, utkwimy w pustce kosmosu? Nie! Bo nie jesteśmy w nim sami. W innych Stardrifterach również podróżują kosmiczni wędrowcy. Można takiego wezwać na pomoc, by podzielił się z nami paroma gramami litu. Kojarzycie Fuel Rats z Elite: Dangerous? No to tu jest podobnie, ale są to NPC.

No dobrze, mamy statek, lądownik, to może czas ruszyć w podróż? Jak zwiedzać planety? Bardzo prosto: najpierw wybieramy układ gwiezdny, uruchamiamy silnik (w grze nosi on nazwę Vimana Drive, ciekawe ile osób bez szukania w Google skojarzy, od czego ta nazwa?) i lecimy z prędkością nadświetlną do wybranej gwiazdy. Gdy dolecimy i przekonamy się, że wokół niej krążą jakieś planety (a nie tak jest), wybieramy jedną z nich, wchodzimy na jej orbitę i opuszczamy się na jej powierzchnię w lądowniku. Możemy nawet dokładnie określić miejsce lądowania. Kiedy już wylądujemy – przystępujemy do zwiedzania. W przeciwieństwie do No Man’s Sky nie czyhają na nas żadne niebezpieczeństwa, za to możemy znaleźć całkiem ciekawe rzeczy. Na przykład przedziwną roślinność i faunę. Napotkamy tajemnicze ruiny, a w kosmosie czasem swoich pobratymców.

Po powierzchni planet poruszamy się na dwóch nogach, używając plecaka odrzutowego, albo w lądowniku (możemy zawisnąć nad powierzchnią i przemieszczać się z miejsca na miejsce). Kolejne zaskoczenie – to opcja wyboru szybkości, z jaką podróżujemy na lub nad powierzchnią planety, uwzględniająca autopilota! Podobnie jak nasz statek kosmiczny i kombinezon został wyposażony w komputer, który oferuje sporo funkcji. Wśród nich – dobór trybu widzenia, usuwanie widoku trawy, zaznaczanie zwierząt, jest też mapa planety, informacje o położeniu, typie terenu, jest też podgląd rytmu wybijanego przez nasze serce! Planety charakteryzuje zróżnicowane ukształtowanie terenu – możemy spacerować po równinach, skrubie, zastygłej lawie, a nawet po cienkiej atmosferze! Autor gry zadbał nawet o takie szczegóły jak zmiana wartości ciśnienia atmosferycznego wraz ze zmianą wysokości, na jakiej się znajdujemy. Serio, nie kojarzę drugiej gry, która by miała takie smaczki.

Fajnie, ale po co to wszystko? Odpowiedź tkwi w rozgrywce – po to, by sobie zwiedzać, robić zdjęcia i kręcić filmiki. Tak, w tej grze nawet to można robić. Po prostu chodzimy, podziwiamy planety oraz gwiazdy. Czy robimy to dla siebie? Niekoniecznie. Tu znów czeka nasz zaskoczenie zdumienie – ostatnia wersja gry napisana przez autora, która ukazała się w 2001 roku, umożliwiała wysyłanie swoich odkryć na serwer, aby inni gracze widzieli ślady naszej eksploracji. Nie odbywało się to co prawda w trybie bezpośrednim, ale każdą odkrytą przez nas planetę i inny obiekt kosmiczny można było nazwać, a potem zapisać w pamięci pokładowego komputera, a następnie wygenerować bazę danych i wysłać do autora, który umieszczał ją na specjalnym serwerze. Każdy z graczy mógł potem pobrać ten plik, zaimportować do swojej gry i w ten sposób aktualizowano bazę odkryć. I to wszystko na 15 lat przed powstaniem No Man’ Sky – zestaw zaimplementowanych w Noctis opcji robi wrażenie. Tylko, czy ten program można w ogóle nazwać grą? Raczej jest to swoiste planetarium, w którym podziwiamy kosmos z daleka i bliska.

Dotychczas powstało pięć wersji Noctis, oznaczonych numerami od I do IV. Wszystkie działały pod DOS. Autor był swego czasu bardzo aktywny i miał stały kontakt z użytkownikami na własnym forum. Zaraz, zaraz, od I do IV, to gdzie jest miejsce na wersję piątą? Otóż w 2003 roku autor udostępnił kod źródłowy. Skłoniło to dwóch pasjonatów Noctis do usunięcia błędów i napisania wersji uruchamiającej się pod Windows. Można ją uruchomić nawet w Windows 10/11, ale nie polecam takiej operacji. Do gry również dodano kilka nowych, przydatnych opcji. Próbowałem ją uruchomić pod VirtualBoksem i Windows XP, ale nie da się grać – jest zbyt szybko. Jedyną sensowną szybkość działania uzyskałem na QEMU (też z Windows XP). Autor gry miał w planach (przynajmniej w 2012 roku) wydanie własnej, piątej części zatytułowanej Noctis V albo NoVa, jednak obawiam się, że raczej nie powstanie. Szkoda, bo zapowiedziano m.in. ulepszoną oprawę graficzną.

Podsumowanie: Noctis powstał już w epoce Windows, ale wciąż działa pod starym, dobrym DOS-em. To gra FPP ze spartańską grafiką, która jednak ma w sobie jakiś surowy urok. Paleta barw bywa niekiedy psychodeliczna, zwłaszcza na planetach orbitujących wokół błękitnych olbrzymów. Jest na co popatrzeć. Za to kompletnie nie ma w niej dźwięku. Jest tylko cisza. Do sterowania służy mysz i klawiatura. Uruchomienie Noctis pod DOSBoksem nie sprawia problemów, jednak warto ustawić liczbę cykli na bardzo wysoką, w przeciwnym razie gra będzie klatkować. Co w niej tak pożera moc wirtualnego procesora – nie mam pojęcia…

Noctis to naprawdę nietypowy kawałek kodu. Z jednej strony prymitywna grafika, brak muzyki i jakichkolwiek dźwięków, a drugiej – ogrom wszechświata (w grze występuje 11 typów gwiazd, są tu nawet pulsary plus planety i ich księżyce), do którego autor napisał całą otoczkę (w przewodniku do gry jest cała historia rasy Felysian, wyjaśnienie dlaczego latają po kosmosie, opis jednostek miar; bo nie ma tu żadnych kilometrów, standardowych jednostek czasu, masy, nawet puls podawany jest w PPS – pulse per sithra). To powoduje, że na początku trzeba się do tego przyzwyczaić i przestawić nieco sposób myślenia. Czy warto się tym bawić? Odpowiedź zależy od tego, czego oczekujesz.

Nie ma tu praktycznie żadnej akcji, żadnych emocji (poza tymi, które towarzyszą odkryciu czegoś interesującego), a mimo to gra wciąga. Nie pamiętam w sumie, gdzie się natknąłem na Noctis. Być może było to Space SimCentral https://spacesimcentral.com – rozbudowany portal poświęcony symulacjom kosmicznym. Ale oczarował mnie od razu. Zgodnie z tym, co napisano we wprowadzeniu do gry: „od momentu, gdy pierwszy raz uruchomisz „Noctis”, przykuje Cię ona do ekranu”. Nie każdego, ale wielu się dało. Ja w każdym razie polecam spróbować. Grę można pobrać ze strony autora: https://80.style/#/hsp.

Deweloper: Alessandro Ghignola

Wydawca: brak (gra jest darmowa)

Platforma: PC (DOS/Windows)

Rok: 1996

Typ: symulator, gra eksploracyjna

Multiplayer: brak

Ocena: Polecamy