Tytuły FPP z akcją na Dzikim Zachodzie można policzyć na palcach najwyżej dwóch rąk. Dlatego właśnie produkcja Hyperstrange zwróciła moje oko.

Zacznę od zaadresowania rzeczy wstydliwej – większość tego tekstu przeleżała w mojej „wirtualnej szufladzie” kilka miesięcy. Na ten stan rzeczy przełożyły się nieprzewidziane okoliczności z życia osobistego w połączeniu z karygodnym brakiem umiejętności zaadaptowania się do sytuacji i zaplanowania czasu. Cieszę się jednak, że publikacja doszła do skutku, bo tu nie chodzi tylko o Blood West – chciałbym zwrócić waszą uwagę na całe studio Hyperstrange, które rośnie w siłę (zarówno jako producent jak i wydawca) i dokładnie dziś ma swój wielki dzień, bowiem premierę ma nowy Postal. Obserwujmy więc razem karierę tej firmy, bo mam przeczucie, że może być bardzo owocna.

Przechodząc do części właściwej, celowo użyłem wyżej skrótu „FPP”, a nie „FPS”, bo Blood West to nie do końca taka czysta strzelanka jak Call of Juarez: Gunslinger, lub leciwe już Outlaws. Rodzime studio określa swoją produkcję słowami „immersive stealth FPS horror”. Cóż to zatem za hybryda?

Gdybym miał zachęcić do gry tylko jednym słowem to bez wahania powiedziałbym: „klimat”! Składa się na to szereg elementów, z których chciałbym podkreślić trzy. Po pierwsze – aktorstwo głosowe. Postacie w grze mówią tak, że aż chce się ich słuchać. Napotkany indiański szaman, samotny kowboj, czy nawet demon pod postacią kobiety w gorsecie z trupią czaszką na twarzy – każde z nich swoimi kwestiami dokłada „cegiełkę” do atmosfery gry. Główny bohater też daje radę, a to co i jak mówi skojarzyło mi się z mieszanką protagonisty serii Postal (przypadek? ;)) i Caleba z Blood. Zresztą jeden z jego tekstów po śmierci i zmartwychwstaniu to „I live… again”, a takie mrugnięcia do weteranów gier są zawsze w cenie. Aby dać próbkę proponuję wam obejrzeć poniższy filmik, który prezentuje scenę z samego początku przygody, gdzie rozmawiamy z Totemem Dusz:

Drugim elementem jest oświetlenie otaczającego świata. Na pewno nieraz trafiliście na tytuł, który reklamowany był jako klimatyczny horror, ale po włączeniu okazywało się, że w grze jest po prostu ciemno, co bardziej irytowało, niż straszyło. Nic z tych rzeczy w Blood West! Grafikom i projektantom należą się brawa, bo z jednej strony kolorystyka gry nie pozostawia złudzeń, że akcja dzieje się w nocy, a z drugiej tekstury są wystarczająco jasne, a otoczenie przez to na tyle wyraźne, że możemy je spokojnie eksplorować bez wytężania oczu.

Trzecią, główną składową klimatu jest muzyka. Przyjdzie nam przemierzać spowite nocą tereny przy akompaniamencie subtelnych melodii i „brzdąknięć”, kojarzących się z Dzikim Zachodem, ale tu nawet nie chodzi o to co słyszymy, lecz kiedy. Wyraźne dźwięki mające wzbudzić grozę regularnie przechodzą w delikatny ambient, lub wręcz cichną w ogóle, co bardzo wzmaga immersję. Wiedzieć kiedy gra powinna być cicho to też sztuka i ludzie z Hyperstrange ewidentnie są tego świadomi.

Jeśli chodzi o samą rozgrywkę to przyznam, że kusiło mnie, aby spróbować być mądrzejszym od autorów, ale im więcej kombinowałem nad tym czym dokładnie jest Blood West, tym bardziej dochodziłem do wniosku, że przytoczona już wyżej fraza „immersive stealth FPS horror” tak naprawdę podsumowuje temat. Nie jest to jednak nic złego, a wręcz przeciwnie – mieszanka została przygotowana w wyjątkowo atrakcyjny sposób.

Mamy tu niejako zasugerowane, że tytuł podchodzi pod immersive sim (i nie ukrywam, że takie też było moje pierwsze skojarzenie), ale porównując ten aspekt do innych przedstawicieli gatunku muszę uczciwie zaznaczyć, że Blood West bliżej do pierwszego System Shock, niż jego sequela, już nie mówiąc o nowszych produkcjach jak np. seria Deus Ex.

Nie określiłbym jednak tej gry także jako rasowej strzelanki. Ten element wprawdzie istnieje, ale nasze zapędy na karierę Johna Wayne’a mogą zostać szybko ostudzone przez konieczność sensownego zarządzania zasobami, rozumianymi zarówno jako amunicja jak i dosyć mocno ograniczone miejsce w plecaku.

Fakt, że im dłużej gramy, tym bardziej możemy sobie pozwolić na otwartą walkę, ale w początkowych fazach gry liczy się dosłownie każda kula.

Rozwiązaniem jest tu oczywiście skradanie, ale odradzam tu obranie drogi pacyfisty. Z mojego doświadczenia, jeżeli nie wyeliminujemy wrogów to się to na nas zemści, więc należy to robić – po prostu cicho.

Jeżeli bardzo zależy nam jednak na wymianie ognia to gra daje takie możliwości, ale trzeba przy tym pamiętać o kilku rzeczach. Po pierwsze, jak już wspomniałem przed chwilą, amunicji nie mamy, aż tyle co w innych strzelankach. Po drugie, nasza postać nie grzeszy zwinnością i szybkością Doom Slayera, więc wskakiwanie w środek nawalanki jest wielce niewskazane. Po trzecie, przeładowanie broni swoje trwa, więc każde chybienie może urosnąć do rangi niemałego problemu, zwłaszcza że (po czwarte) każde trafienie jakie otrzymamy BOLI. Dobry strzał potrafi zdjąć nam połowę HP, lub więcej.

W zasadzie wszystko to prezentuje poniższy fragment rozgrywki, na którym próbowałem się przebiegle skradać, a wyszło jak zawsze 😉 Sami spójrzcie ile punktów życia mi zostało po wymianie z „tancereczką”, która mnie zapoznała ze swoim shotgunem. Więcej tu było szczęścia, niż rozumu:

Przy tej okazji warto wspomnieć o fajnych zachowaniach AI – jak widać na przytoczonym filmie, próbowałem schować się za rogiem z siekierą, licząc że pani demon łaskawie do mnie podejdzie, żeby dostać po trupim łbie… a ona cierpliwie czekała, aż wychylę się zza rogu, żeby poczęstować mnie śrutem i jedno z nas okazało się w swym planie sprytniejsze 😉

I tutaj przechodzimy do być może najważniejszego fragmentu, bo pora zadać sobie kluczowe pytanie, czyli „dla kogo właściwie jest ta gra?”. Po ukończeniu pierwszego epizodu (który dostępny jest w aktualnej wersji Early Access) stwierdzam, że zwolennicy głębokiej fabuły i zwrotów akcji nie mają tu raczej czego szukać. Zło opanowało rejon i mamy je wytrzebić – tyle musimy wiedzieć.

Dlatego też tytuł poleciłbym przede wszystkim fanom „boomer shooterów” (optymistycznie zakładam, że to pojęcie zadomowiło się już na tyle, że nie trzeba go wyjaśniać), którzy jednak szukają jakiegoś odejścia od klasycznego schematu rozgrywki opartego o trzymanie „fire”, aż do wyczerpania magazynków. Nie mówimy tu o odwróceniu wszystkiego o 180 stopni – raczej o „przyprawieniu” tego co znamy na tyle mocno, że da się tę różnicę odczuć.

Zadania jakie przyjdzie nam wykonywać również są dosyć schematyczne (pójdź w miejsce „X”, znajdź tam przedmiot „Y”, opcjonalnie zabijając przy okazji potwora „Z” i przynieś ten przedmiot z powrotem), więc bardzo ważne jest to, żeby już z tej podstawowej „pętli rozgrywki” czerpać przyjemność, bo wiele się tu nie zmieni – ja tę przyjemność jak najbardziej czerpałem i czekam na kolejne epizody!

Moim zdaniem Blood West ma dużą szansę zrobić to czego rynek oczekiwał po Graven, które również stanowiło urozmaicenie gatunku, ale tytuł najprawdopodobniej utknął w jakimś „development hell”, bo od dłuższego czasu nie było żadnych znaczących informacji o postępach prac (co znalazło swoje odzwierciedlenie w ocenach i opiniach na Steam).

A zatem Hyperstrange, kujcie żelazo póki gorące, bo widzę w was potencjał, aby w swojej niszy wskoczyć na światowy piedestał!

Sprzęt na którym tytuł był ogrywany:
CPU: Intel i5-9400F
GPU: Nvidia GeForce RTX 2060, 6 GB
RAM: 16 GB
Inne: dysk SSD

Gatunek: Boomer shooter (z mocną domieszką skradanki)

Producent: Hyperstrange

System: PC (Steam)

Język polski: napisy

Premiera: 10 lutego 2022 (Early Access)

Ocena: Polecamy