Z tym całym Batmanem to mam jednak problem. Kolejne restarty, pomysły scenarzystów na wyprostowanie wielowątkowych zawiłości czy żonglowanie artystami z definicji powinny tchnąć w nietoperza nowe życie, czyniąc go bardziej przyswajalnym dla kolejnych pokoleń odbiorców jego przygód.

Tymczasem z zeszytu na zeszyt, mam wrażenie niepokojącego podążania odnogami ścieżki dobrego zamysłu, które więcej wnoszą zamieszania niż są warte…

Tak było z recenzowanymi na łamach Pixelposta Mitologią i Batman: Heavy Metal, które można co najwyżej zaproponować czytelnikowi, ale które nie stanowią wartości dodanej, nie zaskakują, nie zostają z czytelnikiem po zakończeniu lektury. Na szczęście tysięczne wydanie Batmana wymyka się temu schematowi, stanowiąc lekką odskocznię od wspomnianych wcześniej wydań. Co nie znaczy, że jest komiksem, który każdy (szanujący się fan Bruce’a Wayne’a) powinien nabyć. Niestety nie.

Jest za to zbitkiem wyselekcjonowanych historii i jako taka formuła funkcjonuje całkiem przyzwoicie, tym bardziej że wybrane historie składające się na tysięczny numer są naprawdę interesujące. Choćby dlatego, że ukazane z różnych perspektyw oraz inaczej ilustrowane. W pamięć zapada przede wszystkim świetna opowieść Wiem Bendisa (poznanego przy okazji Palcojada), która jest niezwykłym dialogiem między Batmanem a Pingwinem. Bardzo dobrze prezentuje się również Największa sprawa Batmana – głównie z tego powodu, że to jedna z nielicznych historii, w których występuje cała Batfamilia, a którą da się przeczytać bez uczucia totalnego zażenowania.

Co więcej, jeden z moich ulubionych, już od czasów Spawna artystów, jakim jest Greg Capullo nie wybija się w tym komiksie na pierwszy plan, a stanowi jedynie uzupełnienie całości jako takiej – co odbieram jedynie na plus. Dlaczego? Otóż jego rozpoznawalna kreska stanowi w moim przypadku o zakupie komiksu. A tymczasem, w numerze #1000 Capullo jest i… nic ponadto. A to świadczy o sile albumu, który charakterystycznego artystę kompensuje doborem interesujących historii.

Na końcu recenzowanego wydania możesz zapoznać się z galerią alternatywnych okładek . I nie wspominałbym nawet o tym (wszak dla Egmontu to standard), gdyby nie to, że zajmują one naprawdę lwią część całości. Idealnie zresztą przedstawiając sposób rysowania okładek w różnych dekadach świetności DC, zmieniające się trendy w odwzorowaniu szczegółowości herosów, ale i poszczególne sposoby kreowania kultowych superbohaterów przez artystów związanych z amerykańskim wydawnictwem. Dodatek ten to swoista kropka nad i, nie będąc niezbędną, ale z pewnością miłą w odbiorze dla czytelnika, który moim wzorem, przywdziewa batmanią maskę niezmiennie od 1990 roku.

Podsumowanie: Batman: Detective Comics #1000 jest komiksem, który polecam osobom mającym wcześniej styczność z tym uniwersum i jednocześnie odradzam wszystkim, którzy przygodę chcą dopiero zacząć, szybko odsyłając Was do Restartu 52 cudownie zilustrowanego notabene przez Capullo (nie mów, że ta chora, psychopatyczna wizja Jokera nie zrobiła na Tobie wrażenia?!). To jednocześnie album, który możesz posiadać w swojej kolekcji, ale i bez niego przygody Bruce’a będą kompletne. Zabójczy Żart / Arkham Asylum dzieli od recenzowanego komiksu niebotyczna wręcz odległość, ale na tle ostatnio wydanych (w tym całego Rebirthu) wypada naprawdę całkiem nieźle.

—–

Gatunek: amerykański komiks superbohaterski
Scenariusz: Scott Snyder, Geoff Johns, Tom King, Paul Dini, Warren Ellis
Rysunki: Jim Lee, Greg Capullo, Alex Maleev, Dough Mahnke, Kelley Jones
Wydawnictwo: Egmont / Świat Komiksu
Liczba stron: 176
Format: miękka oprawa ze skrzydełkami
Wymiary komiksu: 16,5 x 25,5 cm
Cena okładkowa: 49,99 zł
Ocena: Można