Wyobraźcie sobie sytuację, w której idziecie do dobrej restauracji. Kelner przynosi wam na przystawkę pyszną sałatkę. Zajadacie – smakuje! No ok., jakiś tam listek jest lekko przegniły, ale ogólnie jest dobrze! Po czym rzeczony kelner przychodzi, dziękuje wam za wybór ich restauracji i zaprasza ponownie. Unosicie brwi, patrzycie ze zdumieniem i…
…i macie dokładnie taką minę, jaką ja miałem, gdy zobaczyłem napis The End w grze Mira. Ale że to już wszystko, to koniec? A gdzie rozwinięcie wątków? Gdzie rozwiązanie tej całej intrygi? Ba, gdzie tu jakiekolwiek zakończenie? Mira zaczyna się nieźle, rozwija bardzo dobrze, ale kończy tak, jakby jednego dnia prace nad grą szły pełną parą, a już kolejnego pan Zdzisiu od niechcenia trzasnął jakiś pojedynczy, kilkusekundowy obrazek, który nagle ucina historię. Ale zacznijmy od początku…
Akcja Mira toczy się zaraz po II wojnie światowej. Tytułowa bohaterka jest młodą dziewczyną, samotnie prowadzącą sierociniec. Pewnego dnia do jej drzwi puka agent UB, żądając lekarstwa, które Mira zamierza podać jednemu z chorych dzieci. W toku dalszych wydarzeń dziewczyna rzuca się z mostu. Nie ginie jednak, a budzi w krainie zamieszkałej przez istoty znane ze słowiańskich legend i podań ludowych*, pełnej magii, a jednocześnie splecionej z naszym rzeczywistym światem. Muszę przyznać, że zarówno klimat opowieści, jak i fabuła mocno mnie zaintrygowały. Odkrywanie, o co tu chodzi, co to za miejsce i dlaczego nasza bohaterka trafiła właśnie do niego motywowało mnie cały czas do dalszej zabawy.
Szkoda tylko, że zarówno pod względem mechaniki, jak i długości rozgrywki Mira jest przeraźliwie wręcz uboga. Twórcy opisują grę jako połączenie visual novel z przygotówką point’n’click. O ile z pierwszym określeniem się zgodzę, o tyle przygodówki jest tu tyle, co kot napłakał. Zbieranie przedmiotów, używanie ich w odpowiednim kontekście? Nie stwierdzono. Zagadki? Można je zliczyć na palcach dwóch rąk, z czego wszystkie oprócz jednej są dziecinnie proste, a ostatnia – niesamowicie frustrująca. To może jakieś wybory, rozgałęzienia ścieżki? Owszem, są, tyle tylko, że zasięg ich wpływu na fabułę jest marginalny. Ba, nawet ostatnia decyzja, która w teorii powinna wywracać wszystko do góry nogami, powoduje zaledwie podmianę jednej postaci na ekranie końcowym.
Tak, zakończenie gry to jeden ekran i dosłownie dwa zdania – wszystkie ciekawie zapowiadające się wątki są porzucone, głębokie zależności sugerowane wcześniej nie są w żadnym stopniu eksplorowane. Mira sprawia wrażenie, jakby miał to być jedynie szkic prawdziwej gry, a ostatecznie twórcy potraktowali go zbyt dosłownie i na tym właśnie szkicu skończyli. Dość zresztą powiedzieć, że ukończenie tej produkcji zajęło mi… (Uwaga!)… półtorej godziny, a starałem się czytać wszystkie dialogi i zaglądać do dołączonego leksykonu. To okropnie mało, nawet jak na niezależną grę przygodową.
Tym, co zasługuje na umiarkowaną pochwałę, jest warstwa wizualna gry. Kolejne ekrany rysowane są ze smakiem, bardzo dobrze oddając klimat dawnych, pogańskich wierzeń. Dlaczego więc tylko umiarkowane zachwyty? Przede wszystkim zabrakło mi nieco różnorodności – wszystko utrzymane jest w jednej tonacji (zielono-brązowej), poza tym momentami gra traci na czytelności. Odniosłem również wrażenie, że twórcy sami nie wiedzą, czy chcą iść w konwencję pixel art., czy w pełne detale, przez co Mira wygląda jak przygodówka sprzed jakichś 10 lat odpalona na dzisiejszym sprzęcie. Nie mogę się za to przyczepić do ścieżki audio – ta jest przyjemna dla ucha, dobrze dobrana i odpowiednio obrazująca wydarzenia na ekranie.
Podsumowanie: Niestety mimo całej mojej miłości do klimatów pogańskich, a także gier przygodowych nastawionych na ciekawą historię, nie jestem w stanie z czystym sumieniem polecić produkcji Too Husky. Nie wiem, czy zabrakło pomysłu, czasu, pieniędzy, czy wszystkiego tego po trochu, ale gra wydaje się niedokończona, zrobiona na szybko, byle tylko wypuścić ją na rynek. W dodatku 1,5 h zabawy i zakończenie, które niczego nie wyjaśnia** to gwóźdź do trumny Mira – gry z dużym potencjałem, który został koncertowo zaprzepaszczony.
*Zaznaczmy, że nie jestem ekspertem od słowiańskiej mitologii, dlatego nie mogę ze stuprocentową pewnością potwierdzić, że wszystkie przedstawione tu stwory i bóstwa rzeczywiście występowały w wierzeniach naszych przodków.
**Nie mam problemów z niedopowiedzianymi zakończeniami. Tu jednak jest to zrobione tak bardzo po macoszemu i po linii najmniejszego oporu, że po ujrzeniu ekranu końcowego aż skontaktowałem się z deweloperem by potwierdzić, czy to aby na pewno koniec, czy przypadkiem nie podjąłem jakiegoś tragicznego w skutkach wyboru, który zaowocował przedwczesnym zakończeniem przygody. Ba, nawet po otrzymaniu odpowiedzi przeszedłem produkcję ponownie, chcąc sprawdzić, czy może chociaż wybory w grze mają jakiś większy wpływ na wydarzenia na ekranie. Niestety – nie mają.
Gatunek: visual novel
Producent: Too Husky
System: PC (Steam)
Język polski: napisy
Premiera: 25 marca 2020
Ocena: Odradzamy (chyba, że na srogiej promocji)