Lata 90. w Polsce znaczone dla ówcześnie dorastającej młodzieży czasem wchodzenia w dorosłość, komiksem sygnowanym logiem TM-Semic stały. Nic więc dziwnego, że obecne pokolenie 30-latków doskonale pamięta setną okładkę Spider-Mana z kwadratowym hologramem, sagę Return of Sinister Six ilustrowaną przez Erica Larsena oraz całkiem nieźle poczynającego sobie Marka Bagleya, jako jednego z głównych ilustratorów pajęczych przygód.
Jednak na długo przed wszystkim powyżej wskazanym, synonimem, ale i wspaniałym uzupełnieniem Spider-Mana był Todd McFarlane. Osoba, dzięki której akrobatyka postaci zyskała tak wiele nowego, a gibkie kształty Mary Jane Watson przeszły do historii komiksu. Rysownik, który miał ogromny wpływ na całą serię zeszytów z Parkerem; rysownik, którego szkice wciąż mają prawo się podobać. I do których wzdycha ta wspomniana, chociaż już dorosła młodzież ze wstępu recenzji.
To właśnie ludzie, którzy doskonale pamiętają Arka Wróblewskiego (i najpewniej czytelnicy Pixelposta) są idealnym odbiorcą masowym albumu Amazing Spider-Man: Epic Collection – Inferno, który nakładem Egmontu trafił na półki w całym kraju. Bo w gratisie, wertując rzeczony album, zatęsknią za minionymi czasami, wytrą łzę nostalgii spod oka, w końcu ponownie dadzą się zachwycić pieczołowitością szkiców, w jakich zakochali się za dzieciaka, a kto wie, może moim wzorem, nawet nieudolnie próbowali naśladować…
Album ten to w rzeczywistości jazda bez trzymanki po latach 1991-1992, ponieważ przedruki komiksów, na który ten się składa, ukazały się właśnie wtedy w Polsce [mówimy o zeszytach Amazing Spider-Man 10/91 – 5/92 – przyp. red.]. Oczywiście w zbiorczym albumie niektórych zabrakło, jak chociażby przedruku komiksów z Chance’em, Prowlerem lub niedocenionej, a mającej wielki potencjał postaci Wesa Cassady*, ale i bez nich album rekompensuje nam to plejadą artystów. Scenariusze napisali Tom DeFalco, Fred Hembeck, Gerry Conway, David Michelinie oraz Peter Sanderson, a za rysunki odpowiadają Mark Bagley (szału nie ma, ale to też jedne z pierwszych plansz artysty), Ron Frenz, Erik Larsen, Rob Liefeld, Richard Rockwell, Alex Saviuk. I Todd McFarlane, który w sumie powinien być wymieniony w drugim tchu – i żeby wybrzmiało, i żeby lepiej zapamiętać.
Bo chociaż cała kanonada twórców miała ogromny wpływ na rozwój pajęczej postaci, a rysunki Liefelda lub Larsena momentami przebijały szczegółowością Mistrza Todda, to nie ma co ukrywać – nigdy nie zyskały rozgłosu na tyle dużego co twórca postaci Spawna. Aczkolwiek oddać in trzeba, że charakterystyczny Electro czy Green Goblin (że o Venomie kreski Larsena nie wspomnę), mają w sobie zaklęty ten tajemniczy magnetyzm, który nawet po latach wciąż odpowiednio oddziałuje na odbiorcę. Oczywiście całość przyprószona została historiami, które niegdyś odgrywały pierwsze, scenariusze skrzypce, dlatego na pierwszy plan zdecydowanie wysuwają się takie motywy jak brak pracy, problemy finansowe tudzież eksmisja głównej pary bohaterów. Sceny walk z przeciwnikami, pomimo doskonale wyważonych i dynamicznych kadrów, wydają się być przerywnikami od lektury właściwej. Chociaż nie jest to minus. Raczej trudny do opisania urok tamtych czasów.
Album, jak wspominałem już wielokrotnie, jest zasłużenie postawionym pomnikiem polskich lat potransformacyjnych, za co biję pokłony Egmontowi. Ale jednocześnie jest to jego największą wadą. Pokolenie wychowane na MCU w najmniejszym stopniu nie doceni ruchu wydawcy, co najwyżej kręcąc nosem na „jakieś takie dziwne obrazki” zapyta „dlaczego ciotka May jest taka stara?”. Mają zresztą do tego pełne prawo. Nie każdy odnajdzie się w kresce McFarlane’a, nie każdy ma ochotę czytać komiksy retro, oryginalnie wydane w USA w latach 89-90. Nie każdy w końcu odczuje ciarki na plecach, kiedy ponownie ujrzy – już teraz w pełnym kolorze i na kredowym papierze – plejadę superbohaterów, z powodu których raz w miesiącu okupował z rana kioski z gazetami.
Podsumowanie: Komiks, którego esencją jest oddanie hołdu TM-Semicowym zeszytom, robi to w absolutnie genialny sposób. Aż trudno jest sobie wyobrazić, aby jakikolwiek dorosły fan kadrów oblepionych pajęczyną, nie miał go w swojej kolekcji!
*Wspomniane pojawiły się w nierecenzowanym na łamach Pixelposta zbiorczym albumie „Amazing Spider Man – Epic Collection: Venom”
Gatunek: komiks superbohaterski
Scenariusz: David Michelinie, Tom DeFalco, Gerry Conway, Fred Hembeck, Peter Sanderson
Rysunki: Todd McFarlane, Erik Larsen, Mark Bagley, Ron Frenz, Fred Hembeck, Rob Liefeld, Richard Rockwell, Alex Saviuk
Tłumaczenie: Marek Starosta
Wydawca: Egmont / Klub Świata Komiksu
Liczba stron: 480
Format: album w twardej oprawie
Cena okładkowa: 129,99 zł
Ocena: Polecamy