Jakkolwiek nie definiujesz strachu powinieneś wiedzieć, że ten wpisany jest nie tylko w recenzowany album, ale również w ideę imprintu Hill House Comics, którego Daphne Byrne jest reprezentantem. Piórem przewodnim spajającym całość w sztywne wydawnicze ramy jest także Joe Hill, syn niejakiego Stephena Kinga, jeden z ojców znakomitej serii Locke & Key zekranizowanej przez Netfliksa.

Zatem, skoro już na wstępie wiemy, że składowe takiego zaczynu powinny wynieść całość na komiksowe wyżyny, pozostaje zadać pytanie, czy faktycznie ma to miejsce i… zawieść się nieco, kiedy usłyszy się odpowiedź. Bo komiks owszem, ma co nieco do zaoferowania, a mimo to nie potrafi przebić szklanego sufitu, aby wejść na piedestał. Poniżej odpowiem na pytanie dlaczego.

Daphne Byrne to twór niezdecydowany

Nie do końca wiadomo, czy Daphne Byrne jest komiksem, powieścią, czy bliżej jej do sztuki teatralnej. Możliwe, że jest to zasługa autorki scenariusza, dramatopisarki i scenarzystki filmowej Laury Marks, chociaż swoje do powiedzenia miał również twórca charakterystycznych, nieco mrocznych rysunków –  Kelley Jones. Praca tego duetu powoduje, że lektura komiksu przypomina seans spirytystyczny; jest mrocznie, jest tajemniczo, momentami jest przewidywalnie. Całość niestety nie broni się jako zamknięta opowieść. Bardziej pasowałaby do obrazu jednej z wielu tajemniczych lektur, latami trzymanych w zakurzonej biblioteczce na strychu miejscowego wariata. Ot, paradoks komiksu, który aspiruje do miana literatury grozy, zapominając, że jego zadaniem jest wypełnić w świadomości odbiorców lukę po Vertigo Comics. Więc może i ciężar odpowiedzialności przeważył szalę z niekorzyścią dla niego.

Daphne Byrne to komiks średnio ilustrowany

Jasne, łatwo jest rzucać takie osądy, kiedy nie potrafi się narysować choćby kota. Z drugiej strony, jeśli od 30 lat czyta się komiksy i ma się jako taki ogląd sytuacji rynkowej, można pokusić się o podobne stwierdzenia. Na korzyść Jonesa przemawia kreowanie atmosfery grozy oraz szczegółowość drugiego planu – naprawdę nieźle wyglądają mandale w zaświatach, czy kolejne upiory majaczące w tle zdawałoby się całkiem niewinnego kadru. Miałem jednak wrażenie, że gdyby ten komiks ilustrował Ben Templesmith umarłbym ze strachu. Co to w ogóle za pomysł, aby nie zaprosić do współpracy bodajże najważniejszego twórcę niepokojących rysunków, w wykonaniu którego – nie przymierzając – Batman jawi się jako mocno psychodeliczna postać sku*syna zabójcy, żywcem wyjęta ze snuff movies? W efekcie dostajemy poprawne, ale jednak pachnące latami minionymi rysunki Jonesa, które ani ziębią, ani parzą; po prostu są. Ale mimo wszystko chciałoby się więcej.

Daphne Byrne to nowy komiks, a jakbym już gdzieś…

Album przenosi czytelników do XIX-wiecznego Nowego Jorku, gdzie 14-letnia Daphne odkrywa, iż w jej ciele zamieszkuje demon. Po drobnych perturbacjach zostaje obdarzona jego mocą i tym samym wypowiada walkę mrocznym siłom, które zabiły jej ojca. Tyle tylko, że gdybym rozłożył scenariusz na mniejsze puzzle, okazałoby się, że jest syntezą już wcześniej powstałych historii, których adaptacje trafiały raz na deski kreślarskie, innym razem sceny, czy skrypty fabularne wielu pomniejszych dzieł na przestrzeni lat. Bo powiedz sam, ile razy widziałeś motyw spirytualistycznych obrządków, wokół których skupieni ludzie skrywali mroczną tajemnicę? Ile razy czytałeś o opętaniu przez tajemniczą istotę z samego krańca ostatniego kręgu piekła? Ile w końcu razy bywa mowa o halucynacjach, głęboko skrywanych nieakceptowanych społecznie rządzach, śmierci rodzica… Daphne Byrne to solidnie skonstruowany miszmasz wszystkiego, z czym przy okazji trawienia rozmaitych dzieł kultury miałeś okazję się spotkać. Otwartym pozostaje pytanie, czy to akceptowalne dla Ciebie, czy potraktujesz raczej komiks jako kalkę znanych już rozwiązań, za którą płacić nie zamierzasz.

W tym wspominanym wyżej XIX-wiecznym Nowym Jorku tkwi jednak pewien magnetyzm. Trzeba oddać autorom i pomysłodawcom Daphne Byrne, że epokę na rozwój akcji komiksu dobrali idealną. Poszczególne kartki tego albumu spięte są zszywkami łączącymi horror i historię literackiej narracji. W całość idealnie wkomponowany został okultyzm, cienie lamp naftowych, długie suknie nakrywające sztywne gorsety, dystyngowane wyższe sfery i towarzyszące im często ciemne zaułki. A dodatkowo przez cały ten obrazek przebija lekko steampunk. Nieco eklektycznie, ale jakże klimatycznie.

Podsumowanie: Bardzo chciałem, aby ten komiks rzucił mną o ścianę, z której ześlizgując się ku podłodze widziałbym liczne demony siedzące w przysufitowych rogach. A tymczasem jedynie lekko mną potrząsnął, z braku lepszego określenia. Daphne Byrne to nie horror, a co najwyżej przystawka przed daniem głównym. Jest komiksem nierównym i średnio ilustrowanym ze zmarnowanym potencjałem na sukces. Czyta się go jednak całkiem przyjemnie.

Gatunek: komiks grozy

Scenariusz: Laura Marks

Rysunki: Kelley Jones

Tłumaczenie: Paulina Braiter

Wydawca: Egmont / Klub Świata Komiksu

Liczba stron: 160

Format: album w twardej oprawie

Cena okładkowa: 69,99 zł

Ocena: Można