Historia, która sprawiła, że po przeczytaniu mam dylemat. Jak patrzeć na schorowanych, targanych wątpliwościami superbohaterów bez odzywającego się gdzieś z tyłu głowy ich skamlenia. O uwagę widza, o chwilę zainteresowania.

W warstwie wizualnej Kryzys bohaterów to małe, współczesne arcydzieło. Doskonale dowodzące tego, jak wiele pozmieniało się w świecie komiksowych rysunków superbohaterów na przestrzeni ostatnich kilku dekad. Niektóre z kadrów są ujmujące – chłonie się je przez kilkanaście sekund, czasami zupełnie zapominając o fabule, która później trzeba nadrabiać, przewracając ponownie strony. Precyzyjnie nakreślone postacie, gradienty i barwy wprost wychodzące z kart – o tak, DC nigdy jeszcze tak pięknie nie wyglądało, nawet jeśli opowieść nie sprzyja jaskrawym kolorom, bo skupia się na postaci nijakiego, złotowłosego Booster Golda oraz zdecydowanie charakterystycznej (dla kontrastu) wieroszokletki Harley Quinn. Już ten pierwszy, zaplanowany kontrast sugeruje, że fabuła może zapędzić się na mieliznę.

Trudno nie odnieść wrażenia, że scenarzyści i graficy wpadli jeszcze raz w pułapkę fetyszu Harley Quinn – epatującej seksualnością, bezpretensjonalnie złej, ale czasem czyniącej przez przypadek coś dobrego (jakby dla usprawiedliwienia fascynacji tą postacią). Fakt, w uniwersum DC trudno szukać równie kolorowego ptaka, na dodatek chyba najlepiej nakreślonego i opowiedzianego (przy nudnych i przewidywalnych tych dobrych – od B do S).

Konstrukcja fabularna, zakładająca stworzenie specjalnego azylu dla superbohaterów, w których technologia Sanktuarium, zbudowanego wspólnym wysiłkiem przez Batmana, Supermana i Wonder Woman, służy do kuracji obolałych umysłów, jest pewnym wytrychem, wrzucającym wszelkich superbohaterów do jednego worka – specyficznego odpowiednika Azylu Arkham dla herosów. Jak szybko się przekonamy, oglądając obrazki z sesji terapeutycznych prowadzonych przez SI – większość drugoplanowych herosów DC to tępaki.

Ot, zwyczajne głupole, obdarzone specjalnymi umiejętnościami. Ich autoportrety dają nam niestety wgląd w pustkę stojąca za postaciami większości z nich – z jednej strony trudno spodziewać się, by były to rzeczywiście obdarzone superinteligencją osobniki, z drugiej – zrównanie superherosów do zwykłych ludzi i ich problemów okazuje się ciekawe. W całym tym bałaganie leczenia pokrzywdzonych psychik rozwija się całkiem zgrabnie zaprojektowany wątek kryminalny, odsłaniany powoli w każdym z zeszytów. Dużo tu zwrotów akcji, zamieszania, złotych myśli, przyprawionych odrobiną seksizmu. Po do tarciu do krańca tej historii okazuje się, że cały kryzys da się w całkiem oczywisty sposób rozwikłać, połatać, pod warunkiem, że dysponuje się odpowiednim zestawem specjalnych umiejętności.

Podsumowanie: Niewątpliwie tym razem forma zwyciężyła nad treścią, a superbohaterowie stali się bardziej ludzcy w obliczu terapeutycznej SI. Z całego panteonu herosów i tak wyłania się zaledwie kilku bohaterów, których losy śledzimy, bądź to ze względu na zmysły nawykłe do obserwowania płci przeciwnej, bądź przez kontrastowe zderzenia poezji z brutalną siła, bądź inne, zgrabnie wplecione atraktory. Bez wątpienia – oprawa graficzna, która zdominowała Kryzys bohaterów – warta jest przewertowania z zachwytem tego małego dzieła z uniwersum DC.

Gatunek: superbohaterowie

Scenariusz: Tom King

Rysunki: Lee Weeks, Mitch Gerads, Clay Mann, Travis Moore, Jorge Fornes

Kolory: Tomeu Morey, Arif Prianto, Mitch Gerads

Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz

Wydawnictwo: Egmont / Świat Komiksu

Liczba stron: 240

Format: album w twardej oprawie, 170×260 mm

Cena okładkowa: 79,99 zł

Ocena: Polecamy