Komiks z tytułu recenzji to kontynuacja głośnej opowieści o wampirach, która przywróciła horrorowi należne miejsce w świadomości maniaków obrazkowych historii. Gatunek przez lata traktowany z przymrużeniem lewego oka, straszył (nie licząc chlubnych wyjątków) co najwyżej dzieci przed snem. Do czasu, aż pojawił się Ben Templesmith. I zmienił wszystko pierwszym pociągnięciem ołówka.
Zanim jednak napiszę o nominowanym do Nagrody Eisnera twórcy, przedstawię skrótowo rys komiksu oryginalnie wydanego przez IDW Publishing. Jest to zbiorcze opowiadanie, zawierające krótkie, aczkolwiek domykające wampirzą klamrą opowieści takie jak chociażby zasługujące na uwagę Juarez Matta Fractiona oraz Czerwony Śnieg, opisujący wypadki rozgrywające się na terenie ZSRR podczas II wojny światowej. Rzeczony omnibus jest siłą rzeczy niezwykle różnorodny; rysowniczej stylistyki, sposobów przedstawiania akcji czy wyglądu postaci jest naprawdę wiele, co z jednej strony pozwala na wybranie ulubionego artysty, z drugiej nieco rozbija immersję podczas lektury. Wracając jednak do Templesmitha…
Nawet pomimo tego, że nie należy do moich ulubionych twórców, a jego szkice straszą mnie lepiej niż niejeden pełnoprawny horror, twórcą jest wyjątkowym. Jeśli to co rysuje odzwierciedla to, co siedzi w jego głowie, nie chciałbym człowieka spotkać w ciemnej alejce. Jeśli sądziłeś, że w Silent Hill lub w Gotham by Midnight pokazał na co go stać, zerknij na arty w recenzowanym komiksie. To dopiero faza! Mało powiedzieć, że czytając opowieści jego autorstwa i zgłębiając ten komiks po nocy można mieć koszmary… Ta wykręcona stylistyka postaci, brutalny język, zabawa czerwienią, sadomasochistyczne diabelskie wizje. Jest niepokojąco, mówiąc delikatnie.
To właśnie obecność tego autora jest nie tylko wisienką na torcie, ale również po prawdzie koniem pociągowym komiksu. Bo gdyby te rozmazane kadry Templesmitha ująć, 30 Dni Nocy z pewnością pozbawione zostałoby tego charyzmatycznego wydźwięku, trochę stając się komiksową Sagą Zmierzch dla nastolatków. Oczywiście są w albumie autorzy nieco naśladujący tę popieprzoną stylistykę, ale umówmy się – to nie ta sama liga. Na szczęście nie muszę oceniać tego wydania w tak okrojonej formie.
Album pięknie prezentuje się na półce, kosztuje duże (jak na książkowe wydanie) pieniądze, idealnie komponując się z czarną, twardą okładką i jest wspaniałym dopełnieniem pierwszej części chociaż… jako komiks jest nierówny, szczególnie fabularnie, wrażenie czego nie opuszczało mnie do samego końca. Co więcej, pogłębia je dodane nieco na siłę streszczenie pierwszego tomu, narysowane przez Piotra Kowalskiego. Zrobione zostało to jednak nieco sterylnie i sztampowo z braku lepszych określeń, chociaż w innym albumie, skierowanym do innego odbiorcy, autor prawdopodobnie odnalazłby się doskonale.
W recenzowanym komiksie pojawiają się jeszcze inne znane nazwiska, takie jak chociażby Steve Niles, który wcześniej udzielał się na łamach dawno zakończonych serii o Spawnie (Spawn: The Dark Ages oraz Hellspawn), czy też stworzył kolabo X-Files + 30 Dni Nocy (którego rzeczone wydanie nie zawiera – przyp. red.). Obecny jest również Bill Sienkiewicz, w tym komiksie współtworzący opowieść „Poza Barrow”. Nie zapadła mi ona jednak w pamięć na tyle mocno, aby z czystym sercem polecić Ci lekturę tej konkretnej historii.
Podsumowanie: Pozostaje doprecyzować, czy polecam zakup tego komiksu. Tak, o ile posiadasz tom I, a ponadto jesteś fanatykiem opowieści o wampirach. No i dla kreski Templesmitha. Nie, jeśli taki styl całkowicie Ci nie odpowiada, nie lubisz horrorów, w końcu – jeśli festiwal rysowników i zmian stylistyki co kilka kartek irytuje Cię do tego stopnia, że nie możesz zagłębić się w przedstawioną opowieść.
Gatunek: horror
Scenariusz: Steve Niles, Matt Fraction, Kelly Sue DeConnick, Ben Templesmith
Rysunki: Ben Templesmith, Bill Sienkiewicz, Piotr Kowalski, Justin Randall, Kody Chamberlain
Wydawnictwo: Egmont / Świat Komiksu
Liczba stron: 568
Oprawa: twarda
Format: album w twardej oprawie
Wymiary komiksu: 17 x 26 cm
Cena okładkowa: 149,99 zł
Ocena: Można