Mania Dooma powróciła wraz z przedwczorajszą premierą Doom Eternal, jednak wraz z długo oczekiwaną kontynuacją hitu z 2016 roku na rynek trafił też unowocześniony port tej części Zagłady, która oryginalnie ukazała się na Nintendo 64 w 1997 roku. Miłośnicy strzelanek z lat 90-tych zdecydowanie powinni zwrócić na niego uwagę!
[Sprostowanie: w poniższym tekście znajduje się informacja, że w grze nie ma możliwości usunięcia już istniejących mapowań przycisków. Okazuje się, że taka opcja istnieje – aby usunąć przypisanie klawisza do danej funkcji należy wybrać tę funkcję i ponownie wcisnąć już przypisany klawisz. To spowoduje „uwolnienie” przycisku. Przepraszamy za błędną informację. Wielkie podziękowania otrzymuje Grzegorz Stanek, który poinformował nas o istnieniu ww. możliwości. W związku z powyższym jedyny mankament, który możemy tutaj zarzucić grze to nieintuicyjność funkcji oraz brak wyjaśniającej informacji w samej grze]
Mimo, że na pierwsze oficjalne wydanie Doom 64 na inne platformy niż Nintendo 64 przyszło nam czekać 23 lata (lepiej późno niż wcale), nie znaczy to, że wcześniej nie było innych opcji zapoznania się z tym tytułem, które nie wymagały posiadania wspomnianej konsoli. Największym uznaniem wśród fanów cieszył się mod o nazwie “Doom 64 EX”, który stworzył Samuel „Kaiser” Villarreal i który był niebywale wiernym odwzorowaniem oryginału. O poziomie kompatybilności niech świadczy fakt, że do uruchomienia gry potrzebne były dane przekonwertowane (za pomocą dedykowanego narzędzia, które napisał Kaiser) bezpośrednio z ROM-u z Nintendo 64, który oczywiście każdy gracz tworzył sam przy użyciu oryginalnego kartridża z Doom 64 😉
Dlaczego o tym wszystkim wspominam? Ano dlatego, że do prac nad świeżo wydaną wersją zaproszono Nightdive Studios (niedawno pisaliśmy o tym, że planują remaster SiN), co również nie jest przypadkiem, bo głównym programistą odpowiedzialnym za Doom 64 i zatrudnionym na co dzień w Nightdive jest właśnie Kaiser. Możecie więc być pewni, że za port odpowiada w dużej mierze człowiek, który zjadł na tym projekcie zęby.
Pierwsze wrażenie jest bardzo pozytywne. Gra działa w wysokich rozdzielczościach, a animacja jest bardzo płynna – w wersji pecetowej można ustawić ograniczenie wyświetlanych klatek na różnych progach do 240 włącznie lub znieść to ograniczenie w ogóle. Oprócz tego mamy dostęp do dodatkowych opcji, takich jak antyaliasing, filtrowanie tekstur, czy zmiana FOV. Niestety już na etapie menu pojawia się łyżka dziegciu – w opcjach przypisania klawiszy nie ma możliwości usunięcia już istniejących mapowań. Jeżeli spróbujemy do danego klawisza przypisać inną akcję, to od tej pory klawisz ten będzie odpowiedzialny za dwie (lub więcej!) akcji. Nie muszę tłumaczyć do jakich to może doprowadzić komplikacji, a brak możliwości usunięcia przypisania jest dla mnie o tyle zagadkowy, że taka opcja była w modyfikacji Doom 64 EX…
Na szczęście dalej jest już tylko lepiej, ale to jest ta część tekstu, pisząc którą czuję się dziwnie… a to dlatego, że to jaki dokładnie jest Doom 64 (czy Doom w ogóle) wiadomo od ponad dwudziestu lat i niewiele się w tej materii zmieniło. Być może tekst ten czytają jednak nieco młodsze osoby i winne są im wyjaśnienia, żeby nie powiedzieć “ostrzeżenia”. Po pierwsze – w Doom 64 nie ma ruchu kamery w pionie. Do przeciwników umieszczonych na wyższych lub niższych kondygnacjach celujemy po prostu ustawiając broń w stosownej pozycji na osi X, a gra zrobi za nas resztę. Po drugie, rozgrywka opiera się o przemierzanie labiryntów (nieraz bardzo skomplikowanych) i szukanie z nich wyjścia. Mimo, że nazwy etapów sugerują, że znajdujemy się w opuszczonych, nawiedzonych przez demony instalacjach wojskowych, czy naukowych, to ich konstrukcje są wysoce abstrakcyjne i mało prawdopodobne, aby jakakolwiek realna placówka była zbudowana w podobny (czytaj: zupełnie niepraktyczny) sposób. Nie spotkamy na swojej drodze żadnych NPC-ów, z wyjątkiem tych, u których powinno nastąpić natychmiastowe, śmiertelne zatrucie ołowiem; nie będzie tu żadnych przerywników filmowych, a na zakończenie gry dostaniemy jedynie ścianę tekstu. Miejcie to wszystko z tyłu głowy decydując się na zakup – to jest pozycja dla miłośników gatunku, jakim są staroszkolne strzelanki pierwszoosobowe. Jeżeli ktoś spodziewa się podobnych atrakcji jakich dostarcza np. Call of Duty to niechybnie się rozczaruje.
Oczywiście wszystkie od dawna znane atuty Doom 64 względem pecetowego oryginału z 1993 roku znajdziemy też i w najnowszym wydaniu. Gra korzysta z kolorowych źródeł światła, wszystkie potwory i bronie dostały nowe, dopracowane sprite’y, a ścieżka dźwiękowa, której autorem jest Aubrey Hodges, zmieniła się z szybkich rytmów wzorowanych na popularnych utworach metalowych na ponury ambient. Ja te zmiany odebrałem bardzo pozytywnie – dużo bardziej dzięki nim czuć, że chodzimy po zatęchłej, opuszczonej, kosmicznej bazie, gdzie zalęgły się sługusy piekła.
Z innych nowości warto wspomnieć o jednym nowym potworze, bossie oraz broni. Potwór to Nightmare Imp – szybsza wersja impa, z dodanym elementem lekkiej przezroczystości. Można szukać tu analogii takiej samej jak między Demonem, a jego pół-niewidzialnym odpowiednikiem, czyli Spectre. Rolę bossa pełni Matka Demonów, której ataki potrafią same nakierować się na naszego bohatera i relatywnie dobrze radzą też sobie z omijaniem zakrętów – to powoduje, że standardowa strategia na każdego bossa z pierwszego Dooma, czyli naprzemienne chowanie się za rogiem i strzelanie, niekoniecznie znajdzie tu zastosowanie. Aby zwiększyć szanse zwycięstwa gracz powinien pozostać w ruchu. Jednak najciekawszą z tej trójki jest nowa broń, czyli Unmaker. Jej unikatowość polega na tym, że w przeciwieństwie do reszty oręża, możemy ją rozbudowywać znajdowanymi na różnych etapach demonicznymi kluczami. W swojej ostatecznej formie Unmaker jest tak potężny, że bez problemu umożliwi nam pokonanie nawet najtrudniejszych przeciwników. Z jednej strony takie rozwiązanie może się wydawać niepoprawnie zbalansowane, ale z drugiej jest to nagroda dla graczy, którzy dołożą czasu i wysiłku, aby znaleźć wszystkie demoniczne klucze, jak i samą broń. Jako uzupełnienie dodam, że dopiero teraz, po 23 latach od premiery, nazwa Unmaker pojawiła się oficjalnie w odniesieniu do omawianego przedmiotu – znajdziemy ją w opisie osiągnięcia, które odblokowujemy gdy podniesiemy Unmaker po raz pierwszy. W przeszłości nazwa ta była używana nieoficjalnie przez fanów jako odniesienie do podobnej broni, która nigdy nie trafiła do oryginalnego Dooma, ale była planowana, o czym możemy przeczytać w Biblii Dooma spisanej przez Toma Halla. To zaś, co wyświetla się w samej grze po znalezieniu Unmakera możecie zobaczyć na zdjęciu poniżej 😉
Doom 64 to także zupełnie nowe etapy, o większych w stosunku do wersji z 1993 roku możliwościach. Pojawia się tu czasem zmiana geometrii w trakcie ogrywania poziomu, a okazyjnie przewijają się piętra, których w wersji pecetowej nie było z racji ograniczeń silnika (chociaż oczywiście i tutaj nie jest to „prawdziwe” 3D). Plansze możemy podzielić na dwie kategorie – “zwykłe”, które znajdujemy w trakcie ogrywania pełnej kampanii, oraz tak zwane poziomy “fun”, które możemy uruchomić dopiero po odblokowaniu specjalnego menu “Features”. Ta druga kategoria zawiera etapy, które cechują się dużo mniejszym stopniem skomplikowania i najczęściej nastawione są na walkę w specyficznych okolicznościach. Przykładowo, pierwszy z takich etapów o nazwie “Cat and Mouse” zmusza nas do walki z Cyberdemonem, ale ten ma możliwość… teleportacji, co oznacza, że nagle może pojawić się tuż za naszymi plecami – trzeba uważać! Aby odblokować menu “Features” musimy ukończyć ukryty poziom “Hectic”, który z jednej strony jest krótki, ale z drugiej jest też relatywnie trudny do pokonania. Na szczęście do tej planszy możemy dostać się już z pierwszego etapu w sposób, który jest chyba jednym z najciekawszych sekretów w grach z serii Doom. Nagrałem dla was poniższy filmik, który ów sposób opisuje:
Najnowsze wydanie nie ogranicza się do etapów znanych z Nintendo 64. Dodatkowo otrzymaliśmy od twórców sześć nowych “zwykłych” plansz, składających się na mini kampanię “The Lost Levels” oraz jeden nowy poziom typu “fun”. Niech ta niewielka liczba was nie zwiedzie – nowe etapy są bardzo rozbudowane i narzucają duże tempo. Na pierwszym z nich znajdujemy rakietnicę i walczymy m.in. z baronem piekieł, a na drugim jeden sekret skrywa… BFG! Ja przy tych poziomach bawiłem się świetnie i moim zdaniem już one warte są ceny, za którą możemy nabyć Doom 64 (w chwili pisania tego tekstu jest to 21 zł. na Steam).
Wspomniałem, że plansze “fun” dostępne są ze specjalnego menu “Features”. W tym menu można też włączyć oszustwa, ale jest to obarczone komentarzem, że włączenie oszustw uniemożliwia odblokowywanie osiągnięć w tej samej sesji. Aby rozwiać wątpliwości informuję – opcja zmiany poziomu przy użyciu tego menu nie liczy się jako oszustwo, a to oznacza, że osiągnięcia dalej będą dostępne, jeśli jest to dla was ważne.
Podsumowując mogę powiedzieć, że nowa wersja Doom 64 sprawiła mi wiele radości i śmiem twierdzić, że to najlepsze wydanie gry spośród tych “klasycznych” części. Wiadomo, że nie wiążę z tym tytułem takiej nostalgii jak z pierwszymi dwiema odsłonami z PC, ale obiektywnie nie widzę tu większych mankamentów, a obecne wady (jak chociażby wspomniane przypisanie klawiszy) wyglądają tak jakby mogła je naprawić łatka i liczę, że twórcy o takową zadbają.
Zaznaczę jednak jeszcze raz – to jest pozycja dla miłośników gatunku i to z myślą o nich wystawiam końcową notę. Jeżeli nie jest wam straszne kluczenie godzinami po skomplikowanych labiryntach, a także rozgrywka oparta w zasadzie tylko na mordowaniu hord z piekła rodem, to czeka was kilka godzin bardzo dobrej zabawy. Na zakończenie krótki film prezentujący tytuł w akcji. Wspomniałem wyżej, że odblokowanie menu “Features” wymaga ukończenia relatywnie trudnego poziomu “Hectic”. Poniżej możecie zobaczyć jak przeszedłem planszę na najwyższym poziomie trudności (“Watch Me Die!”) i ze “świeżego” startu, czyli posiadając jedynie początkowy pistolet. Biorąc pod uwagę, że na ten poziom można trafić mając 200 punktów zdrowia oraz pancerza z poprzedniej planszy, to można sobie to zadanie w sporym stopniu ułatwić. Spróbujcie sami i wiedzcie, że trzymam za was wszystkich kciuki – niech mania Dooma trwa jak najdłużej!
Sprzęt na którym tytuł był ogrywany:
CPU: Intel i5-9400F
GPU: Nvidia GeForce RTX 2060, 6 GB
RAM: 16 GB
Inne: napęd SSD
Gatunek: first-person shooter
Producent: id Software, Nightdive Studios
System: PC (Steam), PlayStation 4, Xbox One, Switch
Język polski: brak
Premiera: 20 marca 2020 (nowe wydanie), 4 kwietnia 1997 (oryginalna wersja na Nintendo 64)
Ocena: Polecamy