Od dawna już fani znakomitej serii Dungeon Keeper nie muszą opierać się jedynie na kultowych tytułach sprzed lat. Nad wszystkim czuwa studio RealmForge, które trzy lata temu wypuściło na pecety trzecią odsłonę Dungeons – spadkobiercę słynnego zarządcy lochów. Kilka miesięcy temu wyszła zaś kompletna edycja, sprezentowana również konsolowcom. Rzućmy na nią okiem.

Struktura Dungeons 3 jest swoistym rozwinięciem „dwójki”. Nie brakuje zatem naszego ulubionego narratora, który sarkastycznie komentuje wszelkie wydarzenia fabularne. W samej historii raczej się nie pogubi nawet zupełny nowicjusz. Ot, wielkiemu władcy zła wszelakiego zaczyna się nudzić w swojej w pełni podporządkowanej krainie. Jedyną racjonalną decyzją w takiej sytuacji jest zatem zbudowanie floty, która wyruszy do zamorskiego królestwa, by je podbić. Problem polega na tym, że z jakichś powodów jego armia zła nie jest w stanie przebić się przez lokalne sztormy. Ale nic straconego, zawsze pozostaje możliwość opętania pewnej mrocznej elfki, którą zresocjalizować próbuje naczelny paladyn społeczności. A jako że osobników z jej rasy zawsze ciągnie do zła, nie wydaje się to trudnym zadaniem.

Dungeons 3 bawi się konwencją poprzez epatowanie skrajnościami, związanymi z odwiecznie powielanymi przez gatunek schematami. W tej grze nie występuje coś takiego jak odcienie szarości. Mamy Wielkie, Prawdziwie Złe Zło i próbujące (oczywiście bezskutecznie) mu się oprzeć Do Bólu Sztampowe Dobro. Tym prostym, ale znakomicie zrealizowanym zabiegiem wyśmiewają większość nagromadzonych przez lata klisz nie tylko w branży, ale i całej popkulturze. Ażeby to jeszcze dosadniej podkreślić, postacie w dialogach nawiązują do całej rzeszy produkcji, na czele z Władcą Pierścieni, tropy związane z tego typu wielkimi tytułami pojawiają się zresztą w samej fabule (np. paladyn będący mentorem wspominanej mrocznej elfki przypomina trochę Uthera Lightbringera z Warcrafta, natomiast jego towarzysz Grimli to dość oczywiste przekręcenie imienia najsłynniejszego krasnoluda z sagi Tolkiena). Kreskówkowe przerywniki i sprzeczający się z postaciami narrator stanowią finalną klamrę satyrycznego aspektu gry, którego humor może nie przypasuje każdemu, ale konsekwentne jego wprowadzenie trzeba docenić.

Jeżeli chodzi o samą rozgrywkę, zdecydowanie powracamy tutaj do korzeni. Zanim wyruszymy zabijać, palić i grabić, musimy rozbudować kluczowe ośrodki naszej podziemnej bazy. Potrzeba miejsca na gromadzone przez nasze sługi bogactwa, zakwaterowanie dla nowej armii, no i oczywiście wyżywienie w postaci specjalnych farm, stanowiących szwedzki stół dla naszych uzbrojonych podopiecznych. Wraz z miarowym rozwojem będziemy coraz bardziej urozmaicać naszą bazę o kolejne budowle ze specjalnego drzewka. Zaczynamy zaś od zaledwie kilku pomocników do pomiatania i w głównej mierze będziemy przekopywać się przez kolejne korytarze w poszukiwaniu surowców.

Gdy już wyjdziemy na powierzchnię, mechanika gry przypominać może nieco uproszczony model znany z hybryd RPG/RTS spod znaku Warcrafta 3 czy Spellforce. Nasze siły opierają się na bohaterce – czyli w przypadku podstawowej kampanii naszej mrocznej elfce Thalyi – która z czasem będzie mogła nabywać kolejne zdolności (reszta szkaradzieństw też leveluje, ale umówmy się, rzadko kiedy się na to zwraca mocniej uwagę), oraz armia, koniec końców mogąca się składać z zielonoskórych, demonów bądź nieumarłych. Dopiero ruszając nimi w bój naprawdę wchodzimy do gry, bowiem bez pewnego specjalnego surowca, czarnej magii – nabywanego jedynie na powierzchni – trudno o jakikolwiek progres przy budowie imperium zła, jako że opierają się o niego bardziej zaawansowane konstrukcje, przynoszące też nowe jednostki.

A jak już przy jednostkach jesteśmy, pomimo umiarkowanie zróżnicowanych oddziałów trudno tutaj poszukiwać materiałów na jakieś liczne skuteczne buildy. W zasadzie kluczowym punktem naszych sił są tutaj nagi – i to o te stwory musimy postarać się jak najprędzej. Powód? Jedyne w swoim rodzaju leczenie innych jednostek. Bez tego nawet najlepiej dobrany zbiór orków, goblinów czy demonicznych zjaw prędzej czy później wyszczerbi się o kolejne wrogie fale znienawidzonych sił dobra. Kiedy robimy wypady z naszych lochów, warto także pamiętać, że po jakimś czasie, zgodnie z odwieczną tradycją, napadać je zaczną coraz większe fale różnej maści bohaterów i łowców przygód. Jeżeli nie zapewnimy konkretnej defensywy, może to nam utrudnić życie, a na wyższych poziomach – zmusić wręcz do wczytania wcześniejszych save’ów.

Co do sterowania konsolowego, jedynie na samym początku miałem problem z przyswojeniem sobie podstawowych przypisanych do pada funkcji – głównie tych związanych z doborem jednostek. W miarę upływających godzin zdołałem przywyknąć do tej mechaniki. Oczywiście występują pewne utrudnienia, które w jakimś zakresie stale mi przeszkadzały – takie jak konieczność przenoszenia postaci znajdujących się w lochach za pomocą kursora-wielkiej łapy, która bywała męcząca nawet w pecetowej wersji – ale zaznaczanie armii poza bazą wypadową nie wiązało się już z większymi problemami. Poskarżyć się muszę niestety na dosyć regularne spadki płynności gry, szczególnie kiedy na ekranie jest więcej jednostek. W najgorszej konfiguracji zacinki szły w parze z utratą audio, co zmuszało do zrobienia save’a i uruchomienia gry od nowa. Choć malownicza grafika nawet dziś, po latach, jest całkiem przyjemna, nie powinna sprawiać takich problemów.

Podsumowanie: Pomimo pewnych problemów po drodze, Dungeons 3 mogę polecić każdemu, kto chce się nieco wyluzować przy pełnej czarnego humoru, niezobowiązującej strategii czerpiącej swe wzorce z Dungeon Keepera. Fani rzeczonej serii powinni z kolei potraktować grę jako wręcz pozycję obowiązkową. A samo Complete Collection daje nam naprawdę dużo różnych możliwości. Poza stosunkowo długą kampanią główną, pograć można w rozliczne DLC, tudzież tryby wieloosobowe. Zabawy starczy na dobre kilkadziesiąt godzin.

Gatunek: strategia ekonomiczna

Producent: Realmforge Studios

System: PS4, Xbox One, PC (Windows, Linux)

Język polski: nie

Premiera: 26 czerwca 2020

Ocena: Polecamy