Pamiętacie film „Cela” z 2000 roku? I Jennifer Lopez w roli dzielnej psychoterapeutki, która za pomocą specjalistycznej aparatury potrafiła przeniknąć do podświadomości uśpionych pacjentów? Korzystając ze swoich umiejętności, zgłębiała umysł seryjnego mordercy i w ten sposób miała szansę ocalić porwaną ofiarę. Ochrzczony przez widzów jako „Milczenie owiec na kwasie” film niestety fabularnie okazał się mało porywającym kryminalnym dreszczowcem z domieszką sci-fi.

Chociaż nie sposób nie docenić wizjonerskiej oprawy, w tym wysmakowanych plastycznie scenografii i kostiumów.

„ID:Invaded” eksploruje podobny pomysł, ale robi to po swojemu. I robi to ciekawiej. Baza fabularna jest zbliżona, czyli magiczna maszyneria i nurkowanie do osobliwych mikroświatów, będących wytworami chorych umysłów, ale pewne istotne zmiany pozwoliły scenarzystom wykazać się większą kreatywnością.

I tak: nie trzeba już badanemu przestępcy podłączać kabelków do głowy. Nie jest nawet wymagana jego obecność! Do skonstruowania Studni-id łotra wystarczy zebrać pozostawione przezeń specjalne cząsteczki. Taki zabieg umożliwił podkręcenie napięcia: zbrodniarz nadal może grasować, a my nie musimy nawet znać jego tożsamości. Stwarza również okazję do ciekawych zwrotów akcji, co zostało bardzo zręcznie wykorzystane. Sam proces pozyskiwania wskazówek ze wspomnianych już studni również do standardowych nie należy, ale jego odkrycie pozostawię już Tobie, potencjalny widzu.

Tym co wyróżnia serial na plus od samego początku, jest sposób ujawniania informacji. Trafiamy w końcu do mocno nietypowego świata, ale zamiast dostawać na wejściu w twarz infodumpem, kolejne informacje na jego temat przekazywane są w sposób powściągliwy: razem z rozwojem akcji wtedy, kiedy są potrzebne. A że zasady nim rządzące mogą z czasem zrobić się zawiłe, dlatego warto śledzić rozwój wydarzeń z uwagą.

Początkowo może się wydawać, że akcja będzie się toczyć według schematu „kolejny odcinek, kolejny seryjniak do rozpracowania”, ale sprawy dosyć szybko się komplikują. Co łączy kolejne przypadki? Kto za tym wszystkim stoi? Co napędza system Mizuhanome, z którego korzysta agencja? Kto go w ogóle stworzył? Pytania się mnożą, akcja gęstnieje, a napięcie rośnie.

Postaci pierwszoplanowe okazują się złożone i niejednoznaczne (nawet młoda i pozornie naiwna Hondoumachi ma swoją ciemną stronę), natomiast te pozostające w tle raczej zostają sprowadzone do wyrazistych archetypów. Tutaj nie mam większych zastrzeżeń. Podobnie jak do warstwy audiowizualnej. Wszystko jest na bardzo wysokim poziomie i ma własny charakter, a do tego jest zaskakująco spójne i czytelne w odbiorze.

Jeśli zaś chodzi o poruszaną tematykę, mamy do czynienia ze standardowymi w takich przypadkach motywami jak zemsta, sprawiedliwość czy odpowiedzialność za swoje czyny. Żaden z nich nie jest jednak rozwinięty w satysfakcjonujący sposób by wyjść poza utarte schematy. Gdyby więc szukać wad to wytknąłbym, że „ID:Invaded” ma tak naprawdę niewiele do powiedzenia. Bo w gruncie rzeczy jest pomysłowym, nietypowym i świetnie zrealizowanym, ale jednak policyjnym proceduralem o ekipie specjalistów walczących z przestępczością.

Podsumowanie: Jeśli lubiłeś „Ghost in the Shell: Stand Alone Complex” czy niedawne „PSYCHO-PASS” to „ID:Invaded” oferuje zbliżony poziom, chociaż w płytszym i bardziej rozrywkowym wydaniu. Intrygujący kryminał SF, który może skutecznie zaangażować widza, a przy tym nie obraża jego inteligencji. Serial właśnie zakończył swoją emisję, a wersję dla gaijinów można znaleźć chociażby na Hulu albo Amazon Prime.

Gatunek: kryminalne science-fiction
Studio: NAZ
Reżyseria: Ei Aoki
Czas trwana: 25 min. na odcinek
Liczba odcinków: 13
Ocena: Polecamy