Tak, wiem, prawie wszyscy już grali, to że ja teraz zagrałem i mam ochotę skomentować generalnie #nikogo, ale mam taki odruch, że jak coś zwróci moją uwagę zrzucam screeny albo notuję na jakimś śmieciu leżącym na biurku – więc jak już to wszystko mam, to podsumuję co widziałem i myślałem. Trochę dla siebie, jak ktoś jeszcze będzie miał ochotę przeczytać i wyciągnąć wnioski też dobrze.

Zacznijmy od oczywistej oczywistości. Gra jest fenomenalna, gdzieś między 9/10 a 10/10. Mam w tej chwili na liczniku 190 godzin. Skończyłem główny wątek i większość questów wersji podstawowej, zostało mi wygrywanie wyścigów, trochę mordobić, rozgrywek w gwinta (na wszystkie karty już i tak nie mam co liczyć), sporo znaków zapytania na mapie Skellige – i jeśli starczy mi czasu prawdopodobnie dokupię dodatki, bo mam ochotę na więcej. Grafika – miód. Świat – fenomenalnie mazowiecko-piaszczysty i polodowcowo-morenowy, z bardzo przekonującą średniowieczną wsią i miastem i znakomicie skonstruowaną rzeczywistością (Bogu co boskie – podwaliny tej rzeczywistości stworzył Sapkowski, ale scenarzyści gry godnie kontynuowali jego dzieło). Questy – świetne, nawet te trochę słabsze są co najmniej dobre. Fabuła – bez zaskakujących zwrotów akcji, ale wystarczająco skomplikowana i rozczłonkowana, żeby utrzymać w napięciu. Kilka razy może nawet za bardzo rozczłonkowana, miałem wrażenie, że niektóre fragmenty zadań – np. wizytowanie wszystkich dziewczyn Jaskra – są tylko po to, żeby wymusić grindowanie. Kupa fajnych odniesień do kultury w wariantach mniej lub bardziej pop, delikatne wycieczki w stronę aktualnej polityki, uczta dla oczu i duszy.

Trochę off topic: bardzo podobała mi się „dorosłość” i „szarość” większości sytuacji – rzadko kiedy wybory są proste, czarno-białe, gra swobodnie operuje odcieniami szarości, oczywiste oceny zwykle okazują się być błędnymi a historie w większości mają drugie dno. Ciekawe, że ludzie z którymi o grze rozmawiałem często tego nie dostrzegali. Ale najbardziej zaskoczył mnie pewien znajomy, który docenia te szarości w grze, a na co dzień ocenia naszą rzeczywistość polityczno-społeczną wyłącznie zero-jedynkowo. Normalnie mindfuck.

Różnych analiz i podsumowań było już wiele, nie będę wnikał głębiej. Może tyko jedna uwaga: w 2015 Wiedźmin 3 był całkowicie zasłużenie jednym z pretendentów do tytułów gry roku, ale nie mam problemów z zaakceptowaniem faktu, że przegrywał z Falloutem 4. Ta sama liga, F4 moim zdaniem ciut lepszy (ale jakby co, zadziałałby ukryty modyfikator patriotyczny i bez gwałcenia samego siebie głosowałbym na W3).

Przy wszystkich ochach i achach nie byłbym sobą, gdybym nie uważał, że pewne rzeczy zostały skopane. Niektóre grube – i nie do poprawienia, niektóre drobne – i uważam, że to wstyd, że ciągle są obecne w grze kilkakrotnie patchowanej (grałem w 1.31). To dbałość o szczegóły odróżnia mistrza od pretendentów do tytułu.

Zacznijmy od zarzutów grubych. Pierwszy, najpoważniejszy: system naliczania punktów za questy uważam za skopany. Jeśli robi się quest przypisany do dużo niższego poziomu postaci, dostaje się za niego jakieś śmieszne punkty (na przykład 2). Jest za tym pewna logika, ale to by miało znacznie większe uzasadnienie, gdyby questy rzeczywiście różniły się poziomem trudności, a często tak nie jest. Na „Złoto głupców” (wioska, klątwa, świnie, Jontek) trafiłem przypadkiem, kiedy już miałem poziom 29. Tam jest dużo biegania w tę i z powrotem, zajmuje to sporo czasu. Punktów – blisko zera (plus kilka za zabicie usiłujących przeszkadzać niskopoziomowych przeciwników). W chwilę później zrobiłem kolejny quest z głównej linii fabularnej, sugerowany bodajże dla poziomu 22. Pójść, pogadać, chyba nawet nie trzeba było z nikim walczyć. Zajął mi kilka minut, punktów dał kilkaset. Takie różnice mocno zniechęcają do kończenia wcześniejszych zadań, a poziom postaci rośnie na tyle szybko że powstawania „ogona” nie da się uniknąć.

Drugi poważny problem (nie ograniczający się zresztą do Wiedźmina, ale tu czasami wyjątkowo przeszkadzający) – nie ma możliwości (a przynajmniej ja nie znalazłem) spauzowania sekwencji kinematycznych (gram na PC). Zadzwoni telefon, przyjdzie z pytaniem ktoś z domowników – i za przeproszeniem dupa, trzeba wybierać między zgubieniem wątku a rozwodem. W3 jest tu o tyle wyjątkowy, że sekwencji których przerwać się nie da jest sporo i są dłuższe niż w innych grach, a przynajmniej takie odniosłem wrażenie.

Trzecia mocno wkurzająca rzecz, to interfejs użytkownika, a właściwie ta jego część, w której wybiera się oleje, odwary i eliksiry. Wybór potrzebnej butelki wymaga przejrzenia wszystkich. Żeby chociaż dawało się je posortować alfabetycznie, ale nie – wszystkie dostępne tryby sortowania są bezużyteczne. Tak, butelki są różne, tak, jak już ma się wszystkie, można zapamiętać, co jest ostatnie co przedostatnie, nie, to nie jest wygodny interfejs użytkownika.

Z innych rzeczy, też raczej niepoprawialnych po wydaniu gry, negatywnie zaskoczyły mnie swoim wyglądem wyspy Skellige. Całe Skellige jest ewidentnie wzorowane na Skandynawii albo wyspach północnego Atlantyku, tymczasem cała szata roślinna jest generalnie taka sama, jak na mazowiecko-równinnych obszarach Velen. Aż się prosi, żeby wyspy wyglądały inaczej, były dużo surowsze i porośnięte karłowatymi drzewami, wysmaganymi wiatrem.

Z podobnej kategorii jest kwestia braku urozmaicenia geograficznej dystrybucji roślin. Wszystkie rosną wszędzie. Logicznie by było, gdyby niektóre występowały tylko na Skellige, niektóre tylko w Kaer Morhen, niektóre tylko na Krzywuchowych Moczarach – każdy, kto kiedyś w życiu liznął botaniki wie, że tak to z roślinami jest.

Dziwna jest nierównomierność puntów do zbadania – mapa Skellige zawiera mnóstwo znaków zapytania, za to południowy-wschód Velen sprawia wrażenie niewykończonego (może został zostawiony pod dodatki, tego jeszcze nie wiem).

Miałbym jeszcze garść innych uwag: granice świata są zrealizowane tak sobie, liniowy system awansowania powoduje, że w późniejszych fazach gry dość łatwo sobie dać radę nawet z teoretycznie dużo mocniejszymi przeciwnikami (różnica pięciu poziomów na początku to przepaść, na poziomie 25 staje się drobną niedogodnością), interfejs użytkownika ma irytujący zwyczaj wyświetlania informacji o możliwości podniesienia przedmiotu i niereagowania na naciskanie klawisza – itp., itd.. Ale oprócz nich trafiłem na trochę mniej lub bardziej zabawnych kiksów i nieścisłości. Herezja i prototyp! Uczciwie piszę, że jak na wielkość gry i obfitość materiału, jest ich niedużo – ale są. Te, które zapamiętałem:

O naziemnej jemiole już kiedyś wspominałem (o tyle zwróciła moją uwagę, że inne rośliny mające swoje rzeczywiste odpowiedniki, jak tojad czy blekot, wyglądają w grze z grubsza zgodnie z rzeczywistością). Są jeszcze kicacze, kicające po łąkach i lasach. Wyglądają jak króliki, podpisane są „zając”. A po zabiciu wypadają z nich albo surowe mięso albo – uwaga – królicza skóra. Zupełnie jakby ktoś nie miał pojęcia, że to są dwa różne zwierzęta.

Blizny na twarzy Geralta i Ciri – świeże blizny są czerwone, ale po kilku latach bledną i niespecjalnie się kolorem odróżniają od reszty skóry. Tak, graficznie czerwone wyglądają ciekawiej, ale nie mają sensu.

Od zdjęcia klątwy z Avalac’ha bez skutku czekałem aż wypełni się to, co powiedział Vesemir: „Próba zniszczyła jego organizm. Gwałtowne skurcze palców, brak reakcji źrenicy na światło… Widziałem to już wiele razy. Zbyt wiele. Toksyny trwale uszkodziły jego system nerwowy. Nawet jeśli się wyliże, to… Rozumiecie?”. Rozumiemy, czekaliśmy, skubany się jakoś wywinął.

Strzelanie z łuku – strzałę umieszcza się po drugiej stronie łęczyska. To chyba świadczy o tym, że grafik w życiu nie miał łuku w ręku. (Edit: zostałem skorygowany, scena niekoniecznie jest błędna – standardowo odwrotnie trzyma się strzałę przy strzelaniu sportowym (z dokładnością do ręki wiodącej i oka dominującego), ale w łucznictwie jako takim uchwyt jak na obrazku też bywa stosowany).

Koszenie – w pierwszej chwili mało się nie popłakałem ze śmiechu, ale potem mi już do śmiechu nie było. To, co ta kobieta robi z kosą, to jest dramat. Patrz uwaga na temat łuku. Jeśli znajdą się chętni, jestem gotów specjalnie dla animatorów 3D, mocapowców i kto tam jeszcze jest w takie sprawy zaangażowany, zorganizować pokaz koszenia, żeby więcej takich kwiatków nie było. Edit: kupiłem dodatki, w okolicach Bronovitz trafiłem na kosiarzy, którzy w odróżnieniu od chłopki z okolic farmy Złote Kłosy przynajmniej z daleka wyglądali na takich, co wiedzą co robią.

Ponieważ przedmioty znajdowane w pojemnikach są losowane, czasem trafiają się znajdźki dość nonsensowne. Zabiłem łowcę czarownic. Wypadła z niego laleczka. Laleczka do praktyk magicznych. Generalnie łowca czarownic z laleczką do praktyk magicznych to coś jak „flat Earth society having members around the world”, ale powiedzmy, że zabrał ją jakiejś wiedźmie i zapomniał wrzucić do stosu, na którym się paliła.

Na stole z przysmakami w Passiflorze (taki lepszy zamtuz, dla tych co nie grali) znalazłem złamane grabie.

W elfich ruinach na Ard Skellig (tych ze słonecznym kamieniem) – znalazłem pancerz łowców czarownic. Łowcy pojawili się niedawno, ruiny były zamknięte od tysiącleci.

Osobna kategoria to błędy językowe.

„Chożą dziewczynę” i „świeżb” od biedy potrafię zrozumieć, każdy może strzelić błąd ortograficzny, jak to jest w miejscu do którego się rzadko zagląda, mogło zostać przegapione. Ale „schemat na ulepszenie”, który widać wszędzie i co chwila (czyli przy poszukiwaniu rynsztunku wszystkich szkół), to porażka, komuś się powinno za to zabrać maturę. Po polsku mówi się schemat CZEGOŚ. Mogę sobie wyobrazić kilka sposobów zrobienia tego błędu (może na przykład miało być „recepta na” albo „przepis na”, albo to kwestia kiepskiego tłumaczenia z angielskiego, gra ponoć powstawała w obu językach naraz), ale nie bardzo potrafię zrozumieć, dlaczego nie został poprawiony.

Podobnie z „nie brzmisz na zachwyconego”, „nie brzmiała na przekonaną” – to są kalki z angielskiego, nie mające nic wspólnego z poprawną polszczyzną. „You don’t sound” tłumaczy się w takich miejscach na „nie wyglądasz na”. „Napraw wyposażone” też nie brzmi zbytnio po polsku.

A jak już ktoś doczytał do końca, to pointa będzie z zupełnie innej bajki: czy ktoś poza mną, znalazłszy się w tym miejscu, pomyślał o Falloucie 1?