Postawmy sprawę jasno. Powiedzieć, że na dziesięć wydawanych obecnie serii superbohaterskich pochodzących z największych amerykańskich wydawnictw dwie nadają się do czytania, a jedna jest naprawdę dobra to niezwykle hojny szacunek. Dlatego tym bardziej ceni się scenarzystę, który nawet z seryjnie produkowanego komiksu, obostrzonego różnorakimi ograniczeniami i wymogami potrafi zrobić coś o klasę lepszego niż zwyczajowa popelina.

Greg Rucka to częsty bywalec w świecie Wonder Woman i swój powrót, tym razem w ramach miękkiego resetu, jakim jest event Odrodzenie, rozpoczyna mocnym akcentem. Omawiany tom, zatytułowany wymownie „Kłamstwa”, rozpoczyna się bowiem refleksją o charakterze meta-, niejako prowokacyjnej myśli o naturze samej opowieści, jej cykliczności i powtarzalności, konieczności odseparowania tego, co prawdziwe, od tego, co zmyślone. Poniekąd autotematyczny punkt wyjścia służy autorowi do nakreślenia heroicznej fabuły, ale z twistem, bo Diana ma do rozwikłania dylemat, czy aby przypadkiem kawał jej życia nie był jedynie ułudą i blagą.

Czytelnikowi również zadaje się przy tym pytanie o przeszłość kobiety, którą zna jako Wonder Woman; czy faktycznie ją poznał? Rucka nie ucieka przed utartymi schematami fabularnymi, lecz realizuje je trochę na boku, podporządkowując swojej głównej tezie. Pytanie, czy następne zeszyty jeszcze bardziej zakręcą tym światem? Bo przecież seria musi podążyć na kolizyjny kurs z innymi tytułami, prowadzonymi równolegle. Ale pozostaje wierzyć w to, że kto jak kto, lecz amerykański scenarzysta znajdzie sposób, aby mówić swoim głosem.