Ryzykowna próba przeniesienia przygód do podwodnego królestwa – z jednej strony zachęcająca ciekawą okładką, z drugiej – rozwijająca się fabularnie powoli i w nazbyt przewidywalnym kierunku.
Acz to tylko pierwsze wrażenie. Bo co można pomyśleć o jakże wyeksploatowanym przez filmowe horrory wątku o odgrzebaniu podwodnego akwenu z Carharodonem Megalodonem – dawno wymarłym gatunkiem gigantycznych rekinów, siejących spustoszenie w antycznych akwenach. Na dodatek opowiedzianym z kilku perspektyw: naukowców, bogaczy, szefów korporacji. Christophe Bec i Eric Henniont mają już na swoim koncie komiksy ekologiczne, edukacyjne, więc podwodne ekosystemy próbują oddać w obrazie i treści nie pierwszy już raz.
I rzeczywiście – jedno przypadkowe wydarzenie, które staje się przyczynkiem do dalszej fabuły ma sporo wspólnego z ekologią oraz komercyjną moralnością korporacji – gdy podwodne wykopaliska powodują uwolnienie z zamkniętego zbiornika Megalodona – zarząd spółki stara się zatuszować sprawę. W tym samym czasie główni bohaterowie opowieści poszukują śladów zaginionych gatunków w trudno dostępnych, wyizolowanych akwenach. I jest jeszcze Feiersinger – wiekowy bogacz, kolekcjoner, poszukiwać legendarnych i zaginionych gatunków.
To raczej jasne, że drogi głównej bohaterki – Kim oraz jej zamkniętej w sobie córki skrzyżują się z bogaczami. Badaczka wszak poszukuje niezwykłych stworzeń, a jej cele są przynajmniej po części zbieżne z oczekiwaniami Feiersingera. W tle tych wydarzeń dzieje się jeszcze więcej: skaczemy po osi czasu obserwując dawne wyczyny Megalodów, poznajemy relację z pewnej wyprawy tropami yeti, by ostatecznie zejść w mroczne głębiny oceanu. Nie mówiąc już o odkrytych pod wodą śladach cywilizacji, która prawdopodobnie nie dotykała suchej ziemi. I Aborygenach, którzy również szykują się do jakiejś niespodzianki…
Mamy więc miksturę wielokrotnie wałkowanych tematów: Megalodona, yeti, tajemniczych głębin, antycznych cywilizacji i mocy tkwiącej w niezmierzonym bogactwie. Przemieszanie z retrospekcją i odległymi w czasie opowieściami, co czyni z Mrocznej otchłani historię chaotyczną, przeskakującą z wątku na wątek bez celu, krążącą wokół głównego tematu jak ćma wokół świecy, ale nigdy nie dotykającej sedna, by przypadkiem się nie oparzyć.
Uzasadnieniem dla takiego sposobu narracji jest oczywiście to, że to zaledwie zarys, początek historii, ale po 172-stronicowym albumie moglibyśmy spodziewać się znacznie więcej. Kiedy docieramy niemal do końca – scenarzysta postanawia jednak zrzucić na nas jedną informacyjną bombę i odsłonić jeszcze więcej na temat roli najmłodszej bohaterki tej historyki. I robi się ciekawie.
Nie jestem fanem rysunków Hennionota – są zbyt ostro nakreślone, za bardzo przypominają mi szkice, choć jeden z kadrów utkwił mi w głowie – ten szelmowski, kobiecy uśmiech. Mimo że to komiks o otchłani zakrytej wodą, to zdecydowanie ujęcia z powierzchni zdają się być ładniejsze, bardziej dopracowane.
Galeria postaci i fabuła skłaniają mnie do opinii, że nie jestem właściwą grupą docelową dla Mrocznej otchłani – takie historie pewnie fascynowałyby mnie ze dwie dekady wcześniej, kilkadziesiąt filmów o żarłocznych rekinach mniej, kilka książek o zaginionych cywilizacji jeszcze nieprzeczytanych. Może to i dobrze, że są jeszcze dzieciaki, przed którymi wszystkie te światy dopiero będą się otwierać.
Podsumowanie: Pierwszy tom opowieści snutych przez Christophe Beca jest monotonny, porozrywany przez przeskoki w czasie, bazuje też na sztampowych motywach i postaciach-kalkach, wyjętych z kadrów filmów sensacyjnych, opowiadań SF. Nawet tajemnice tracą na tajemniczości, kiedy odsłaniane wszystkie (niemal) atuty postaci. Pozostaje więc jedno: nadzieja na kolejny tom, który zabierze nas w prawdziwe, fabularne otchłanie fantazji, bo na razie to kolorowy komiks pozbawiony głębi i barw.
Gatunek: science fiction
Scenariusz: Christophe Bec
Rysunki: Eric Hennionot, Milan Jovanovic
Tłumaczenie: Ernest Kacperski
Wydawnictwo: Egmont / Klub Świata Komiksu
Liczba stron: 172
Format: album w twardej oprawie 216×285 mm
Cena okładkowa: 99,99 zł
Ocena: Można
PS Tyle kadrów i ani jednego rekina (poza okładką). Oczywiście, że nie – ale starałem się nie odkrywać zbyt wiele z tej opowieści. A oto i jeden z komiksowych rekinów: