Blacksad to produkcja, w którą chciałem zagrać nawet jeśli nie otrzymałbym zlecenia zrecenzowania jej na potrzeby Pixelposta. To gra utrzymana w odpowiadającej mi konwencji, w tle której do rozwiązania jest zagadka kryminalna. To tytuł z interesującymi mechanikami, seksowny fabularnie i skierowany do miłośników gier wolniejszego tempa. Niestety jest również synonimem kanonady irytujących błędów…
Blacksad: Under the Skin to produkcja w całości bazująca na bardzo popularnej i nominowanej do Nagrody Eisnera francuskiej serii komiksowej, którą miłośnicy kolorowych zeszytów mogą kojarzyć z polskich przekładów, ukazujących się z przerwami od 2001 roku. Jest to mroczna, utrzymana w klimatach noir historia, osadzona w latach 50. XX wieku, w której bohaterami są antropomorficzne zwierzęta. Gra zaś jest jej adaptacją.
Blacksad opowiada historię samobójstwa właściciela klubu bokserskiego, którego bezwładnie wiszące ciało odnajduje sprzątaczka przychodząca co dnia do pracy. I chociaż pozornie wszystko wydaje się być oczywiste, to na drugi rzut oka z cienia zaczynają wyłaniać się niedopowiedzenia, błędy proceduralne osób prowadzących dochodzenie oraz niedopatrzenia śledczych. Na trzeci rzut oka zauważyć można tlący się romans, zaszłości rodzinne i mafijne interesy oraz wybijające się na pierwszy plan rasistowskie pobudki. Cóż jednak z tego, skoro wszystko powyższe przyćmiewają irytujące błędy techniczne, skutecznie zachęcające odbiorcę do odłożenia joypada i wybijające gracza z poczucia immersji.
Zanim jednak przejdę do wspomnianych wad, warto przez chwilę pochylić się nad pomysłem świata przedstawionego w grze. Fakt, nie jest to kreacja całkowicie nowa (wspomnijmy chociażby serial BoJack Horseman lub całą plejadę postaci uniwersum Nintendo), przyznać jednak trzeba, że kreatywna i co najważniejsze – dorosła. W grze / komiksie nie ma miejsca na ckliwe opowieści, serduszka wypuszczane z dupy i teksty dedykowane najmłodszym; jest za to odniesienie do komunizmu, świata przestępczego nowojorskich przedmieść, hazardu, brudnych interesów, przekupionych gliniarzy i przemocy. Powyższe wspaniale buduje nastrój gry. Na każdym jej kroku czuć, że dialogi są przemyślane, a warstwa fabularna – niczym strzał kokainowej ścieżki – wciąga, dzięki czemu klimat, okraszony nastrojową muzyką będącą znakiem czasów minionych, jest mocno odczuwalny i przyjemny w odbiorze.
Zresztą zastosowany w Blacksad antropomorficzny zabieg tylko dodaje grze charyzmy. Ta podnosi często kwestie rasowe (polecam prześledzić historię Rosy Parks mającej miejsce naprawdę w 1955 roku – przyp. red.), przedstawiając zwierzęta o różnej maści ubarwienia. Po ulicach przechadzają się w najlepsze czarne koty, pantery oraz psy, ale nie brak też białych niedźwiedzi, lisów polarnych oraz wilków. Ci ostatni są zresztą przedstawicielami „jedynej słusznej rasy”, południowoamerykańskiego podejścia do jej segregacji, tym samym odcinając się od czarnych stworzeń grubą kreską. To prawdopodobnie zresztą oni stoją za niecnymi machlojkami, które odkrył samobójca, chociaż z drugiej strony… może było całkiem inaczej? Czy czarna bohema nie knuje przeciw niewinnym zwolennikom białofuterkowych zwierząt? W tej grze nieoczywistość goni niedopowiedzenie, chociaż jak już zdążyłem wspomnieć – wygrany w tym wyścigu może być tylko jeden. Konglomerat błędów połączony z crashowaniem gry.
Bo widzisz, u mnie immersja jest czynnikiem o tyle istotnym, że zaważa nie tylko na odbiorze i ocenie produkcji. Pełni rolę magnesu, dzięki któremu zatapiam się w autorską wizję historii, czerpiąc z niej pełnymi garściami. A tymczasem ekrany ładowania przywodzące na myśl piątą generację konsol, występujące po niemal każdej akcji, rozbijają moje zaangażowanie na atomy. I jestem w tej ocenie bezlitosny, bo już nawet pierwsza odsłona Resident Evil proces ten zobrazowała otwieranymi, skrzypiącymi z niepokojem kolejnymi drzwiami. W Blacksad widzę w najlepszym wypadku czarny obraz; w najgorszym – obraz połączony z już wgraną, zbyt wcześnie odpaloną ścieżką audio, w efekcie stanowiącą irytujący dźwięk dzwoniącego telefonu przez cały długi proces loadingu. A to pierwszy z brzegu przykład.
Dalej jest jeszcze gorzej. Poruszanie się postacią bywa irytujące, chociaż do zniesienia. Gorzej, kiedy postać nie jest w stanie ulokować się odpowiednio względem predefiniowanego kąta kamery, którego ustawienie jest niezbędne aby odszukać nieźle poukrywane, specjalne karty kolekcjonerskie. Próba odnalezienia wszystkich to zamach na dobre chęci odbiorcy. Irytuje zamiast angażować. Doskwiera zamiast zachęcać do czynnego uczestnictwa w zabawie. Dodaj do powyższego brak polskiej wersji językowej, a okaże się, że przez wymuszoną znajomość angielskiego na poziomie minimum średnio zaawansowanym, od tytułu odbije się większość nadwiślańskich graczy. A przecież można było poczekać, zrobić testy funkcjonalne, a jeśli zabrakło umiejętności – zlecić wykonanie prac na zewnątrz. W efekcie otrzymujemy grę niedopracowaną, nad czym cholernie ubolewam. Bo interesującą, z przekazem i mechanikami, które popychają śledztwo do przodu, np. poprzez dopasowanie do siebie konkretnych wniosków płynących z kolejnych elementów skryptu fabularnego. Ale nie tylko – z racji tego, że główny bohater gry jest kotem – posiada on zmysł powonienia, który pozwala mu wyczuć (w ten sposób wykrywa pewnego poszukiwanego przez lokalną mafię jegomościa) obecność osób trzecich. Podobnie jak wyostrzony wzrok, pozwalający dostrzec detale, tylko pozornie pozostające bez znaczenia.
Podsumowanie: I właśnie o te detale chodzi. Nie o doskonale przedstawioną fabułę, o klimaty noir osadzone w latach 50., wreszcie nawet nie o prezencję postaci, elementy graficzne czy dosadność podejmowanych tematów. Wszystko rozbijają niedogodności, przez które czas spędzony z grą mogę zaliczyć do udanych, ale z wyraźnym wskazaniem na licznie występujące błędy, irytujące glitche, crashowanie gry, a momentami wręcz uniemożliwienie rozgrywki. Jeśli należysz do osób odpornych na powyższe i antropomorficzni bohaterowie przemawiają do Ciebie bardziej niż przedstawiciele gatunku homo sapiens, śmiało rozważ zakup gry, bo naprawdę dobrze będziesz się bawił.
Gatunek: przygodowa gra point and click
Producent: Pendulo Studios
Wydawca: Microids / Anuman Interactive
System: PC, Xbox One, Switch, PlayStation 4
Język polski: brak
Ocena: Polecamy