Bez żadnych wątpliwości Eric Chahi jest jedną z kilku najważniejszych postaci w historii gier wideo. Mimo że po erze ośmiobitowej zrobił zaledwie trzy gry oraz do jednej stworzył grafikę, dziedzictwo jego wyobraźni pozostaje wciąż żywe. Ponieważ na Pixel Heaven pojawił się tylko jako obraz na ekranie, postanowiłem go odwiedzić i przekonać się, jaki jest naprawdę. Oraz nad czym obecnie pracuje.
Do Montpellier jechałem z Arles – miasta Vincenta Van Gogha, w którym stworzył wiele ze swoich najsłynniejszych prac. Zahaczyłem o miasteczko przy Morzu Śródziemnym, w którym według legend miały przebywać matka Chrystusa i Maria Magdalena. Przemierza się tereny parku narodowego Camargue, bardzo przyjemną okolicę przypominającą pola ryżowe, pozbawioną zdobyczy współczesnej cywilizacji. W samym Montpellier po wyjściu z samochodu uderza nieskazitelnie czyste powietrze, którego wdychanie w porównaniu z wąchaniem Warszawy stanowi rodzaj duchowego uniesienia. Ponieważ miasto położone jest nad morzem, czuć specyficzny klimat z przyjemną bryzą, a jednocześnie odległość zakładów przemysłowych robi swoje.
Eric sprowadził się tu dziesięć lat temu, gdyż mający tu swój oddział Ubisoft złożył mu propozycję współpracy przy projekcie, który mógłby sobie wybrać. Ponieważ interesował się wulkanami i fotografował je, postanowił zrobić grę o kreowaniu świata, i tym sposobem powstał w 2011 roku From Dust, daleko odbiegający od jego poprzednich dokonań. Ale jak to bywa w przypadku Ubisoftu Montpellier, kreatywni ludzie rzadko wytrzymują tutaj dłużej i – zgodnie ze słowami Erica – odchodzą, zakładając własne firmy. Dlatego Montpellier stało się w ostatnich latach kolebką gier ważniejszą od Paryża, wskrzesicielem ducha, który wygasł nieco we Francuzach pod koniec lat dziewięćdziesiątych.
Nazwisko twórcy Another World wymawia się prawidłowo „szai” z akcentem na „i”. Specjalnie go o to zapytałem, czy nie „czai” albo „czaki”, bo i taką wersję słyszałem. Po Montpellier porusza się rowerem, bo za dnia wszystko w centrum tam stoi, a zresztą on sam nie dorobił się jeszcze prawa jazdy. Gdy siedzieliśmy przy stoliku i przez dwie godziny gawędziliśmy, wydał mi się niesamowicie serdecznym człowiekiem, wciąż ciekawym świata, chcącym coś wymyślać. W przeciwieństwie do zgorzkniałego nieco Freda Raynala, który w Lyonie powiedział mi, że na razie rzuca przemysł gier, Eric ma na widelcu nowy projekt. Spytałem go, co może o nim powiedzieć. Bez ujawniania szczegółów fabuły powiedział tylko, że to będzie „symulacja”. Powstaje pod szyldem jego nowej zarejestrowanej w Montpellier firmy o nazwie Pixel Reef. Rzecz nie będzie „grą boską” w stylu Petera Molyneux, lecz czymś zupełnie nowym w stylu.
Do Erica docierają sygnały o dzikiej popularności Fortnite, dające solidną lekcję, że klasyczne gry action adventure już odeszły w przeszłość, ustępując miejsca tytułom o maksymalnie dużej zdolności mnożenia wariantów rozgrywki. W Pixel Reef pracuje więc nad czymś, co ma się stać alternatywną odpowiedzią na sieciowe rzeźnie. Tytułu nie chciał zdradzić, ale powiedział, że planuje premierę na połowę 2019 roku. Obecnie pracuje przez całe tygodnie łącznie z weekendami. I możemy mniemać, że wyjdzie z tego coś niezwykłego, jak zawsze w przypadku Erica.