Liberated wyprodukowane przez polskie studio Atomic Wolf i wydane nakładem Walkabout Games to nie tylko zapadająca w pamięć produkcja. Jest również pod wieloma względami, tak kreatywnymi, jak i fabularnymi ważna dla wszystkich tych odbiorców, którzy postrzegają ustrój demokratyczny jako wydmuszkę, pękającą nad naporem różnorodnych sił i tym samym popadającą z wolna w autorytaryzm.
Gra jednak nie politykuje; nie odnosi się bezpośrednio do żadnego z wydarzeń mających miejsce w wolnej Polsce XXI wieku. Przestrzega raczej, trzymając się konwencji thrillera tech-noir, przed pustymi obietnicami rządzących, otwiera oczy na dwulicowość władzy, w końcu na interes społeczny wielokrotnie wyżej stawiany niż dobro ogółu. I genialnie łączy gatunek visual novel z grą action-adventure, całość polewając sosem z indyka. Czy jednak smakuje odpowiednio dobrze? O cholera, tak!
Na wspomniany całokształt składają się przede wszystkim kreatywność przedsięwzięcia widoczna w każdym kadrze kartkowanej z wolna opowieści obrazkowej, rewelacyjna muzyka i wolty fabularne. W ogóle koncepcja, na bazie której oparto grę sama w sobie zasługuje na brawa. Jest to bowiem narracja w 100% stylizowana na komiks, który czytany przez gracza z wolna otwiera przed nim skrypt scenograficzny, czerpany po trochu z Orwella, po trochu z Silvany Gomez; opiera się zresztą na reżimach politycznych, w których państwo w pełni kontrolowało społeczeństwo, starając się nadzorować wszystkie aspekty życia publicznego i prywatnego. Dodaj do powyższego pragnienie odwetu za poniesione straty, szemrane interesy władzy, walkę przed upadkiem demokracji oraz przemiany zachodzące na płaszczyźnie religijno-światopoglądowej a otrzymasz Pol… znaczy bardzo ogólny koncept fabularny gry Liberated.
Na całkiem osobny akapit zasługuje prezencja graficzna ocierająca się o artyzm. Po pierwsze, koncepcja kartkowanego komiksu jest doskonała, nie wyeksploatowana i z całą pewnością nie nużąca. Po drugie, gra jedynie czerpie wzorce z takich produkcji jak Inside, Comix Zone czy Shadow Complex, nie będąc jednak kalką żadnej z nich. Kondensuje najlepsze rozwiązania i przedstawia je w niepodrabialny sposób. Po trzecie, gra na każdej z płaszczyzn wciąż pozostaje produkcją niezależną, pokazując jak kreatywnie można ograć wydawałoby się wielokrotnie forsowane już rozwiązania. Za przykład niech posłużą kadry wspomnianego komiksu, gdzie przejmujesz kontrolę nad postacią, chowasz się przed nacierającym oponentem lub próbujesz stawić mu czoła w starciu bezpośrednim, pokonujesz kolejne części większych lokacji, rozwiązujesz relatywnie proste łamigłówki. Gra realizowana z prawdziwie profesjonalnym zacięciem, wydaje się momentami trzymać transparent skierowany frontem do innych zespołów developerskich z napisem „Naprawdę można zrobić to zajebiście”. I udowadnia, że nie jest to pusty slogan spisany na kolanie, a obosieczna deklaracja. Bo z jednej strony, trudno mi sobie wyobrazić czym jeszcze mogłoby zaskoczyć mnie Liberated, z drugiej – Atomic Wolf wiesza poprzeczkę na takiej wysokości, że sam Partyka spociłby się jedynie na nią patrząc…
Na tym jednak nie kończą się zalety Liberated, ponieważ gra zaskakuje fabularnymi woltami. Ta, która ma miejsce pomiędzy zakończeniem pierwszego a drugiego aktu przygody, zaserwowała mi knockout w pierwszej rundzie. To rozwiązanie tak oczywiste, często wykorzystywane w produkcjach filmowych a mimo to, rzadko kiedy penetrowane w grach wideo. A przecież fabularne odbicia o 180 stopni doskonale nadpisują historię i dopełniają ją w sposób najlepszy z możliwych. Wszak wszystko zależy od perspektywy.
Pisząc tę recenzję zauważyłem, że jestem nadzwyczaj pobłażliwy dla Liberated. Wynika to jednak z jej prezencji, koncepcji kreatywnej i pieczołowicie kształtowanej przez mediowe pokrycie formy, w której się zakochałem. Co nie znaczy, że gra pozbawiona jest niedociągnięć, bo o błędach jako takich nie ma mowy. Osobiście życzyłbym sobie, aby postać korzystająca z uroków ukrycia zawsze z niego wychodziła miast okazjonalnie zawieszać się w niebycie; aby kolorystyka kadrów była nieco mniej monotonna (bo musisz wiedzieć, że czerń i biel fragmentarycznie przebija czerwień; jednak podczas tortur z nosa wycieka już biała maź…), aby żółtym rozbłyskiem potraktowane były wybuchy, aby język, jakim operują postacie był znacznie bardziej wulgarny – okazjonalna „ku**a” buduje dorosły, mroczny, poważny wręcz klimat tylko po to, aby bez namysłu rzucona „kuźwa” całkiem mnie z niego wytrąciła. Jak jednak sam widzisz, to raczej festiwal pobożnych życzeń, niż wskazanie błędów utrudniających rozgrywkę czy wręcz ją uniemożliwiających. Mało tego, otrzymaliśmy od producenta informację, że patch z poprawkami został już wysłany do certyfikacji Nintendo i czeka jedynie na stosowną implementację. Możliwe więc, że Ty nabędziesz już grę dopracowaną w każdym detalu, żeby nie powiedzieć w kadrze.
Podsumowanie: Jeśli po lekturze tej recenzji wciąż zastanawiasz się, czy gra zyskała redakcyjną aprobatę, potwierdzam Ci to prosto w twarz ukradkiem zastanawiając się, czy Liberated nie jest jedną z najlepszych gier na Switcha, w jakie grałem w 2020 roku. Tytuł debiutuje na tej konsoli 2 czerwca, jednak już niebawem zobaczymy Liberated na komputerach osobistych, a sama gra dostępna będzie tak na GOG-u, jak i na Steamie. Jest jednocześnie pozytywnym zaskoczeniem, z rewelacyjnie zarysowanym światem przedstawionym, w którym królują social media, rozpoznawanie twarzy, przyznawanie kredytów na facebookowy profil i inne, pozorne dogodności, które skutecznie odzierają Cię z danych, czasami niecnie wykorzystywanych.
Warto doświadczyć dosadnie opowiedzianej w Liberated historii. I zapamiętać, że gdy autorytarne rządy „stopniowo podgrzewają wodę w wannie, w której się kąpiesz, nawet nie zauważysz, kiedy zaczniesz się gotować”.
Gatunek: miks visual novel z grą action-adventure
Producent: Atomic Wolf
Wydawca: Walkabout Games
Język polski: tak
System: Switch (PC w planach)
Ocena: Koniecznie grać!