Nie lubię dubbingu. Zazwyczaj nie czuję potrzeby informowania o tym całego świata (ani nawet jego części czytującej Pixela), ale ostatnie pomysły wydawców i dystrybutorów sprawiły, że postanowiłem głośno powiedzieć, co o nich myślę.
Jak wiecie z poprzedniego akapitu, nie lubię dubbingu. Nie zamierzam jednak prowadzić krucjaty mającej na celu wyplenienie go i zatarcie wszelakich śladów istnienia tego wynalazku. Rozumiem, że ma on całkiem sporo zwolenników (chociaż nie wiem dlaczego). Kluczem jest jednak wybór – jeśli idąc do kina mogę pójść na seans, który mi odpowiada a w grze zdecydować czy bohaterowie przemówią w moim ojczystym języku, czy też ruszę na przygodę w towarzystwie oryginalnych aktorów, to wszystko jest w porządku. Tymczasem nie dla każdego jest to takie oczywiste. Wystarczy przytoczyć całkiem świeże przykłady.
Dubbing przeciw graczom
Film „Jumanji: Przygoda w dżungli” przez wielu skazywany był na spektakularną klęskę, a tymczasem zebrał bardzo dobre recenzje. Niestety, nad Wisłą najwyraźniej uznano, że nikt powyżej piątego roku życia nie zechce go oglądać i historia o zabójczej grze do kin trafiła wyłączenie w wersji z dubbingiem. Jeśli więc znalazł się ktoś powyżej piątego roku życia, kto miał ochotę zobaczyć nową odsłonę hitu z Robinem Williamsem, to był skazany na Jacka Blacka mówiącego głosem Bartłomieja Kasprzykowskiego a The Rocka brzmiącego jak Krzysztof Banaszyk. Graczy podobnie potraktowano przy Battlefroncie II. Gra ta swoim systemem skrzynek wzbudziła ogromne kontrowersje, a w Polsce udało jej się dodatkowo wkurzyć pecetowców, którzy nie dostali możliwości przestawienia języka. W grach EA już wcześniej stosowały podobne patenty, ale na przykład w Mirror’s Edge kilkoma zmianami w rejestrze dało się sprawić, że Faith i spółka przemówili językiem Shakespeare’a, a w Fifie 17 zmiana komentatorów na zagranicznych jest możliwa po… zadzwonieniu do pomocy technicznej. W nowej odsłonie gwiezdnej strzelanki nawet takiej furtki zabrakło. To jasno pokazuje, że nikt nie myśli o wygodzie graczy, a wymuszony dubbing to zabezpieczenie interesów wydawcy. W końcu tradycyjnie największymi ofiarami walki z piractwem i szarą strefą są uczciwi gracze. Przymusowy dubbing ma sprawić, by kupowane w Polsce egzemplarze nie mogły być odsprzedawane z zyskiem na rynkach, gdzie ceny są wyższe. Wprawdzie Niemiec czy Francuz Battlefronta z Polski spokojnie zainstaluje i nawet odpali grę, ale zabawa skończy się, gdy tylko Iden Versio przemówi do naszego Hansa bądź Jacquesa w tajemniczym, nadwiślańskim narzeczu a próba zmiany jakiejkolwiek opcji przeistoczy się w nierówną walkę z tłumaczem Google.
Oczywiście ktoś może stwierdzić, że niepotrzebnie robię aferę. Przecież powinienem się cieszyć, że zadano sobie trud, by przygotować pełną ścieżkę dźwiękową gry czy filmu w moim ojczystym języku. Otóż nic bardziej mylnego. Moim (i chyba jeszcze kilku osób na Ziemi) zdaniem jest cały szereg powodów, by za dubbing grzecznie podziękować i chcieć obcować z dziełem w jego oryginalnej formie. Przede wszystkim uważam, że aktorstwo to nie tylko gesty, mimika i generalnie mowa ciała. Równie ważne jest to, jak postać mówi. Chyba się zgodzicie, że niepowtarzalne głosy Anthony’ego Hopkinsa i Jamesa Earla Jonesa miały niepodważalny udział w tym, że Darth Vader i Hannibal Lecter są dziś ikonami popkultury. A jeśli macie wątpliwości, to polecam ten filmik.
W dodatku przy dubbingowaniu żywych aktorów nigdy nie udaje się uzyskać idealnej synchronizacji, zaś mój mózg buntuje się zawsze, gdy oczy widzą usta układające się w sposób, nie mający nic wspólnego z dźwiękami dobiegającymi właśnie do uszu. Jest też pewna kwestia, której nie rozumiem – aktorzy dubbingowi mają dziwną tendencję do przesadnego wyrażania emocji. Spójrzcie choćby na ekranizację książek o Harry’m Potterze. Niemal wszystkie postacie w polskiej wersji brzmią tam nienaturalnie i w sposób do granic możliwości przerysowany. Wywołuje to poczucie sztuczności, które sprawia, że oglądanie takiego filmu jest dla mnie udręką.
Dubbingujący aktorzy rzadko są też w stanie skopiować manierę charakterystyczną dla oryginalnej postaci. A mimo to próbują. Widać to dobrze w „Ostatnim Jedi”. Miałem okazję obejrzeć go zarówno w oryginalne, jak i z dubbingiem (przeżycie to pośrednio zainspirowało mnie do napisania tego tekstu). Czepiać mógłbym się niemal każdej postaci, ale szczególnie dobił mnie DJ, którego jąkanie w wykonaniu Benicio del Toro wypadało naturalnie, a w polskiej wersji miałem wrażenie, że włamywacz próbuje rapować. Nawet z ciekawości sprawdziłem czy nie grał go jakiś Tede, ale okazało się, że był to Eryk Lubos, który raperem nie jest. W sumie szkoda, bo najwyraźniej ma zadatki na gwiazdę hip-hopu. Wróćmy jednak do meritum…
To kogo ja gram?
Wspomniane przed chwilą problemy jeszcze boleśniej dotykają gier. W ich przypadku problem pogłębia zbytnia dbałość o tajemnicę sprawiająca, że czasem aktor nie ma pojęcia nawet jakiego bohatera portretuje i czy krzycząc „ratunku” rozpaczliwie walczy o życie, czy opędza się od uroczych szczeniaczków próbujących kopulować z jego nogą. Jeśli W dodatku często wydawcy uznają, że kwestie mówione to jakiś niepotrzebny dodatek do strzelania, biegania lub rozwiązywania zagadek. Dobór aktorów motywowany jest wówczas nie tym czy dobrze sportretują swoją postać, ale faktem, że ich nazwisko na pudełku może podnieść sprzedaż. Zdarza się to zarówno w przypadku obsadzania będących chwilowo na topie gwiazdek, jak i aktorów, którzy na pierwszy rzut oka wydają się nawet niezłym wyborem. Dobry przykład to Radosław Pazura jako Max Payne. Cyniczny gliniarz szukający zemsty został powołany do życia przez scenarzystę Sama Lake’a z Remedy, ale prawdziwego ducha tchnął w niego podkładający głos we wszystkich trzech częściach serii James McCaffrey. Niestety, młodszy z braci Pazurów zupełnie nie umiał tego odtworzyć. Naprawdę niewiele gorzej byłoby, gdyby zamiast niego za mikrofonem zasiadł ten miły towarzysz ze wschodu, który jakieś 20 lat temu udzielał się w „polonizowanych na dziko” grach.
Są też sytuacje, z których dobrego wyjścia chyba nie ma. W każdym Falloucie gracz liczy na witające go słowa „War, war never changes” (najlepiej wypowiadane przez Rona Perlmana). Można się więc było poczuć nieswojo włączając Fallouta Tactics i słysząc „Wojna, zawsze taka sama”. Trudno tu mieć pretensje do Mirosława Baki, którego beznamiętny głos potrafiłby odebrać wszelką nadzieję nawet Świadkom Jehowy i do postapokaliptycznych pustkowi pasował bardzo dobrze. Po prostu niektórych rzeczy lepiej w ogóle nie ruszać, a tu spróbowano zmienić coś, co stało się znakiem rozpoznawczym serii. Efektowniejszym samobójstwem byłoby chyba tylko zdubbingowanie słynnego „EA Sports it’s in the game”.
Wszechmocny tłumacz
Kolejny grzech dubbingu to skazanie odbiorcy na łaskę tłumacza. Jeśli ten nie wyłapie jakiegoś żartu, zrobi błąd lub z uporem maniaka tłumaczy termin, który już dawno przyjął się wśród fanów, to sorry, ale nic nie można z tym zrobić. Dlatego wolę już obecnego w polskiej telewizji lektora, który pozwala przynajmniej słyszeć oryginalne głosy, a więc z jednej strony (prawie) w pełni docenić grę aktorską, a z drugiej zorientować się, gdy tłumaczowi powinie się noga.
Takiej szansy nie mają choćby Niemcy, którzy dubbingują wszystko, co im wpadnie w ręce – pewnie nawet odgłosy wiatru, huk wystrzałów i filmy porno. Po drugiej stronie skali jest oczywiście model skandynawski, gdzie dubbing pojawia się tylko w filmach dla najmłodszych. Cała reszta puszczana jest w oryginalne z napisami. Niestety, efekt uboczny jest taki, że ludzie mogą niebezpiecznie podszkolić się w językach obcych, a tego przecież nikt by nie chciał.
A jeśli już wspomniałem o filmach dla najmłodszych, to muszę przywołać koronny argument obrońców dubbingu, którzy zawsze w końcu stwierdzają: „Dubbing jest dobry, bo Shrek”. Jeśli podzielacie to zdanie, to przygotujcie widły i pochodnie, gdyż za moment będziecie potrzebowali ich, żeby mnie gonić. Otóż uważam, że jeśli ktoś oglądał „Shreka” tylko w wersji z dubbingiem, to… nie widział „Shreka”. Oczywiście nie mam wątpliwości, że Jerzy Stuhr i Zbigniew Zamachowski wypadają fantastycznie, a przystosowane do polskich realiów kwestie są prześmieszne. To wciąż nie przeszkadza mi uważać, że prawdziwy „Shrek” to ten z Mike’em Myersem, Eddie’m Murphy’m i Cameron Diaz. Podobnie sprawa wygląda w przypadku innych filmów animowanych czy kreskówek.
Oryginał czy mod?
Przekładając to na język gier, wersję z dubbingiem nazwałbym modem. W końcu często modyfikacje znacznie poprawiają lub urozmaicają rozgrywkę, ale sprawiają, że gra nie jest już tym samym, co na początku opuściło studnio. Różnica jest taka, że w jednym przypadku zmienione mamy zasady rozgrywki a w drugim dialogi, a przecież jedne i drugie są kluczowe dla swojego medium.
Jeśli zbierze się to wszystko, to okazuje się, że dubbingowi można przedstawić sporą listę zarzutów. Dlatego uważam, że nawet kreskówki powinny pojawia się w kinach także w wersji z napisami a gracz zawsze musi dostać możliwość zabawy w oryginalnym języku gry (czyli zazwyczaj po angielsku). Jak już mówiłem jakieś 8 tysięcy znaków temu, kluczowy jest wybór i jeśli ktoś chce repolonizować mnie na siłę, to wolę odpuścić sobie wizytę w kinie albo kupić grę za granicą, by upewnić się, że nie będę więcej skazany na Skywalkera jęczącego, jakby go moc opuściła.
Darth Vader z oryginalnym głosem aktora brzmi na 100% jak dziadek swojego wnuka 😀 Kylo Approves 😀
Kolejny kretynizm i walka z dubbingiem nikt nikogo nie zmusza na konsolo można zmienić język tak samo jak na netfliksie i filmie na BD czy DVD. Ja za to nienawidzę lektora chodź preferuję zawsze pierwszy raz oglądanie z oryginalnym audio z polskimi napisami.
Przepraszam, ale to, że język można zmienić na konsoli jest raczej
słabym argumentem w dyskusji o tym, że w wersji PC nie ma takiej opcji.
Rynek PC w kwestii wyboru obecnie wygląda bardzo dobrze, moim zdaniem. Na Steamie (poza paroma wyjątkami) jest możliwość wyboru oryginalnej ścieżki dźwiękowej. GOG ma tak samo. Na Originie wersja językowa jest przypisana do klucza, więc wystarczy kupić inny (osoby nieobeznane z tematem i tak raczej wybiorą „spolszczenie”). Pudełkowe wersje kupione u nas to inna bajka już, tu nie obejdziesz. Na Uplayu chyba też nie ma z tym problemu.
Gorzej było 10-15 lat temu, gdy polonizacja była często narzucona przez wydawcę, żeby cena była niższa.
Co mnie obchodzi głupi origin od EA na steamie można zmienić. JEDNA GRA gdzie nie można zmienić w dodatku na PC ja lubię polski dubbing i nie mam ochoty aby go usuwali z powodu paru frustratów.
Nie przeczytałem jeszcze całości. Trochę za długi tekst jak na czytanie w pracy. Obiecuję, że nadrobię w domu. Jednak po tytule, zajawce i szybkim przeskanowaniu artykułu, mogę stwierdzić, że w 100% zgadzam się z autorem. Temat napisy vs dubbing vs lektor był już wałkowany miliony razy. Każdy ma swoje preferencje i każdy ma do nich prawo. Jednak brak możliwości wyboru urasta do rangi skandalu.
To słabo Ci to czytanie idzie, dla mnie tekst na dwie, góra trzy minuty. Ale Twój komentarz doskonale obrazuje stan polskiego społeczeństwa, gdzie ponad 60% rodaków nie przeczytało żadnej książki. W Niemczech gdzie dubbinguje się wszystko, sytuacja z czytaniem książek wygląda zupełnie inaczej.
urocze sa te statystyki… Wez pod uwage, ze to nieczytanie przewaznie wynika z BRAKU CZASU, SILY, WZROKU i PIENIEDZY na ksiazki. Bo sama chec czytaniaw narodzie jest, popatrz po busie. Przewaznie cos czytaja jak maja sile, zajrzyj im na komorki, nie zawsze sa to tylko fejbooczki, komunikatory i zdjecia. Uwielbiam czytac, ale prawie nic juz nie widze, na ksiazki mnie nie stac, slyszec tez zle slysze. Staram sie czytac w ekranie powiekszone do 20 fonty… Moja ponad 70 letnia mama czyta jak szalona ksiazke za ksiazka…. Inna sprawa, ze obecnie te ksiazki to czesto dosc mialka literatura….
Ja bym tak nie dowalala, po prostu trzeba miec swiaodmosc, ze to kosztuje i ze nie jestesmy ani tak bogaci jako widzowie, ani tak uczciwi jako widzowie, zeby dystrybutorzy nam ten wybor zapewniali… Z reak na sercu, nigdy nic nie obejrzales poza tv, kinem, oficjalnym zrodlem?
> muszę przywołać koronny argument obrońców dubbingu, którzy zawsze w końcu stwierdzają: „Dubbing jest dobry, bo Shrek”
Nie, to jest argument PRZECIWNIKÓW dubbingu, którzy z uporem maniaka próbują wmawiać, że „dubbing nadaje się tylko do animacji, bo Shrek”. Potem przypominają sobie, że ten sam tandem reżyser + dialogista popełnił jeszcze „Misję Kleopatrę”, ale to już zupełnie co innego i się nie liczy, mimo że „Jumanji” to taka sama komedia.
A argument o pięciolatkach między wierszami sugeruje, że większość pultających się o „brak wyboru” (gdzie byliście przy Deadpoolu?) tak naprawdę jest mentalnymi przedszkolakami, co to tupią nóżką jak nie dostaną tego, co chcieli, bo inni powinni się domyślić – a sami nie zadali sobie trudu czytać notek prasowych od dystrybutora, który grubo ponad miesiąc wcześniej informował o braku wyboru. Można było reagować, nikomu się nie chciało, a potem nagle płacz na dzień przed premierą.
Prawda jest taka, że dubbing jest na tyle lubiany przez dorosłych widzów, że jego popularyzacja znacząco wpłynęła na obecność ludzi w kinach i coraz częściej te filmy zbliżają się wynikami do najpopularniejszych polskich produkcji. Trzeba mieć świadomość, że jakieś 80-90% widzów w kraju po prostu napisów nie akceptuje, i to nie ze względu na jakiś urojony analfabetyzm czy wady wzroku, ale po prostu ta forma im nie odpowiada – brak przyzwyczajenia plus często zmęczenie po pracy robi swoje. Tak ludzie po prostu wolą i warto to uszanować.
> Dlatego uważam, że nawet kreskówki powinny pojawia się w kinach także w wersji z napisami
A ja uważam, że nawet 50 twarzy Greya powinno się pojawiać w wersji z dubbingiem. Rzecz w tym, że dystrybutorowi to się musi jeszcze opłacać, dlatego po kilku próbach wyświetlania animacji z napisami, na których to seansach sale kinowe świeciły pustkami, zarzucono ten ambitny pomysł. To jest biznes, nic więcej.
Dlatego trzymam za słowo – walczcie o możliwość wyboru. Również dubbingu tam, gdzie go nie ma.
„gdzie byliście przy Deadpoolu” – to mnie zdziwiło – Na Deadpoolu byłem w kinie z napisami.
I nie przeszkadzał brak możliwości wyboru?
Między napisami a dubbingiem? Nie wiem, zawsze sprawdzam czy seans ma napisy bo dubbingu nie lubie – więc nie zwróciłem uwagi czy jest jakiś wybór, jeśli miałbym wybrać to bym zdecydowanie wolał lektora dzięki któremu wiem, jakie są prawdziwe głosy obsady. Kiedyś tego wyboru nigdy nie było i zawsze były napisy więc to dla mnie sytuacja „normalna”.
Lektor to najgorszy syf na świecie o to tylko kakofonią dźwięków która zagłusza oryginalne dialogi. Prawdziwy wybór to napisy lub dubbing, lektor to spadek po komunistycznym syfie. Piszę to ja osoba wychowana na tym syfie zwanym lektorem.
Przebadaj uszy. Czlowiek ze zdrowymi, nie slyszy tego jako kakofonii, spokojnie odbiera dwie sciezki przesuniete troche, co jak co polscy aktorzy sa o niebo lepsi od aktorow, oni potrafia wpasowac sie miejsce ciszy, nie mowia jednoczesnie w aktorem tak, zebys nie uslyszal oryginalnego tekstu, potrafia nawet dobrze oddac emocje, ale potrafia tez czytac tak, ze sa podswiadomie nieslyszalni, nie przeszkadzaja, nie irytuja, sa prawie jak twoje mysli.
I tak w ogole troche szacunku dla tej tradycji i lektorow i pewnie twoich rodzicow i dziadkow, ktorzy tego lektora lubia. Zmienisz zdanie jak zaczniesz slepnac, a nawet gluchnac, bo przy klasie polskiego dubingu, osoby z wada sluchu to wlasnie lektora lepiej slysza i rozumieja. Najwyrazniej wg ciebie audiobooki to tez syf… Co prawda czytanie oczne poprawie zasob slow, ortografie, skupienie nad zobrazowaniem tresci, ale rozumiem tez osoby, ktore po audio siegaja nie z lenistwa, tylko z niemoznosci uzycia w danej chwili ksiazki.
Animacje z zasady skierowane są do ludzi z dziećmi, stąd też dubbingi
Filmie z aktorami napisy powinny być. Naprawdę tak ciężko jest przeczytać dwie linijki tekstu w parę sekund? Widziałem na Last Jedi jak ciężko było ludziom oderwać się od telefonów.
Dubbingi jedynie pogłębi głupotę i analfabetyzm.
Poczekaj do 40, to sie przekonasz co to dalekowzrocznosc starcza i jak sie wtedy czyta cokolwiek…
Wiesz mam juz 50tę na karku i jakos czytam. 🙂
Jedyny problem to wielkosć literek, o ile w filmach jest spoko, to w grach, gdzie byłoby łatwiej je powiększyć,jest masakra. Międzyinnymi przez to nie mogłem grać w Wiedzmina :-/
No to ci sie dziwie, jezeli na wlasnej skorze juz doswiadczas tego, ze to nie jest nic przyjmenego kiedy nie mozna przeczytac dialogow. W grach, przynajmniej w czesci jest juz opcja powiekszania, do tego tla pod tekstem oraz zawsze mozna pogrzebac w skrypcie, jakis modzik na to stworzyc. Ja ogladam nieraz cos Netflixa z napisami i mam fonty na pol ekranu, zadna przyjemnosc… To juz jednak wole tego lektora, bo dubbing jest plastikowy czy zle nagrany, ale i z nim sie pomecze nie raz, zeby tylko nie musiec meczyc oczu czy ciagle ogladac w silnych okularach.
Do tego jak widze te zalosna jakos wiekszosci profesjonalnych napisow zarowno ortograficznie jak i tlumaczeniowo…
A na przykladzie moich rodzicow widze, ze zadne napisy ich w sumie nie zadawalaja, a maja lepszy wzrok od mojego… A jestesmy wychowani na napisach w kinie i na lektorach w tv… I na dub w kreskowkach… Nadal uwazam jednak, ze nie mozna tepic tak bezwzlednie i wrecz glupio pracy i umiejetnosci polskich lektorow, trzeba to zachowac, poki jeszcze tacy ludzie zyja i to potrafia, bo sa oni nie tylko wyjatkiem, ale tez klasa sama w sobie, z innych krajow, nawet jak byli i sa, nie dorownuja im w tym specjalnym opanowaniu polaczenia swoistej gry aktorskiej jak i niewidzialnosci, nieprzeszkadzalnosci widzowi w odbiorze.
Wybacz, ale troche pitolisz. Nie,Polacy nie trawia i nie lubia polskiego dubingu w filmach aktorskich, ktory po prostu jest robiony wciaz zle. Odstaje, jest sztywny, belkotliwy. Co jak co, ale tradycja napisow w naszym kinie jest dluzsza niz dubingu, bo przeciez nie stac nas bylo na fanaberie typu dubingowana Kleopatra, nie, nie ta, o ktorej piszesz, w technikolorze.
Pamietaj, ze taki dubing teatrow BBC z kolei byl robiony swietnie, bo aktorzy GRALI, a nie tylko czytali kwestie. A tego jak widze i slysze nie ma wciaz w produkcjach kinowych u nas.
Tak, dorosli slepna i nienadazaja z napisami, ale nadal nie kochaja ZLE, pod nosem, glupio tlumaczonego, burczonego dubingu, ktory brzmi od postaci jakby byl przedszkolakiem. Gdybym mogla miec wybor obecnie, to zamiast napisow chcialabym dobry dubing, a jak nie mam dobrego to LEKTORA. Ale przede wszystkim minimalizacje decybeli w kinie. Od 2006 roku juz nie chodza do kina wlasnie z tego powodu, cenie sobie resztki swojego sluchu.
A Asterix tez sie cokolwiek zestarzal, wtedy sukces mial tez glownie ze wzgledu na przebojowosc przekladu, tak wiec jakies niedorobki dubingowe tam umykaly, chociaz pewnie byly.
Dużo więcej po przeczytaniu nie dodam. Też chcę mieć wybór, a juź zwłaszcza przy kreskówkach. Odkąd poznałem obecną już żonę, nie widziałem w kinie żadnego filmu animowanego. Nikt nie bierze chyba jeszcze pod uwagę faktu, że w dużych miastach mieszka coraz większa liczba obcokrajowców, niekoniecznie umiejąca powiedzieć coś więcej niż „dzień dobry”, „dziękuje” i „k***a”. Jeden seans dziennie z oryginalną ścieżką dźwiękową nikomu by nie zaszkodził.
Niech się uczą polskiego tu jest Polka nie zagranica. Co za głupi argument w dużych miastach mieszkają osoby z zagranicy to niech się dostosują do Polskie nie na odwrót.
Jak sam za granicę wyjedziesz to też taki kozak jesteś i wszystkie języki opanowane w stopniu minimum komunikatywnym? Szacun!
Nie wszystkie, czy ty umiesz czytać ze zrozumieniem? Jak wyjadę i zamieszkam w USA lub Anglii czego nie zamierzam robić, to jest chyba naturalne że muszę mówić albo przynajmniej uczyć się ich języka abym mógł normalnie egzystować wśród nich. Tego samego wymagam w Polsce jak jakiś obcokrajowiec chce u nas zamieszkać.
Trollujesz? Bo jak na poważnie, to zacznij się tego polskiego uczyć najpierw ty z taką gramatyką i interpunkcją…
Podejrzewam, ze dystrybutorowi, ktoremu musi sie zwrocic kasa za puszczanie kopii takich i produkowanie ich.
Ci twoi obcokrajowcy od trzech slow, to ja juz widze jak w Polsce do kina chodza i placa 3 czy 5 dych za bilet. Puknij sie w lepetyne. Maja dostep do Netflixa albo piracenia jak chca, przeciez w Polsce nikt poki co za to ich nie pogoni. Ostatecznie jak maja kase, to kupuja sobie DVD.
Lubię dubbing w grach ponieważ nie czuję się Jankesem tylko Polakiem, chcę zatem aby bohater którym gram był mi maksymalnie najbliższy tak pod kątem języka, czasem wyglądu. Tak abym mógł się z nim maksymalnie identyfikować.
Zgadzam się, że nie każdy dubbing jest dobrze wykonany, ale skoro przeciwnicy dubbingu wymyślają niestworzone teorie na obrzydzenie polskiego dubbingu, to powiem prosto z mostu – przeciwnicy dubbingu to przeważnie ludzie, którzy żyją w poczuciu kompleksów swojego pochodzenia i miejsca zamieszkania. Gdyby mieli możliwość sprzedali by swoje obywatelstwo i pochodzenie za garść srebrników. Nie znają przeważnie historii Polski, mają w nosie patriotyzm i stąd też nie potrafią (bo niby jak przy takiej ignorancji) wygenerować w sobie poczucia dumy i związku z bohaterem mówiącym po Polsku.
Dla nich prawdziwy hero latający statkiem kosmicznym musi mówić po angielsku, czy raczej po AMERYKAŃSKU :]
Niech zgadne, nie masz jeszcze 40 co autorze? Dubing lub lektora polubisz jak przestaniesz widziec literki na ekranie.
I tytul jest klibajtowy i mylacy. Nie, nie nie wciskajcie nam dubingu czy, ze nie lubisz dubingu, tylko nie robcie zlego dubingu w grach i filmach. Co jak co, ale jednakgry jeszcze przewazniesie bronia tym dubingiem w przeciwienstwie do filmow aktorskich. Byc moze stoi za tym wciaz tradycja wysokich standardow aktorskich i produkcyjnych podkladania glosow pod animacje u nas. Ale tu i tam juz pojawia sie niechlujstwo, ze przeciez to gry i nie trzeba tak sie starac… W filmach aktorskich od zawsze jest olewactwo, do tego samo udziwekowaienie naszych filmow to tragedia od ZAWSZE, mimo ze technika poszla do prozdu, bo bola nas postsybchrony i szkolenie aktorow do nowej rzeczywistosci i ekspresji oraz do starych dobrych szkol dykcyjnych i wyrazania sie na scenie.
Dlatego tez dzieciaki nie powinny zwalczac tej polskiej tradycji lektorow, bo tu nie chodzi tylko o zla jakosc dubingu i ze tylko napisy. A w grach… Prawde mowiac wole polski dubing, nawet troche drewniany niz napisy, przykro mi, ale gra nie powinna odciagac mi zwroku od tego co musze na ekranie postacia wykonac.
Ta, juz widze ten jezyk Szekspira. Ja wiem, ze chciales tak ladnie napisac, kulturalnie, uzywajac tego okreslenia, synonimu na angielski, ale… jezyk Szekspira do znanego ci dzis angielskiego byl malo podobny, ba, nawet mu wspoczesnym byl niezrozumialy, bo dramaturg zaslynal wymyslaniem i wprowadzaniem do jezyka slow… Np. krokodyla 🙂 Do tego jakbys sprobowal oryginalu okazaloby sie, ze ten jezyk bardziej ci brzmi jak germanski.
A widzisz, a ja ostatnio widze co innego, zamiast pelnej lokalizacji dialogowej gier na polski, to mam tylko napisy, a chetnie bym posluchala gadania. A tak w ogole, to troche kula w plot, bo ty sie czepiasz po pierwsze chyba niedzowolonych prkatyk wydawcow z blokowaniem dostepu do innych wersji i narzucanie tylko polskiej, tak jak iedys narzucano regionalizacje dvd, a po drugie zlej jakosci dubingu. Jakby byla dobra jak mowisz, to by ci w kinie nie przeszkadzal, w grach juz ci nie przeszkadza, o ile masz mozliwosc rezygnacji… Poza tym sporo osob chce bardziej poczuc klimat swiata gry i np. chca, zeby postaci mowily po Grecku albo po Rosyjsku.
Taka mala rada: przed a, ktore nie pelni funkcji i stawiamy przecinki, za to w mimo ze przed ze nie, tylko przed mimo..