Byliśmy, walczyliśmy i polegliśmy, ale Geralt okazał się całkiem silny.

Tydzień temu Cenega gościła nas na pokazie Soul Calibura VI – długo wyczekiwanej bijatyki od Bandai Namco, w której, po gościach takich jak Vader, Yoda i Apprentice w „czwórce” i Devil Jin i Ezio Auditore w „piątce” pojawia się nasz rodzimy produkt, Geralt.

Starcia podczas turnieju były bardzo intensywne, a Zasalamel niżej podpisanego okazał się nie dość dobry, by sięgnąć po miejsce na podium, ale poza potyczkami w drabince mieliśmy całkiem sporo czasu na sparringi, a te powiedziały o grze całkiem dużo. Przede wszystkim najnowsza iteracja Soul Calibura potrafi być POTWORNIE satysfakcjonująca – bardzo widowiskowe kontry i spowolnienia czasu, podczas których gracze starają się szybko zdecydować, jakie ciosy wyprowadzić BAAAAAAARDZO powoli sprawiają, że nawet przegrywane partie oglądamy z dużą przyjemnością (i zgrzytając zębami, że to my odbieramy te fajerwerki).

Po drugie, widać, jak wiele nauczyli się twórcy na problemach poprzedniej części – choć efekty wizualne naprawdę imponują, w żadnym momencie nie przytłaczają ekranu, sprawiając że rozgrywka jest nieczytelna. Znane postaci „prowadzą się” w znajomy sposób ale jednocześnie mają sporo nowych, często bardzo przydatnych sztuczek – każdy, włącznie z walczącym dość klasycznie Mitsurugim potrafi zrobić coś cholernie widowiskowego.

W końcu warto powiedzieć też parę słów o Geralcie, który czuje się wśród szarpiących się o Soul Calibur bohaterów jak ryba w wodzie. Patrząc na jego styl walki nie zobaczymy może za dużo tego, co pokazał w kolejnych częściach Wiedźmina, ale wszystkie popisowe sztuczki, znaki zostały zaimplementowane do gry i to w taki sposób, że gdy pojawiają się na ekranie trudno się nie uśmiechnąć, bo robią całkiem sporo. Wracając na chwilę do drabinki warto powiedzieć, że wiedźmin wcale nie odstawał od innych walczących w turnieju postaci – kilka razy, gdy walczący dziennikarze sięgnęli po niego, wyrządzali całkiem poważne szkody – to zdecydowanie pełnoprawna postać, a nie tylko smutny, klimatyczny dodatek. Oczywiście turnieje zawodowców mogą zweryfikować tę sytuację, póki co jednak głęboko siedzi we mnie wiara, że Geralt w Soul Caliburze to dobre i polskie.