„A gdyby tak całkowicie usunąć z tej historii rysunki Davida Taco, a pozostałą część zekranizować?” – zadałem sobiepytanie po zakończeniu lektury II tomu opowieści o nastolatkach pozostawionych sobie samym w nieprzyjaznej dżungli.
„Czy zaakceptowałbym przedstawiony skrypt, cechujący się banałem i skierowany do młodzieży akceptującej podane im rozwiązania fabularne?” – odpowiedź brzmi nie. Co więcej, jeśli wizualia stanowią jedyną zaletę komiksu, to jak świadczy to o nim, jako o całości? Cóż, nie najlepiej…
Może to z tego powodu, że o ile pierwsza część broniła się całkiem interesującym wprowadzeniem i zarysowaniem historii, tak już recenzowana pędzi na łeb, na szyję i bez sensu, za cel mając jedynie jak najszybsze przewracanie kolejnych kartek. A może dlatego, że nie istnieje w komiksie jakikolwiek zarys motywacji bohaterów, chęci przedstawienia ich podejścia do nowej sytuacji czy obawy przed nieznanym? Każdy z nich jest kolorowym herosem, który niczego się nie boi, przeżywa każdy upadek i pozostawia niedostyt w pustych jak bęben kolejnych wypowiedziach. Nie chce mi się wierzyć, że grupa docelowa komiksu może być aż tak niewymagająca.
Jérôme Hamon i David Tako stawiają na tempo akcji, na sensację, na niczym nieskrępowane wątki latające po kolejnych stronach bez ładu i składu. Taki już chyba styl tego komiksu, który paradoksalnie nie jest wybitnie zły, tylko oczekiwania po I tomie były niewspółmierne do otrzymanego albumu, w którym kontynuowany jest wątek zagubionych na bagnach Luizjany nastolatków, których świat zmienił się nie do poznania. Ten sam zresztą, w którym szaleje nieznany nikomu wcześniej wirus, zmieniający ludzi w drzewopodobne istoty. A jakby tego było mało, uzasadnieniem działań w komiksie jest chęć ratowania kolegi, pojawienie się szalonego dzieciaka-ninji i majaczące na horyzoncie prawdopodobieństwo celowego zarażenia Amerykanów wirusem wyhodowanym w tajnym labolatorium. Uff, trochę tego za dużo, jak na 64-stronicowy komiks…
Fizycznie Green Class jest albumem nie tylko prezentującym się okazale, ale również z przyjemną dla oka i dłoni tłoczoną okładką. Jest to jednak bajer nie przekładający się na nic poza sferą czysto kosmetyczną; nie przeszkadza, ale i do niczego nie zachęca. Środek natomiast to jak zawsze egmontowska klasa – pięknej jakości kredowy papier, komputerowa separacja kolorów, dynamiczne (aż za bardzo) kadry składają się na poprawnie prezentującą się skorupkę… wydmuszki. Bo i zawód podobny. Kupujesz z myślą o dużym omlecie, a możesz obejść się jedynie smakiem.
Podsumowanie: Jak wspomniałem na wstępie, jedynym pozytywnym aspektem komiksu są rysunki Tako, który prywatnie lubi pograć w gry wideo, z The Last of Us: Part 2 na czele. To takie pomieszanie zachodnioamerykańskiego stylu z japońską mangą, na wzór Humberto Ramosa, którego dokonania osobiście mocno cenię. I w dużej mierze dlatego wskazuję na fakt, że można się z rzeczoną lekturą polubić, a nawet – ba – zaprzyjaźnić. Pod warunkiem jednak, że kręci Cię historia skierowana do młodszych odbiorców medium, ocierająca się o mało zachęcającą wizję przyszłości. W każdym innym przypadku śmiało możesz sobie odpuścić zakup rzeczonej historii. Takie mocne 5/10.
Gatunek: młodzieżowo-apokaliptyczne science-fiction
Scenariusz: Jérôme Hamon
Rysunki: David Tako
Wydawnictwo: Egmont / Świat Komiksu
Liczba stron: 64
Format: album w twardej oprawie, 21.5 x 28.5 cm
Cena okładkowa: 59,99 zł
Ocena: Można