Zbiorcze wydanie komiksów Gartha Ennisa, zawierające pierwsze 15 albumów (41-56), do których scenariusz napisał Garth Ennis.
Wrzucenie do jednego tomu aż 15 albumów Hellblazera to z jednej strony wielka pokusa dla wielbicieli tej postaci pogromcy demonów i jego specyficznej stylistyki, z drugiej strony obnażenie słabości całej serii – zmieniającej się z zeszytu na zeszyt, poprzez kreskę, tusze i kolory różnych artystów.
To co dobre w Hellblazerze Ennisa to fabuła właśnie, tylko momentami płytka, rażąca zaskakująco niewybrednymi rozwiązaniami, ale w większości – mocna jak irlandzka whisky i wręcz przesycona atmosferą irlandzkich barów. Taki też jest sam Constantine w ujęciu Ennisa – czasami rzucający się w wir rozrywki z mocarnymi trunkami w roli głównej, po chwili mocujący się z równie potężnymi demonami. Z perspektywy 15 albumów opowieści ciekawie obserwuje się ewolucję, jaka przechodziły kolejne okładki, od tych niezrozumiałych kompilacji piekielnych bazgrołów, po wyraziste maski demonów w ostatnich z wydań. Tak samo zmienia się sam Constantine i świat wokół niego – najczęściej rysowany oszczędną kreską, niekiedy ledwie naszkicowany, w innych ujęciach całkowicie przerysowany. To dlatego mam taki problem z odbiorem tej opowieści: zmieniający się jak w kalejdoskopie artyści i koloryści sprawiają, że momentami gubiłem wątki i postacie, czasami wręcz trudno było mi przyzwyczaić się do kolejnego wcielenia Constantine’a.
Tworzona na początku lat 90. seria obejmuje zawiera jedną z prawdopodobnie najważniejszych opowieści o dziejach głównego bohatera – śmiertelną zależność, która stała się podstawą paktu Constantine’a z piekielnymi siłami. I choć Garth Ennis mocno przekombinował główny wątek tej fabuły, to już same historie poboczne oraz okoliczności, które skłaniają Constantine’a do działania są warte lektury. Siłą Hellblazera są bowiem (w mojej opinii) spotkania z ludźmi i nadnaturalnymi istotami, którzy snują Hellblazerowi swoje opowieści. Czasami kończy się to niespodziewaną przyjaźnią, ciepłymi motywami, wplecionymi w szarą egzystencję, pełną raczej gorzkich doznań.
Constantine to w ujęciu Ennisa postać pełna sprzeczności – niby wysyłana na granicę życia i śmierci, ryzykująca niemal wszystkim, z drugiej strony zawieszona przez pakt w stanie nieokreślonym. Dużo tu pochwały dla świata tonącego powoli w alkoholu, ale i przestróg, jak chociażby w scenie odwróconej znaczeniowo scenie popijania z samym diabłem. Constantine bywa na przemian zwykłym chamem i prostakiem oraz wrażliwym, uczuciowym człowiekiem. Może dlatego przez całą opowieść trudno mi było identyfikować się z tym idącym krętymi ścieżkami pogromcą demonów.
Zaraz po mocnym wstępie (albumy 41-46) dostajemy porcje oddechu w Pubie, w którym przyszłam na świat – jakże wyrazistej i zgrabnie opowiedzianej historii. Dopełnionej jeszcze bardziej kontrastową opowieścią w kolejnym tomiku. Najmocniejsze są jednak te proste historie, opowiadane w pubach – jak Pan tańca, czy tajemnicze oferty składane w Nadzwyczajnych życiorysach. Całość wieńczą jeszcze dwie historie – czterotomowa Królewska krew, naznaczona demonem dawnej Anglii (sprytnie przez Ennisa splecionym z historyczną postacią) oraz degeneracją elit, a także krótsza, bardziej wyrazista historia o jeszcze jednym pakcie z demonem.
Podsumowanie: W albumie Hellblazer otrzymujemy wszystko to, co w postaci pogromcy demonów polubimy i znienawidzimy: wyraziste postacie, znakomity scenariusz i bardzo zróżnicowaną kreskę. Wraz z historią Constantine’a coraz bardziej zagłębiamy się w przesyconą alkoholem atmosferę irlandzkich pubów, mrocznych uliczek i okrytych cieniem sekretów przechowywanych w głowach bohaterów. Wiele tu skrótów myślowych i w gruncie rzeczy prostych historii, ale i sporo przenikających z postaw bohaterów uniwersalnych wartości, które skrzą się jak jaskrawe płatki śniegu na tle smrodu wydobywającego się piekielnych czeluści. Dobrze, że tak mało tu aniołów, a Garth Ennis całkiem wyraźnie wskazuje punkt, w którym religie zdegradowały w imię ludzkich interesów.
Hellblazera (albumy 41-56) warto przeczytać. Mimo swoich niedoskonałości, bladych barw kadrów (wyrazistych w swojej treści) i upływu czasu, który wyłania się z fabuły i rysunków, wiele to ciekawych opowieści, takich które chwytają za serce i takich, które autentyczne przerażają, jednak to nie demony są największym źródłem deprawacji, jak wynika z tych krwawych, demonicznych moralitetów nie zawsze trzeźwo myślącego Constantine’a. Raczej dla czytelników o mocnych nerwach.
Gatunek: komiks grozy
Scenariusz: Garth Ennis
Rysunki: William Simpson, Steve Dillon, David Lloyd
Tusz: Mark Pennington, Malcolm Jones III, Thomas Sutton, Mark McKenna, Kim DeMulder, Stan Woch
Kolory: Thomas J. Ziuko, David Lloyd
Tłumaczenie: Paulina Braiter, Marek Starosta
Wydawnictwo: Egmont / Świat Komiksu
Liczba stron: 416
Format: album w twardej oprawie, 170×260 mm
Cena okładkowa: 119,99 zł
Ocena: Polecamy