Propaganda ZSRR uczyniła z przemianowanego na Łajkę, radzieckiego bezdomniaka – bohatera narodowego, który miał przetrwać w kosmosie siedem dni. Ukazana po latach rzeczywistość odarła piękną epokę podboju kosmosu z tej jakże romantycznej wizji.
Ani Łajka nie była Łajką (a bezdomnym Kędziorkiem), ani nie przeżyła w kosmosie siedmiu dni, a jedynie kilka godzin. A to jak traktujemy zwierzęta, chyba najlepiej świadczy o nas jako gatunku (dalibyście się świadomie wystrzelić na ognistym płomieniu w kosmos, korzystając z radzieckiej technologii?).
Dokładnie 65 lat po tych jakże ubarwionych propagandowo wydarzeniach dostajemy Space Tail – grę sprytnie promowaną jako hołd dla pierwszego psa w kosmosie. Właściwie suczki. I choć inspiracja losami Łajki pewnie skończyłaby się na intrze i krótkotrwałym epizodzie w ciasnej uprzęży, to Bea (tak zwie się czworonoga bohaterka Space Tail) jest psiakiem, którego nie sposób nie polubić. Debiutująca dziś na Steamie, GOG-u oraz Switchu platformówka pełna jest wymyślnych mechanik, związanych z postrzeganiem otoczenia, zmysłami, zapachami, umiejętnościami i relacjami. Przygody suczki-astronautki, która zwiedza obce światy właściwie sięgają tam, gdzie kończy się historia Łajki – z jednej strony są barwną interpretacją utrzymaną w stylistyce „co by było, gdyby”, z drugiej – naprawdę nieźle przemyślaną mikstura skradanki, zręcznościówki 2D, metroidvanii oraz gry eksploracyjnej. Ogromna pula umiejętności i komunikatów da nam szansę wykorzystać animozje i przyjaźnie nawiązywane z innymi gatunkami, a sama gra postawi przed nami sporo wyzwań i złożonych zagadek. W sumie to pieskie życie astronautki wcale nie bywa takie pieskie, jeśli dobrze pokierujemy krokami naszego czworonoga, a biomy będące areną wydarzeń są narysowane ładnie i wyglądają odpowiednio obco. Dodajmy tylko, że zespół Longterm Games postanowił przekazać 1% dochodu ze sprzedaży gry Space Tail: Every Journey Leads Home organizacji WWF.