Tak to już z tymi spin-offami bywa, że nie raz, nie dwa wznoszą się one na wyżyny popularności, niemniejsze niż główna seria fabularna, której są uzupełnieniem.
Było tak w przypadku The Lone Gunmen, było tak również przy okazji Better Call Saul. I chociaż powyższe przykłady pochodzą z serialowego półświatka, stanowią żywy dowód na to, że nowy produkt powstały na bazie wątków produkcji oryginalnych (bez względu na medium) może oddziaływać na odbiorcę wcale nie mniej niż oryginał. Tak jest właśnie w przypadku recenzowanego komiksu.
Batman Biały Rycerz przedstawia: Harley Quinn (bo tak brzmi jego pełen tytuł albumu wydanego przez Egmont) to miniseria skoncentrowana na postaci Harleen Frances Quinzel, opowiedzenia której podjęła się para małżonków – Sean Murphy (to on stoi za interpretacją świata Białego Rycerza i tamtejszych linii fabularnych) oraz Katana Collins. Za stronę wizualną komiksu odpowiada natomiast Matteo Scalera, którego kreska, jak mało co obecnie, mocno trafiła w mój wysublimowany, komiksowy gust.
Wiedzieć jednak już na starcie musisz, że album stanowi uzupełnienie uniwersum Białego Rycerza oraz rozwija wątki, które pojawiły się w wydanych wcześniej na polskim rynku komiksach, tj. Batman. Biały Rycerz oraz Batman. Klątwa Białego Rycerza, przez co nie dla wszystkich próg wejścia okaże się przyswajalny. No bo jak to? Że niby Azrael starł w proch najgroźniejszych przestępców Gotham, Bruce Wayne siedzi w więzieniu, a tytułowa Harley wychowuje samotnie bliźniaki, które miała z Jokerem? Dlatego też przed przystąpieniem do lektury, zachęcam do zapoznania się z powyższymi tytułami, które płynnie wprowadzą Cię w świat paralelnego uniwersum. Wracając jednak do spin-offu…
Akcja komiksu rozgrywa się dwa lata po Klątwie Białego Rycerza, kiedy na kryminalną scenę wkracza nieznany szerszej publice Producent. Dąży on do przywrócenia świetności kryminalnej sceny miasta Gotham. W tym celu współpracuje z czarno-białą łajdaczyną, którą z gorliwym agentem FBI Hectorem Quimby łączy więcej niż pozornie można przypuszczać. Ponieważ popełniane przez nią zbrodnie cechuje strategia, precyzja w działaniu i brutalność (przez co mogą kojarzyć się ze sposobem działania Jokera), policja zwraca się do Harley Quinn z prośbą o pomoc w rozwikłaniu zagadki. Sęk w tym, że ta usiłuje odnaleźć się w roli samotnej matki, która to rola nieco jej przeszkadza…
To jest chyba pierwszy komiks, sięgając w głąb już mojej nieco stetryczałej pamięci, w której pierwsze skrzypce gra antagonistka, przekalibrowana na bohaterkę batmaniego miasta. Ale to również dobrze rozpisana postać, niegryząca się z jej makabrycznymi pomysłami i wyglądem z kanonicznego nurtu, jaki po latach wciąż wyznaczają serie Batman oraz Detective Comics. To postać, która dzięki pani Collins ożyła, ma pomysł na siebie i prowadzi cały komiks, z miejsca budząc sympatię czytelnika. Ciekawy to zabieg, muszę przyznać.
Właśnie dzięki nieco zakrzywionej linii fabularnej, wrzucającej skojarzenia z serią What If… z marvelowskiej stajni, komiks zyskuje podwójnie. Harley jako matka, próbująca pogodzić łagodniejszą stronę swojej natury z przyzywającym ją miejskim zewem szaleństwa; Bruce Wayne jako samozwańczy więzień, z którym liczą się wszyscy osadzeni; konieczność konfrontacji z własnymi instynktami – na tym polu Batman Biały Rycerz przedstawia: Harley Quinn zmiata konkurencję, ponieważ ukazuję drugą warstwę, na pierwszą rzut oka nawet nie tyle celowo ukrytą, co wręcz niedostrzegalną. Ale przy nagłych zwrotach scenariusza i sukcesywnym rozwiązywaniu zagadki tajemniczych morderstw stanowiącą ostoję fabuły.
Scenariuszowo komiks broni się świetnie, a podwójnie dobrze, kiedy czytasz go jako trzecią część cyklu. Katana Collins stanęła na wysokości zadania, bez dwóch zdań. Dzielnie towarzyszy jej także Matteo Scalera, którego szkice bronią się charakterystycznym miksem szaleństwa i minimalną stylizację na mangę, co nie tylko stanowią urocze połączenie, ale doskonale się uzupełniają. Do tego stopnia, że naprawdę ciężko jest mi sobie wyobrazić ilustrowanie białego cyklu, przez kogoś innego niż Scalera / Murphy. Kreska momentami szczegółowo odwzorowuje detale, by po chwili całkowicie rozmyć drugi plan, a z postaci zrobić ich karykaturalne odpowiedniki. Ale to nie eksperyment a celowe działanie, mieszczące się w formule przyjętej stylistyki.
Podsumowanie: Bardzo cieszy mnie fakt, że o ile nowe-stare linie scenariusza z volume 3 i cały Rebirth nieco odjeżdża starszej części czytelników, na rodzimym rynku znajduje się miejsce na komiksy, które albo stanowią uzupełniające wznowienia (Batman Knightfall) albo wzorem recenzowanego, traktują główne trakty fabularne jako niekanoniczne. Komiksy, które można wówczas docenić bez nadrabiania setek zeszytowych wydań. Harley Quinn to album, który warto polecić, przeczytać a nawet podać dalej. Ale też ostatni już raz przypomnieć, że zyskuje on po nadrobieniu dwóch, fantastycznych albumów, od których jako spin-off specjalnie nie odstaje, a uzupełnia je o dotychczas jeszcze nieopowiedziane.
Gatunek: amerykański komiks superbohaterski
Scenariusz: Katana Collins
Rysunki: Matteo Scalera
Tłumaczenie: Jacek Żuławnik
Wydawca: Egmont / Klub Świata Komiksu
Liczba stron: 168
Format: twarda oprawa, 170×260 mm
Cena okładkowa: 79,99 zł
Ocena: Polecamy