Jeśli założymy, że średnia cena premierowej gry to równowartość 60 dolarów (ok. 230 zł – tyle od dekady płacimy za gry na konsole, a ceny gier AAA dla PC w cyfrowej dystrybucji niemal zrównały się z tym poziomem), to w ciągu niecałych czterech lat, które upłynęły od premiery terenowej gry Niantica, przychody z mikrotransakcji odpowiadają sprzedaży 50 milionów kopii premierowej gry.
Takiego wyniku mogą pozazdrości największe istniejące na świecie studia. Sumaryczne przychody z gier Pokémon X/Y, Sun/Moon Omega Ruby/Alpha Sapphire są niższe od wyniku Pokémon Go, jak zauważył Daniel Ahmad. Nic więc dziwnego, że coraz więcej gier z portfolio IP Nintendo trafia w wersjach free to play na platformy mobilne. Oczywiście Pokémon Go jest tu pewnym wyjątkiem, bo to jeden z nielicznych tytułów wykorzystujących geotagging i elementy rozszerzonej rzeczywistości. Kolekcjonerski aspekt Pokémonów oraz nieustanne treningi i pojedynki robią jednak swoje. Dane, które opublikował serwis Sensor Tower wskazują, że popularność zabawnych stworzeni nie maleje – grę pobrano do tej pory ponad 540 milionów razy, już w 2016 roku przychody z Pokémon Go przekroczyły 830 milionów dolarów. W 2017 roku spadły do niecałych 600 milionów USD, w kolejnych latach to 818 i 774 miliony dolarów według szacunków Senor Tower.
Najwięcej na Pokémony wydaja Amerykanie (ponad miliard dolarów z całkowitych przychodów), drugim rynkiem pod względem przychodów z gry jest Japonia (884 miliony dolarów), trzecim Niemcy (wydali do tej pory na cyfrowe stworzenia prawie 182 miliony dolarów). W zestawieniu platform – na Pokémony więcej wydali posiadacze smartfonów z Androidem (1,6 mld USD), nieco mniej użytkownicy produktów Apple (1,4 mld USD).