Na wstępie muszę przyznać się do tego, że w moim mniemaniu Batman jest najbardziej nijaką postacią w uniwersum DC. Istnieje prawdopodobnie tylko po to, by w Gotham panowała względna równowaga. Postać, której geneza stworzona została na bazie jednego, tragicznego wydarzenia i odziedziczonej fortuny, zdaje się być blada na tle złoczyńców z Gotham. Bo to oni czynią to miasto tka barwnym. Czasami po prostu chaos jest bardziej atrakcyjny od porządku.
Wprowadzenie zaburzenia do w miarę uporządkowanego świata pana Wayne’a w postaci serii Batman Metal, w której pojawia się tytułowy Batman, Który Się Śmieje z Ziemi -22, – jeden z wielu Batmanów egzystujących w mrocznym multiwersum – jest ciekawym zabiegiem fabularnym i otwiera drogę scenarzystom do wywrócenia całego uniwersum dosłownie do góry nogami. Dostęp do dobrze znanego nam Gotham ta specyficzna wersja -22 Batmana uzyskała w wyniku umowy z Barbatosem – władcą całego mrocznego multiwersum. Brzmi to odpowiednio fantastyczne, jak na kolejną opowieść o wszechświatach równoległych. No i dodaje do tytułowego Batmana dwa ciekawe elementy: Jokera oraz magiczną moc mrocznego metalu.
Niewątpliwe taka zabawa konwencją, w której można zmieszać Gotham Wayne’a z innymi Wayne’ami z alternatywnych Gotham daje spory potencjał do twórczego rozwinięcia postaci. Jednak zmiksowanie cech Batmana z Jokerem daje w sumie takiego… Venoma z cierniową koroną z mrocznego metalu na głowie. Scenarzyści – Scott Snyder i James Tynion IV – wpadli w pułapkę odsłaniania po raz kolejny jakże wyświechtanej historii mordu założycielskiego, buszowania we wspomnieniach o studni pełniej nietoperzy i innych, bezpiecznych oazach umysłu Wayne’a. To co dzieje się w głowach Batmana, Który Się Śmieje, Wayne’a jak i innych wariantów Nietoperka jest jednak najmniej atrakcyjną częścią tej opowieści. Wszystko przez to, że zdecydowano się brnąć w kontrasty: prawdziwy Batman to ten, który nie zabija, nie łamie swoich zasad. Na drugim skraju tki Joker, lubujący się w chaosie. W jednym z alternatywnych światów Mroczny Rycerz sięgnął po broń i tak już zostało – w innym Wayne rządzi całym hazardem w Gotham. To wszystko razem skłania Bruce’a do budowania niepokojących sojuszy, w które zaplątani są nie tylko jego tradycyjni oponenci, ale i bardziej złożone kombinacje zależności.
O ile nie poczułem mocy w wykreowanych, przerysowanych postaciach antybohaterów i ich zróżnicowanych odmian, to już wśród osobników drugoplanowych znalazło się kilka ciekawie nakreślonych fabuł, które w finale tego tomu prowadzą do ciekawego cliffhangera. Więc znów, tradycyjnie dla Ghotham moja uwaga skupia się właśnie na drugim planie, choć to co wyprawia Jock z przemianami Batmana, Który Się Śmieje cały czas odwracało moją uwagę. Tu jednak forma – kreska i tusz – przerosła treść. A galeria alternatywnych okładek albumów aż prosi się, by dostać opcję na zamówienie w formacie A0.
Podsumowanie: Tradycyjnie Batman i Joker są kreowani na postacie niemal tożsame z Thorem i Lokim z sąsiedniego uniwersum. Mają się w pewnym stopniu dopełniać, jednak wciąż rozdziela ich zbyt kontrastowa, pozbawiona półcieni kreska. Nawet zespolenie tych kontrastów nie daje oczekiwanej, złożonej postaci. Jednak zakończenie pierwszego tomu Batmana, Który Się Śmieje daje nadzieje na więcej. Znacznie więcej. I oby to były raczej półcienie, a nie kontrasty.
Gatunek: sf, superbohaterowie (wersja alternatywna)
Scenariusz: Scott Snyder, James Tynion IV
Rysunki i tusz: Jock, Eduardo Risso
Kolory: David Baron, Dave Stewart
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Wydawnictwo: Egmont / Świat Komiksu
Liczba stron: 232
Format: album w twardej oprawie, 170×260 mm
Cena okładkowa: 79,99 zł
Ocena: Można