Przyznaję, że do komiksów o superbohaterach podchodzę z dużą dawką ostrożności. Bo wielu z nich jest przewidywalnych i na dłuższą metę powtarzanie nudzi swoimi supermocami. Dopiero sięgnięcie do wnętrza takiej postaci, odsłonięcie jej motywów, historii i wątpliwości (czasem dosłowne rozłożenie bohatera na czynniki pierwsze) daje nam szersze pole do oceny.

Niekiedy scenarzyści usilnie starają się uczynić z superbohatera antybohatera, aby przerwać nudną bolączkę żywota posiadacza specjalnych mocy. Z Doom Patrolem jest inaczej. Pachnie jak mikstura, która rodziła się w latach 70., mocno przyprawiona sosem z LSD i ideałami hippisów. Nic tu nie jest takie, jak wydaje się z pozoru, a i antybohaterowie bywają całkiem sympatyczni. Surrealizm i dadaizm zmieszane na kartach komiksu, przyprawione paczką niedobranych superbohaterów smakują… zaskakująco dobrze. Trzeci tom ziorczego wydania Doom Patrola to zeszyty #51-#63 (styczeń 92-styczeń 93) uzupełnione o Doom Force Special #1 (lipiec 1992 r.) – choć opowieści te rodziły się na początku lat 90., to wciąż można odnieść wrażenie, że więcej w nich lat 70. niż 90., ale i fabuła Doom Patrolu pozostaje zaskakująco świeża, aktualna i znacznie ciekawsza od wielu współczesnych opowieści o superbohaterach.

No bo jak nie polubić Pana Nikogo, kandydata na prezydenta o wdzięku, którego brakuje wielu współczesnym przywódcom? Jak nie dać się porwać w podróż przemalowanym w kwiatki, szkolnym autobusem? Jak nie pokochać świata, w którym superbohater może być wielki jak cała ulica i przemawia przez maszynę do pisania i banery?

Zwariowane, nasączone surrealizmem historie tylko z pozoru mają nas bawić i wpychać w świat fantazji scenarzystów i ilustratorów. Pierwsze karty trzeciego tomu, zdominowanego przez historię potwora z koroną ze świec, sugerują że historia zabawna zaraz zmieni się w horror. Przebrniemy przez indywidualne historie postaci, wdepniemy w jakiś mózg po drodze, zmierzymy się ze zwariowanym planem szefa wszystkich szefów i po przeczytaniu całego tomu wyjdziemy z nieodzownym wnioskiem – mieliśmy się po prostu dobrze bawić, a dostaliśmy poważną historię z pogranicza SF i horroru, pełną osobistych dramatów.

Oczywiście nie obędzie się bez dawki abstrakcyjnego humoru, postaci przemawiających z telewizora, magicznego autobusu, rozsiewającego euforię, Pentagonu, po którym poskaczemy na piłkach, namawiania na głosowanie na nikogo, bohaterów o wielu twarzach i wielu postaciach. Kiedy jednak pojawia się Świecarz, żarty się kończą, a śmierć zbiera gęste żniwo. Po stu stronach dowcipów wkraczamy w poważną historię, dla której surrealistyczna stylizacja świata i bohaterów jest tylko pretekstem. Kiedy natężenie nieszczęść i zbudowanych na nich historii staje się nieznośne Grant Morrison wrzuca nas bez pardonu w jeszcze głębsze otchłanie piekła, zbudowanego z koścca zdrad i perfidnych planów. Rozpadające się światy w głębi umysłów, nanoboty i dawne lęki, świat spychany na skraj zagłady. Chaos wydarzeń przeplatanych walkami, wspomnieniami i niekiedy zupełną niedorzecznością sytuacji. Kiedy już myślicie, że widzieliście wszystko, otwiera się nowy rozdział: Imperium krzeseł – i już nic nie jest takie samo jak było. A na deser dostajemy pierwszy odcinek Doom Force – zupełnie inny od opowieści o Doom Parolu.

Podsumowanie: Trudno określić jednoznacznie czym jest Doom Patrol – pastiszem na przerysowanych superbohaterów, chełpiących się swoimi mocami, abstrakcyjną wyprawą w krainę surrealizmu, horrorem zbudowanym na wydarzeniach z przeszłości, a może studium psychologicznym postaci, zabarwionym gorzkim komentarzem na temat rzeczywistości? Wszystko to razem daje nam ciekawą układankę z postaci, bohaterów, antybohaterów, ale też ich bolączek, wątpliwości, ludzkiego wymiaru, którego brakuje w wielu historiach superbohaterów głównego nurtu. Warto, bo Doom Patrol w wydaniach z początku lat 90. pozostaje zaskakująco odświeżający, niebanalny, ożywczy i… w pozytywnym sensie pokręcony.

Gatunek: superbohaterowie, SF, fantasy, horror

Scenariusz: Grant Morrison

Rysunki: Richard Case, Ken Steacy, Sean Phillips, Stan Woch, Philip Bond, Mark McKenna, Scott Hanna, Steve Pugh, Ian Montgomery, Paris Cullins, Duke Mighten, Brad Vancata, Walter Simonson, Ray Kryssing

Kolory: Daniel Vozzo

Tłumaczenie: Jacek Drewowski

Wydawnictwo: Egmont / Świat Komiksu

Liczba stron: 420

Format: album w twardej oprawie, 170×260 mm

Cena okładkowa: 119,99 zł

Ocena: Koniecznie czytać!