Nie nazwę siebie fanboyem Anung un Ramy. Byłbym jednak mocno nie w porządku jeśli uznałbym, że jako pełnoprawny cykl jest komiksem, którego nie warto zakupić. Nawet jeśli ikona stworzona przez Mignolę nieco się wypaliła.

Pomimo tego, że z piekielnym chłopcem mam do czynienia od pierwszego wydanego przez Egmont albumu, a każdy z grubych tomów zdobi moją komiksową półkę, warto wiedzieć, że recenzowany jest zbitkiem niewydanych wcześniej w Polsce historii z różnych etapów życia głównego bohatera. Jednocześnie stanowi wspaniałe uzupełnienie dotychczasowych wydań o historie, które osobie niewdrożonej w to uniwersum niewiele powiedzą, i analogicznie – są gratką dla osób śledzących przygody członka BBPO od początku. Dzięki decyzji wydawcy możemy nie tylko poznać przedziwne wydarzenia mające miejsce w cyrku („The Midnight Circus”), podczas podróży Hellboya do Meksyku („Hellboy in Mexico”), czy też walki z aztecką mumią („Hellboy versus the Aztec Mummy”), ale i uzupełnić nieco życiorys Hellboya, który jeszcze nie jedną nieopublikowaną historię skrywa w prawej ręce przeznaczenia.

Recenzowany „Hellboy, tom 8. Opowieści” to ujmując już skrótowo, zbiór kanonicznych przygód demonicznego detektywa, który choć pierwotnie stać się miał nazistowską bronią masowej zagłady, w praktyce okazał się nad wyraz ludzkim i przy okazji mocno sarkastycznym Amerykaninem, w wolnych chwilach broniącym ludzkość przed nadnaturalnymi bytami i potworami zaczerpniętymi z różnorodnych mitologii.

Dobrą informacją dla miłośników ojca postaci jest fakt, że scenarzystą i częściowo rysownikiem recenzowanego wydania jest Mike Mignola. Na nim jednak nie kończy się tracklista. W poprzednich albumach całkiem zgrabnie zostało wytłumaczone (w formie dodatków do oryginalnych wydań – przyp. red.) dlaczego zdecydował się na współpracę z poszczególnymi autorami, co oni wnoszą w postać Hellboya i dlaczego to właśnie ich kreska stanowiła inspirację dla wspomnianego Mignoli. Za „Hellboy, tom 8. Opowieści” odpowiadają Richard Corben (ten od Hellblazera), Duncan Fagredo, Gabriel Bá i Fábio Moon (BBPO 1946-1948), Mick McMahon oraz Gary Gianni. Wszyscy wspomnieni wyżej doskonale znają twórczość Mignoli, chociaż przyznać trzeba, że ich style różnią się od siebie diametralnie. Jedne więc spodobają Ci się bardziej, drugie mniej – kwestia gustu, o którym w teorii się nie dyskutuje. Nie o styl tu jednak chodzi.

Wszystkich wyżej wspomnianych łączy umiejętne oddanie klimatu grozy oraz prezentacja dynamicznych sekwencji walk, czyli w zasadzie wszystko to, bez czego trudno jest wyobrazić sobie albumy wydane w hellboyowym cyklu. Bez względu na szkice, z kartek wylewa się ciężki klimat przeplatany trudnymi decyzjami i niejednoznacznościami fabularnymi, które są wyznacznikiem tego wyjątkowego komiksu (jako całości, oczywiście – przyp. red.), świadcząc o jego sile przebicia, nawet jeśli główny bohater trochę się zdezaktualizował, a momentami da się odnieść wrażenie na siłę przeciąganych wątków. Aczkolwiek atrakcyjności wcale mu to nie odbiera.

Podsumowanie: Nie ulega wątpliwości, że Hellboy to seria tak kultowa, że trudno jest znajdywać określenia ją charakteryzujące. To jakby napisać, że Mickiewicz jest ikoną polskiej poezji. Albo że wydanie tego komiksu jest oprawione w grubą okładkę oraz wsparte szkicownikiem twórców, jak zresztą każdy z tomów tego cyklu, z którym zapoznanie się mocno rekomendujemy (nawet jeśli nie lubisz komiksów lub odbiłeś się od jemu podobnych).

Gatunek: weird fiction
Scenariusz: Mike Mignola
Rysunki: Mike Mignola, Richard Corben, Duncan Fagredo, Gabriel Bá, Fábio Moon, Mick McMahon, Gary Gianni
Wydawnictwo: Egmont / Świat Komiksu
Liczba stron: 272
Format: album w twardej oprawie, 17×26 cm
Cena okładkowa: 79,99 zł
Ocena: Polecamy