Co będzie, gdy z gry strategicznej (a w zasadzie taktycznej) wytniemy lub sprowadzimy do minimum wszystkie elementy poboczne, zostawiając tylko rdzeń zabawy? Powiem wam, co będzie – Here Be Dragons. Nie wiem, czy to kwestia świadomych decyzji projektowych, czy też ograniczonych zasobów, ale wiecie co? Taka formuła naprawdę działa!

Here Be Dragons jest bowiem grą taktyczną w pigułce. Zabawa polega tutaj na rozgrywaniu szeregu bitew morskich i… to w zasadzie wszystko. Owszem, jest jakaś fabuła, ale pełni rolę wyłącznie pretekstową – ot, historia odkryć geograficznych w krzywym zwierciadle, z dużą dawką specyficznego, acz przyjemnego w odbiorze humoru (śmiechem nie parskałem, ale nieraz zdarzyło mi się uśmiechnąć pod nosem). Opowieść przedstawiona jest zresztą na statycznych planszach, w formie dialogów między kompletnie zwariowanymi postaciami tła. Wspomnę tu choćby hipochondrycznego kapitana Malignę, dowódcę porozumiewającego się za pomocą parafrazy najbardziej kiczowatych piosenek, pół człowieka pół robota, dla którego priorytetem jest miłość, alkohol i unikanie podatków, czy wreszcie kapitana, który chce być rycerski i zawsze szuka okazji do powiedzenia czegoś „po rycersku” – iście popaprana zgraja! Za to elementów typu rozwój bazy wypadowej, zarządzanie surowcami lub rekrutacja jednostek tu najzwyczajniej w świecie nie ma.

Walka w Here be Dragons czerpie wzorce z planszówek. Nie mamy możliwości przemieszczania naszych statków, wpływamy jedynie na wykonywane ataki. Rozgrywka zaczyna się od rzutu kośćmi, które każda ze stron przyporządkowuje do dostępnych akcji. Przykładowo, aby uzyskać dodatkową salwę, trzeba przypisać tej zdolności dwie kości, każda o wartości między 1 a 3. Jako że pula kostek jest wspólna dla nas i przeciwnika, musimy nieźle kombinować – czy lepiej wybrać bardziej pożądaną akcję, zostawiając jednak adwersarzowi liczby, które umożliwią mu wykonanie bardzo niszczycielskiego ataku? A może zrobić tak, aby oponent nie mógł dokonać przypisania, przez co za każdy pozostawiony punkt otrzyma obrażenia? Kombinowanie na tym się nie kończy, jako że niektóre zdolności wymagają przypisania dwóch lub trzech kości, a w turze możemy użyć tylko jednej na każdą jednostkę – na efekt będziemy więc musieli poczekać. Do tego wszystkiego dochodzi inicjatywa, która zależy od sumy przyporządkowanych punktów, specjalne, jednorazowe zdolności typu zwiększenie lub zmniejszenie wartości danej kostki, leczenie czy wskrzeszanie jednostki. Plus bezpośrednie ataki, salwy, ulepszanie parametrów statków – opcji jest co niemiara!

Co najważniejsze, taka rozgrywka sprawdza się wybornie i daje masę frajdy. Każda kolejna potyczka jest swego rodzaju łamigłówką, w której musimy brać pod uwagę wiele czynników i opcji taktycznych. Choć rzuty kośćmi wprowadzają do gry element losowy, to właśnie odpowiednia reakcja na otrzymane wyniki, czyli przypisanie do poszczególnych akcji, decyduje o zwycięstwie. Rzadko zdarzały się sytuacje gdy czułem, że wygrałem głównie dzięki szczęśliwym rzutom. Poważniejsze zarzuty mogę mieć jedynie do poziomu trudności, który jest bardzo nierówny. Kilkukrotnie natrafiłem na scenariusz, którego przejście graniczyło z cudem, a sukces udawało się osiągnąć nawet za piętnastym czy dwudziestym razem – po czym gra stawiała mnie w obliczu banalnej do przejścia potyczki, zaliczanej z marszu, bez specjalnego główkowania. Choć Here Be Dragons oferuje tryb przygody, jest on niewiele łatwiejszy od domyślnego poziomu trudności, różni się jedynie liczbą punktów na dodatkowe akcje, które możemy wykonać podczas rundy. Niemniej, pomimo tej wady i dzięki faktowi, że jedna walka trwa maksymalnie kilka minut, gra cały czas kusiła, żeby przysiąść do niej choćby na minutkę (która niemal zawsze zmieniała się w godzinę lub więcej).

Wizualnie i dźwiękowo Here Be Dragons jest po prostu ok. Szata graficzna składa się z rysowanych prostą linią elementów – jest oszczędnie, ale klimatycznie i ze smakiem. Podobnie ma się sprawa z animacjami, sprowadzonymi do najprostszej, symbolicznej postaci. Audio z kolei stanowi jedynie tło rozgrywki, przyjemne, ale niewpadające w ucho. Plusem natomiast jest brak znaczących problemów technicznych. Podczas kilku godzin rozgrywki grze zdarzyło się zawiesić dosłownie raz, w dodatku najpewniej dlatego, że po którymś podejściu do walki bardzo szybko przeklikiwałem kolejne ekrany, by od razu znaleźć się znowu w akcji. Owszem, czasem jakieś okienko nie chciało się zamknąć do końca tury lub następował jedno- czy dwu-sekundowy freeze ekranu, jednak były to drobnostki, na tyle rzadkie, że nie wpłynęły na mój odbiór gry.

Podsumowanie: Here be Dragons to bardzo przyjemna w odbiorze, a jednocześnie umożliwiająca kombinowanie gra taktyczna. Nie podejrzewałem, że to właśnie taki malutki indyk stanie się przyczyną prawie że zarwanej nocy i przypomnienia sobie na własnej skórze, co to znaczy „syndrom jeszcze jednej tury”. Do tego gra jest bardzo sensownie wyceniona – nieco ponad 60 zł za co najmniej kilka godzin angażującej zabawy to bardzo rozsądna cena, zwłaszcza w kontekście Switcha.

Gatunek: Gra taktyczna

Producent: Red Zero Games

System: PC, Switch, iOS, Android

Język polski: tak (napisy)

Premiera: 03 września 2020

Ocena: Koniecznie grać!