House Flipper to gra, o której z pewnością słyszałeś, nawet jeśli nie jesteś fanem gatunku, który rzeczona reprezentuje. Symulatorów maści wszelakiej nie brakuje tak na konsolach, jak na komputerach osobistych, więc w przyświecającą twórcom ideę, że gra będzie hitem, wierzyli prawdopodobnie tylko oni sami. Tymczasem okazało się, że tę prostą budżetówkę rynek przyjął niezwykle ciepło. I chociaż oceny nie były specjalnie windowane, dawały bardzo klarowny obraz sytuacji – House Flipper nie nosi znamion hitu, ale może wciągnąć na długie godziny. Co zmieniło się względem oryginału, przeniesionego na konsole obecnej generacji wraz z końcem lutego? Sprawdźmy.

Koncept rozgrywki pozostał w niezmienionej formie. Tutaj nie mogłoby być zresztą inaczej, jeśli twórcy (Frozen District) chcieli zachować ducha i mechaniki oryginału. Wciąż zatem przyjdzie Ci zajmować się realizowaniem zleceń od różnej maści klientów, jak również inwestować w domy wymagające remontu generalnego i sprzedawać je z odpowiednim zyskiem. Tylko tyle i aż tyle.

Tylko, ponieważ nie jest to pomysł nad wyraz oryginalny. Wiele chociażby androidowych gier opiera się na podobnym, wyświechtanym koncepcie (przejdź level – zgarnij finansowy bonus – kup element wyposażenia mieszkania) przez co gra nieco traci, aczkolwiek warto dodać, że polot zachowała i każde z powierzonych graczowi zadań można zrealizować z uśmiechem na ustach. Aż, ponieważ chociaż zaczniesz od prostych wyzwań, te szybko wzbogacą się o drobne naprawy, sprzątanie, malowanie oraz remonty, w tym wyburzanie ścian czy urządzanie wnętrz. Całość tworzy przemyślaną strukturę służącą wzbogaceniu się o wirtualny pieniądz i zostanie latyfundystą rynku nieruchomości.

Niestety, gdzieś w tej walce o ładniejsze wnętrze zatraca się bezpowrotnie chęć do gry, ponieważ szybko wkrada się element nudy. Kolejne domy są podobne względem siebie, identycznie zresztą jak zestaw prac czekający na wykonanie. Raz należy pomalować ściany w pokoju przeznaczonym dla dziecka, a innym razem ogarnąć przedszkole, ale cel i ogólna struktura kolejnych misji pozostają niezmienne. I chociaż zakres oferowanych graczowi zadań jest względnie szeroki, całość sprowadza się do wciśnięcia jednego przycisku odpowiedzialnego za konkretne czynności. Chcesz maznąć ścianę nadając jej nowego wyglądu? Odwiedzasz internetowy sklep, kupujesz interesujący Cię kolor, moczysz wałek i ciach – ściana jak nowa. Jeśli jednak zechcesz zburzyć z czasem wspomnianą przeszkodę, zrobisz to wciskając… także jeden button. Między innymi z tego powodu uważam, że grze szkodzi łatka symulatora, gdyż symulacji tu za grosz. No, chyba że definiujemy ją jako ubytek farby w puszcze tudzież wielokrotny wymóg moczenia w niej wałka…

Dość dobrze opisuje to zresztą całą produkcję Frozen District – to mocno uproszona gra, która w dodatku nie zachwyca oprawą graficzną. Ta jest poprawna, ale nie ma prawa pozytywnie zaskoczyć; nie w dobie wysokobudżetowych pozycji wyciskających z konsoli siódme poty. Ząbkowanie na krawędziach niejednego potrafi przestraszyć, fragmentarycznie występujące błędy irytują a warstwa techniczna to lekka rąbanka w kodzie. Ciekawe czy stworzona również za pomocą jednego guzika…

I taki jest właśnie House Flipper, którego przeniesienie na PlayStation 4 niewiele wniosło z sferze wizualnej ani merytorycznej. To gra ze średniej półki, która pozytywnie zaskakuje pomysłem i interesująco wypada w pomniejszych aspektach, ale w ogólnym rozrachunku tworzy pozycję, obok której można bez obaw przejść obojętnie.

I wszystko byłoby oczywiste gdyby nie pewien detal

Od kiedy jestem w posiadaniu tego tytułu, konsoli w zasadzie nie widuję, co najwyżej ścieram z niej warstwę niewielkiego kurzu, gdyż to właśnie recenzowana gra sprawiła, że ta eksploatowana jest do granic możliwości. Jakim cudem? Otóż gra trafiła perfekcyjnie w gust graczy casualowych, których reprezentantami są moje dzieciaki i żona. Ta jako główny architekt planuje poszczególne działania ekipy remontowej, odpowiednio aranżuje wnętrza i wybiera kolejne zlecenia do realizacji. Córka maluje, szpachluje, wykupuje kolejne poziomy zdobywanych umiejętności i wspólnie z architektem po kilka godzin naradzają się co kupić, w jakiej kwocie sprzedać i jak przeobrazić zakupioną budę w pięknie odrestaurowane lokum. Syn prowadzi i nadzoruje wyburzanie, rozbiórkę lub demontaż konstrukcji, raz na jakiś czas włączając się do akcji. I wszyscy chórem zgodnie twierdzą, że treścią powyżej spisanej recenzji mocno krzywdzę jej twórców…

Podsumowanie: Różnice w opiniach biorą się nie tylko ze stażu spędzonego przy konsoli, ale również z innych punktów widzenia. Mnie, zarówno jako autorowi powyższego tekstu, ale i graczowi, przeszkadzają niedobory graficzne; oni nawet ich nie zauważają. Mnie irytują błędy techniczne oraz niedoskonałości w warstwie symulacyjnej; oni bawią się w najlepsze podkreślając, że brak skomplikowanego sterowania i wspomniane wyżej uproszenia są przemyślanym rozwiązaniem, przyciągającym do konsoli niedzielnych graczy. Mnie frustruje wszechobecne ząbkowanie na krawędziach, toporne jak u Mokijina sterowanie ale podoba się spokojna warstwa muzyczna; moja rodzina gra bez głosu, zastanawiając się czym jest aliasing.

Bo House Flipper to gra pełna sprzeczności, która aby wykiełkować, powinna trafić na żyzny grunt. Ruskim targem uznaję, że w grę warto zagrać. Ale daleko mi do jej rekomendacji.

Gatunek: symulacja ekonomiczna
Producent: Frozen District / Empyrean
Wydawca: PlayWay / Cenega
Język polski: tak
System: PC, PlayStation 4, Xbox One
Ocena: Można